Fort Trump w Polsce Wschodniej? Mieszkańcy powinni się modlić, by inwestycja nie trafiła w ich okolice

Adam Sieńko
Mam nadzieję, że zbudujemy razem w Polsce „Fort Trump” - rzucił Andrzej Duda w trakcie spotkania z Donaldem Trumpem. Niedługo później dowiedzieliśmy się nawet, w jakich okolicach mieliby stacjonować nasi amerykańscy sojusznicy. Z tej inwestycji będą się jednak prawdopodobnie cieszyć wszyscy poza ich bezpośrednimi sąsiadami.
Gdzie powstanie Fort Trump? Kancelaria prezydenta Dudy wskazała, że chce jego budowy w Polsce wschodniej albo północno-wschodniej. Arkadiusz Stankiewicz/Agencja Gazeta
Polski prezydent rzucił pomysł stworzenia bazy wojskowej pod żartobliwym hasłem „Fort Trump” w trakcie swojej wizyty w Białym Domu. Ukuta przez niego nazwa trafiła raczej w gust przywódcy Stanów Zjednoczonych, co było widać chociażby po jego minie.

Do ostatecznej decyzji jest jednak daleko. Tuż po spotkaniu francuska agencja prasowa poprosiła o komentarz resort obrony narodowej USA. I okazało się, że zdaniem Amerykanów istnieje jeszcze „bezmiar szczegółów” do omówienia, zanim ktokolwiek wyda jakąkolwiek decyzję w tej sprawie.

Naszej administracji to jednak najwyraźniej nie zraża. W trakcie piątkowego spotkania z dziennikarzami szef KPRM Michał Dworczyk rzucił, że baza wojskowa miałaby zostać ulokowana na wschodzie lub północnym wschodzie Polski. Według szacunków utworzenie takiej bazy kosztowałoby nas około 2 mld dolarów.


Fort Trump – dlaczego nie?
Niezależnie od tego, gdzie baza zostałaby zlokalizowana, mieszkańcy mogliby mówić o pewnego rodzaju niedźwiedziej przysłudze. Dlaczego? Coś na temat obecności wojsk w swoim regionie mogliby powiedzieć mieszkańcy Słupska. Gdy zapadła decyzja o budowie tarczy antyrakietowej w okolicznym Redzikowie, w mieście zapanowała radość.
Według szacunków utworzenie bazy kosztowałoby nas około 2 mld dolarówfacebook.com/pg/prezydentpl
Życie szybko te plany zweryfikowało. Nie minęło nawet kilka miesięcy od wmurowania kamienia węgielnego, a ceny najtańszych mieszkań już skoczyły do góry o 20-30 proc. Te zresztą szybko się skończyły, bo miejscowi wyczuli interes i zaczęli odpicowywać swoje kawalerki. Bo Amerykanie chcieli szybko i drogo. W ten sposób, przynajmniej jeśli chodzi o rynek mieszkaniowy, korzyść osiągnęli nieliczni. Gros słupczan dostało za to po kieszeni.

Pojawiły się również problemy z realizacją niektórych inwestycji. O tym, co można zbudować w pobliżu strefy militarnej, decyduje tam Departament Obrony USA. Dzieje się tak za każdym razem, gdy budynek przekracza wysokość zapisaną w umowach między Polską i USA. Choć miasto wydało na sam projekt hali sportowo-widowiskowej 750 tys. zł, budowa ciągnie się już od kilku lat. Ostateczną przeszkodą okazał się jednak brak dofinansowania z Ministerstwa Sportu.

Lenistwo polityków
Poza powyższymi utrudnieniami, przed wybraną gminą pojawi się jeszcze jedno wyzwanie. Polscy samorządowcy zwykli mocno rozleniwiać się koniunkturą nakręcaną przez stacjonujące wojska. Gdy przychodzi czas likwidacji, pojawia się więc spory problem. Całą analizę na ten temat znajdziemy np. w pracy „Miasto po likwidacji garnizonu”. Autorka nie zostawia na samorządach suchej nitki, pisząc, że Polacy nie interesują się doświadczeniami płynącymi z zagranicy.

– Nie korzystają˛ z zaproszeń na konferencje czy też propozycji przystąpienia i aktywnego uczestnictwa w rekonwersyjnych sieciach współpracy międzynarodowej – czytamy.

Efekt? Zdaniem ekspertów z Rządowego Centrum Studiów Strategicznych wycofanie wojska przynosi negatywne skutki dla lokalnego rynku pracy. – Przeważająca większość zlikwidowanych garnizonów była zlokalizowana w regionach o najwyższej stopie bezrobocia, a wyprowadzenie wojska powoduje poważne zubożenie społeczeństwa i znaczne problemy społeczne – pisze autorka raportu.