Pilot LOT-u dostał wezwanie do zapłacenia za odwołany rejs: 600 tys. złotych. To ma złamać strajkujących

Mariusz Janik
600 tysięcy złotych odszkodowania ma zapłacić pilot, który odmówił lotu do Toronto. To nie jedyny pracownik polskich narodowych linii lotniczych, który dostał od firmy przedsądowe wezwanie do zapłaty. – Celem tych wniosków jest zastraszenie – kwitują sytuację związkowcy.
Rafał Milczarski, prezes PLL LOT, podczas wczorajszego spotkania ze strajkującymi. Fot. Dawid Żuchowicz / Agencja Gazeta
Już niemal od tygodnia związkowcy z PLL LOT pikietują w siedzibie firmy, co zaczęło w końcu skutkować odwoływaniem rejsów. Zarząd linii postanowił zatem sięgnąć po równie ważkie argumenty: menedżerowie uznali, że skoro strajk jest nielegalny (sąd nie zdecydował jeszcze, czy referendum, na mocy którego zorganizowano strajk, było legalne), to firmie należą się odszkodowania za anulowane loty.

LOT żąda od strajkujących pracowników odszkodowań
Wezwanie do zapłaty 600 tysięcy złotych za odwołany rejs do Toronto otrzymał pilot, który odmówił wykonania tego lotu. – Zatrudniony na umowę o pracę i mający prawo do strajku – podkreślała Agnieszka Szelągowska, wiceprzewodnicząca Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego. Podobne pisma mają dostawać inni pracownicy i, o dziwo, również osoby spoza firmy.


– Zwykły człowiek, jak słyszy, że ma zapłacić te kilkaset tysięcy, to się po prostu boi – komentował w rozmowie z next.gazeta.pl Piotr Szumlewicz, szef mazowieckiego oddziału OPZZ, który podkreśla, że – najwyraźniej za wsparcie strajku – również otrzymał wezwanie do zapłacenia 200 tys. zł. (być może chodzi o roszczenie za wcześniejsze wypowiedzi Szumlewicza na temat prawa do strajku w PLL LOT).

– Nad prezesem spółki jest kodeks spółek handlowych. Odzyskiwanie tych pieniędzy to mój prawny obowiązek, nie mogę się tych środków nie domagać – odcinał się w rozmowie z money.pl prezes Rafał Milczarski. – Jesteśmy w stanie wskazać winnego pracownika odwołania danego lotu. I oczywiście będziemy wysyłać takim osobom noty obciążeniowe, gdy już policzymy całość strat – kwitował.

Zdaniem Milczarskiego strajk to próba powrotu do czasów, kiedy „związki zwalniały zarządy”, co było „największą patologią spółek państwowych”. Dziś jego adwersarze chcą doprowadzić do zapaści firmy. Z kolei związkowcy domagają się – na początek – przywrócenia do pracy liderki związkowej, Moniki Żelazik, oraz powrotu do regulaminu wynagradzania z 2010 r.