Dzik niewinny, ale i tak ma zginąć. Minister chce płacić za ich truchła

Konrad Bagiński
Ministerstwo raz grozi myśliwym, raz kusi ich pieniędzmi, by tylko wystrzelali jak najwięcej dzików. Ci bronią się rękami i nogami, wspomagani przez ekologów. Minister rolnictwa jako jedyny nie wie, że strzelanie do dzików nie zatrzyma zabijającego całe stada świń wirusa ASF. Cuda zdziałać może za to higiena i rygor sanitarny.
Myśliwi nie zamierzają przykładać ręki do eksterminacji dzików, uznając ten pomysł za chybiony i nierealny. Fot. Mieczysław Michalak / Agencja Gazeta
Czym jest wirus ASF?
W Polsce coraz szybciej rozprzestrzenia się wirus ASF – afrykańskiego pomoru świń. Nie ma na niego szczepionki, nie ma lekarstwa, zarażone zwierzęta giną. Zagraża on tylko świniom, dzikom i ich nielicznym krzyżówkom.

Ministerstwo Rolnictwa od dawna poszukuje metod na zahamowanie rozwoju epidemii, ale ogranicza się tylko do zapowiedzi masowego wymordowania dzików w Polsce. Tylko, że to nie dziki odpowiadają za to, że wirus trafia do chlewów i tam sieje śmiertelne żniwo. Przynoszą go tam ludzie.

Co więcej, za fakt, iż w Polsce dzików jest więcej, niż powinno, odpowiadają w znacznej mierze myśliwi, którzy obecnie mają dokonać rzezi tych zwierząt. A na dodatek nieźle na tym zarobić.


Zielone kapelusiki nie chcą strzelać
Większość myśliwych nie zamierza przykładać ręki do eksterminacji dzików, uznając ten pomysł za chybiony i nierealny. Faktycznie – wybicie dzików na jakimś terenie, np. województwa, jest niemożliwe do zrealizowania. No chyba, żeby zaangażować do tego całą armię, policję, wojska obrony terytorialnej i inne uzbrojone służby. A i to nie zagwarantuje sukcesu.

Na dodatek dziko żyjące zwierzęta po prostu nie mieszają się z zagrodowymi świniami. Zarazki do hodowli przenoszą ludzie, w praktyce wystarczy zachować rygor sanitarny, by nie dopuścić wirusa do hodowli. Tymczasem osoby chodzące po lesie, w tym myśliwi, przenoszą ASF do chlewni na odzieży i obuwiu. Martwe świnie i odpadki z rzeźni wyrzucane są do lasów, gdzie zarażają się nimi dziki.

Zarówno myśliwi, jak i ekolodzy, powtarzają, że ASF-u nie wyeliminuje się przez odstrzał dzików. Taką tezę postawiła też Europejska Agencja Bezpieczeństwa Żywności.

Myśliwi twierdzący, że dzików w Polsce jest za dużo, mogą mieć rację. Ale sami są odpowiedzialni za wzrost ich populacji. Na nęciskach leżą dosłownie tony gnijącego jedzenia, które ma wabić dziki i jest dla nich darmową stołówką. W lasach naprawdę można znaleźć całe stosy ziemniaków, buraków, kukurydzy a nawet psujących się bananów – odrzutów z supermarketów.
Zabijanie dzików nie powstrzymało ASFFoto: Agnieszka Morcinek / Agencja Gazeta
Dziki w Polsce
W Polsce nie ma też zbyt dużo drapieżników polujących na dziki. Jedynymi są wilki, na które myśliwi i tak mają chrapkę, mimo, iż populacja jest nieliczna i dopiero się odradza.

Ale nawet myśliwi nie zamierzają dokonywać rzezi dzików, mimo zachęt i gróźb ze strony urzędników. Minister rolnictwa, Krzysztof Ardanowski, kilka tygodni temu twierdził, że jeśli myśliwi nie wybiją zwierząt w lasach, to będą odpowiedzialni za rozprzestrzenianie się ASF. Wysuwał też zawoalowane groźby zmuszenia ich do takiej działalności i odbierania uprawnień do polowania.

Obecnie Ardanowski zamierza płacić myśliwym za strzelanie do dzików, zachęca wypłatą 650 złotych od sztuki. – To przekupywanie może nie być skuteczne, żeby zachęcić myśliwych do tego działania – twierdzi cytowany przez money.pl Miłosz Marszał, myśliwy, sekretarz Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Łowieckich i Okołołowieckich. Dodaje, że łowiectwo nie ma być źródłem dochodów.

Wcześniej okazało się, że mięso świń wybitych z powodu epidemii ASF i tak trafiło prawdopodobnie na rynek w postaci konserw dla wojska, szpitali i więzień.