Maszyna lepsza od Ukraińca. Ten zakład stawia na automaty zamiast pracowników ze wschodu
Zamiast szukać pracowników za granicą, warto zainwestować w automatyzację produkcji – dowodzi polska fabryka mebli. Okazuje się, że zezwolenie na pracę dla osób z Ukrainy jest zbyt krótkie, by w ogóle opłacało się je szkolić.
Jednocześnie ze wschodu blisko na Ukrainę, skąd Polska czerpie dziesiątki tysięcy pracowników. Jak twierdzi Henryk Owsiejew, przewodniczący rady nadzorczej suwalskiej firmy Malow, produkującej meble metalowe, nie zawsze jest to opłacalne.
Problem w terminach
W przypadku tej firmy okazało się, że produkcja jest zbyt skomplikowana, by można było sobie pozwolić na zatrudnianie Ukraińców. Chodzi o zbyt szybko kończące się pozwolenia na pracę.
– Zezwolenia są zbyt krótkie, by w tym czasie wyszkolić nowego pracownika i skorzystać z jego umiejętności. Poza tym potrzeba dużo czasu, zanim poznają oni specyfikę produkcji i wewnątrzzakładowe instrukcje. Niektóre meble są bardziej specjalistycznym produktem i wymagają dokładniejszego poznania. Bariera językowa również jest znacząca – mówi Owsiejew portalowi PuslHR.pl.
W tej firmie bardziej skuteczne okazało się zautomatyzowanie produkcji.
– Nasze szafy ubraniowe początkowo produkowało 14 pracowników z wydajnością 44 szaf w ciągu jednej zmiany. Na kolejnym etapie 12 pracowników wytwarzało 150 szaf. Po wprowadzeniu całkowitej automatyzacji pięciu ludzi produkuje 180 szaf – twierdzi Henryk Owsiejew.
Są jednak tacy pracodawcy, którzy są zdeterminowani, by nie zatrudniać Ukraińców nie ze względu na terminy zezwoleń na pracę, ale na narodowość. Należy do nich choćby kontrowersyjny poseł Marek Jakubiak z Kukiz'15. Otwarcie deklaruje, że woli zatrudniać Polaków.
Inni polscy pracodawcy narzekają na rosnącą presję płacową ze strony pracowników z Ukrainy, którym zdarza się odmawiać pracy za 20 zł na godzinę.