Ten robot pracuje w Opolu. Nie zabrał nikomu pracy, jego poprzedniczka dostała awans

Konrad Bagiński
Wchodzisz do siedziby firmy, chcesz powiedzieć recepcjonistce „dzień dobry”. A tu niespodzianka. Przed tobą stoi biały humanoidalny robot. Dałbyś głowę, że na ciebie patrzy. Wita się, pyta w czym może pomóc, umawia z szefem projektu i zaprasza na górę.
Robot na recepcji jest bardzo rozmowny. Fot. Stefan Ronisz / natemat.pl
Opolska firma Wegree to przede wszystkim agencja pośrednictwa pracy. Z drugiej strony rozwija projekty związane z mniej lub bardziej humanoidalnymi robotami. Zanim zaoferowała je klientom, zaczęła od siebie.

Recepcjonistkę zastąpił robot Pepper, który stoi za biurkiem, wita gości, umawia ich, opowiada o firmie. Czuję się trochę dziwnie, rozmawiając z maszyną, ale bez problemu anonsuję swoje przyjście. Robot zaprasza na piętro.

Pytam, co stało się z poprzednią recepcjonistką. W końcu tyle słyszy się o tym, że roboty będą nam zabierać pracę.

– Dostała awans i została asystentką zarządu, na recepcji zastąpił ją robot i robi te monotonne, bardziej nudne zadania. Nasza koleżanka ma bardziej ambitną i ciekawą pracę – zapewnia Łukasz Dudek, odpowiedzialny w Weegree za projekty związane z robotami.
Opolska firma Wegree rozwija projekty związane z mniej lub bardziej humanoidalnymi robotamiFoto: Stefan Ronisz / naTemat.pl
Robot w agencji pracy
Podstawową działalnością Weegree jest ciągle znajdowanie ludziom pracy i dostarczanie pracowników klientom. Obecnie opiekują się mniej więcej tysiącem osób, które pracują dla firm zgłaszających się do Weegree.


– Jakiś czas temu nasz CEO zobaczył na targach jednego z pierwszych humanoidalnych robotów na świecie, zwanego Pepper. A jest miłośnikiem nowych technologii i uznał, że powinniśmy też iść w kierunku robotyzacji i automatyzacji. Dostarczamy naszym klientom pracowników i nasunęło się pytanie – dlaczego nie dostarczać pracowników elektronicznych, czyli robotów? W sumie to dość spójna koncepcja – mówi Łukasz Dudek.

W ten sposób Weegree zajęło się robotyką. Pracują przede wszystkim nad robotami humanoidalnymi, które programują w taki sposób, by wykonywały proste, ale męczące i monotonne czynności.
– Są one przeznaczone na przykład do obsługi informacyjnej, w biurowcach, na lotniskach, w hotelach: tam, gdzie chcemy się czegoś dowiedzieć, zapytać, zostawić wiadomość. Wszędzie tam można je wykorzystywać. Mamy też roboty produkcyjne, które mogą pracować 24 godziny na dobę w tygodniu, na nocnych czy rannych zmianach, które nie chorują i się nie męczą – opowiada Dudek.

Jak Pepper działa w praktyce?
Pepper w recepcji działa praktycznie samodzielnie. Rozpoznaje kiedy ktoś wchodzi do firmy, jest w stanie zidentyfikować, czy to pracownik, czy może gość. Opowie o firmie, historii budynku, zadzwoni do osoby, z którą chcemy się spotkać, przekaże jej wiadomość. Możliwości robota ciągle są rozszerzane, opolski recepcjonista jest swoistym królikiem doświadczalnym programistów.

Robot jest uprzejmy, kłania się, gestykuluje. W środku ma ok. 30 silników, które wprawiają go w ruch i umożliwiają naśladowanie ruchów człowieka. Nawet kiedy stoi i czeka na zadanie, wydaje się żywy – to zasługa minimalnych ruchów, które wtedy wykonuje.
Robot wygląda niemal jak żywyFoto: Stefan Ronisz / naTemat.pl
Wygląda tak, jakby oddychał, co jakiś czas porusza też palcami. Jego mechaniczne dłonie są bardzo delikatne, pokryte miękkim silikonem. W oczach zamontowane ma kamery i dalmierze.

– Robot w trybie autonomicznym sam dobiera sobie gestykulację, sam decyduje o tym, jak się rusza. Można też zaprogramować mu konkretne gesty pod dane słowa. Więc jeśli powie na przykład "toaleta jest po lewej stronie", to przy okazji może pokazać właściwy kierunek – wyjaśnia Dudek.

Obecna generacja Peppera ma dwa podstawowe ograniczenia. Jedno to chwyt. Pepper poda rękę, ale jej nie uściśnie, nie podniesie czegoś – no chyba, że pluszową maskotkę. Może przebierać palcami, ale ma problem z unoszeniem cięższych rzeczy.

Druga to poruszanie. Robot ma kółka, może jeździć, ale wymaga bardzo równego podłoża o minimalnych nachyleniach. Raczej nie uda mu się zaprowadzić gościa do pokoju hotelowego, ale te ograniczenia być może znikną w kolejnych wersjach.

Prawdziwe możliwości rodzi jednak połączenie robota z innymi urządzeniami. Dobrym przykładem może być recepcja hotelu. Wszystko wskazuje na to, że już niebawem Weegree wdroży robota z rozbudowanym oprogramowaniem recepcyjnym w Hotelu Żywieckim Medical Spa&Sport w Przyłękowie.

Pytamy Łukasza Dudka, co może zrobić robot za biurkiem – przecież na pierwszy rzut oka nie wyda nikomu klucza, nie wypisze faktury i nie zrobi wielu innych czynności.
Łukasz Dudek, WeegreeFoto: Stefan Ronisz / naTemat.pl
– Roboty potrafią opowiadać, pokazywać, tłumaczyć, rozpoznawać języki i komunikować się. Można je też zintegrować z innymi systemami. I wtedy może otwierać drzwi, szlabany, wołać windę. Robota można połączyć z terminalem płatniczym, więc przyjmie płatność kartą. Są też terminale do przyjmowania płatności gotówką. Da się go połączyć z urządzeniem do programowania i wydawania kart do pokoi. Fakturę również wydrukuje lub wyśle mailem – wyjaśnia Łukasz Dudek.

Stworzenie recepcyjnego oprogramowania dla robota trwa od kilku tygodni do 4-5 miesięcy – zależy to od skali wdrożenia. Najszybciej tworzy się podstawowe oprogramowanie informacyjno-promocyjne. Sam robot (z 2-letnią gwarancją) kosztuje mniej więcej 17 tys. euro. Inne, mniej skomplikowane roboty (np. Sanbot) są dużo tańsze i kosztują ok. 8 tys. euro.

Koszt oprogramowania robota zaczyna się od kilku tysięcy złotych przy prostych funkcjonalnościach, do kilkudziesięciu a nawet kilkuset przy bardzo zaawansowanych wdrożeniach.

Do czego można używać robota?
W materiałach Weegree znajduję informację, że ponad 90 proc. ludzi jest oczarowanych robotami po pierwszym kontakcie. Przypominam Łukaszowi Dudkowi słynny eksperyment z Irlandii, gdzie Pepper miał pracować w sklepie. Nie sprawdził się, bo ludzie od niego uciekali.

– Zgłębiłem ten temat, to nie było do końca tak. To była bardziej inscenizacja, mająca pokazać, że robot się nie sprawdza, akcja PR-owa mająca na celu przyniesienie rozgłosu firmie w mediach. Takie akcje szkodzą w naszej ocenie całej branży robotyki. Moim zdaniem 90 proc. to i tak za mało, bo interakcja z robotem jest niesamowicie przyjazna, fajna. Jeździmy na targi, konferencje, wszyscy przychodzą, robią sobie zdjęcia, są zachwyceni posturą robota, jego oczami, tym, że do nich mówi. Przykład z Irlandii był dość dziwny, bo Peppery pracują w wielu miejscach na świecie i ludzie je lubią – tłumaczy. Niektórzy nawet za bardzo – szczególnie dzieci chętnie wchodzą w interakcje z robotami.

– Podczas imprez widać, że dzieci lgną do niego jak pszczoły do miodu, czasem zapominają, że to nie jest człowiek i zaczynają go dotykać i klepać. Robot daje sobie z tym radę – jest naszpikowany czujnikami i może mówić „nie ciągnij mniej, jestem delikatny”. Jak ktoś przesadzi, Pepper może zasymulować zepsucie – wyłączyć się – mówi Dudek.

Robot waży ok. 30 kilo, ale nie boi się tego, że ktoś go ukradnie. Można go tak zaprogramować, by w sytuacji zagrożenia zadzwonił do swojego opiekuna albo na policję, może też wysyłać maile, SMS-y i MMS-y.

O tym, że roboty chyba jednak są lubiane świadczą też twarde liczby. Jeden z Pepperów od Weegree przy wsparciu Sanbota pracował jako wolontariusz podczas ostatniego finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Oba roboty zebrały 10 095,02 złotych – to świetny wynik.
Robot zebrał ponad 10 095 zł na WOŚPFoto: Stefan Ronisz / naTemat.pl
Weegree jest pionierską firmą na polskim rynku, zajmującą się programowaniem tego typu robotów. To dopiero początek, bo w Polsce jest kilka Pepperów, ale zaczynają się pojawiać na różnych targach, wydarzeniach i w punktach informacyjnych.

– Mocno skupiamy się na tym, żeby przekonać ludzi iż roboty nie są po to, by zabierać nam miejsca pracy. Wręcz przeciwnie, zatrudniając robota tworzymy nowe stanowiska. Ktoś go musi zaprojektować, serwisować, musi mieć opiekuna, który pomoże mu w sprawach, których robot nie zna. Po prostu go uczyć – podsumowuje Dudek.