
Reklama.
Z wczorajszego rozkładu lotów wypadły cztery połączenia: o 8.15 do Norymbergi, o 15.10 do Tokio, o 16.30 do Seulu i o 17.05 do Toronto. – Z powodu nielegalnego strajku stewardess i pilotów zostaliśmy zmuszeni do odwołania w sumie czterech naszych rejsów, w tym trzech dalekiego zasięgu – informował rzecznik firmy, Adrian Kubicki.
W przypadku trzech rejsów dalekiego zasięgu do pracy nie stawili się kapitanowie, jeśli chodzi o Norymbergę – szefowa pokładu – wyliczał Kubicki. – Oznacza to, że w przypadku tych trzech rejsów kilkunastoosobowa załoga była gotowa do pracy, a nie może wykonać swoich czynności służbowych z powodu odmowy świadczenia pracy przez kapitana, czy szefową pokładu – dodawał.
Jak podkreślił rzecznik firmy, PLL LOT stara się przebukowywać bilety swoich klientów, by mogli dotrzeć na miejsce jak najszybciej. Jednocześnie firma liczy straty – bowiem tylko odwołany lot do Toronto miał oznaczać dla przewoźnika milion złotych strat. Linie sugerują, że będą dochodzić odszkodowania za straty od organizatorów strajku.
Tymczasem konflikt w państwowym gigancie wszedł w apogeum. Liderów związkowych z PLL LOT zwolniono z pracy podczas spotkania z zarządem, około 80 osób mogło dostać wypowiedzenia pocztą elektroniczną. To bezceremonialne pożegnanie ze związkowcami było możliwe dlatego, że legalność akcji protestacyjnej jest wciąż kwestionowana przez menedżerów firmy.
Strajk – polegający na dobrowolnym, powszechnym powstrzymaniu się od pracy – został ogłoszony na podstawie referendum strajkowego, jakie odbyło się w firmie wiosną. Referendum zostało zaskarżone przez zarząd w sądzie – a ten wciąż nie podjął ostatecznej decyzji. Związkowcy poszli za ciosem, nie czekając na decyzje sędziów.