Głupszej podwyżki nie dało się wymyślić. Pracownicy NFZ żądają, by wyrzucić ich z pracy

Konrad Bagiński
Księgowe w szpitalach wpadły w czarną rozpacz, część żąda, by wyrzucić je z pracy. Chodzi o podwyżki dla lekarzy. Są one tak skonstruowane, że muszą liczyć wszystko „na piechotę”, wypełniać stosy papierów i tworzyć aneksy do aneksów umów.
Sposób udzielania podwyżek w służbie zdrowia zrodził niesamowitą biurokrację, jakiej księgowe jeszcze nie widziały Foto: Tomasz Waszczuk / Agencja Gazeta
Narodowy Fundusz Zdrowia wypłaci lekarzom podwyżki zobowiązał się też do pokrycia kosztów ich dyżurów i składek. Pomysł nie jest zły, ale towarzysząca mu biurokracja doprowadziła księgowość szpitali do wrzenia.

Jak opisuje Gazeta Wyborcza, księgowe w jednym z szpitali chcą, by wyrzucić je z pracy. Poczucie obowiązku nie pozwala im odejść, wiedzą, że ich następczynie sobie z tym nie poradzą.

Ale widzą też nawał ogromnej, absurdalnej pracy, jaka je czeka – mimo że są przecież przyzwyczajone do dość monotonnej, biurowej pracy o dużej skali odpowiedzialności.


Podwyżki dostają pielęgniarki, lekarze i ratownicy medyczni. W przypadku pielęgniarek jest tak: zgodnie z porozumieniem z ministrem zdrowia, od września mają 1,1 tys. zł podstawy. Minister zdecydował, że za koszty pracodawcy (czyli szpitala), na które składają się m.in. wyższe składki, premie i stawki za dyżury.

Zróbmy aneks do aneksu
Szpitale najpierw musiały więc podpisywały aneksy do kontraktów, dzięki którym NFZ płaci im 1,6 tysiąca zł za każdy etat pielęgniarski. A następnie aneksy do owych aneksów, w których Fundusz zobowiązuje się do pokrycia zwiększonych kosztów pracodawcy.

Na dodatek zasady wypłaty każdej podwyżki są inne – są uzależnione m.in. od stażu. To rodzi potworny chaos – a mówimy tylko o pielęgniarkach. Podobne kłopoty związane są z kontraktami i wypłatami dla ratowników i lekarzy.

– To mordercze liczenie. Głupszej podwyżki jeszcze chyba nikt nie wymyślił – mówi księgowa, cytowana przez gazetę.