Dobra zmiana mogłaby się uczyć organizacji od PZPR. Wtedy umieli uczcić ważne święta

Konrad Bagiński
Kiedyś to mieli rozmach w świętowaniu – mogą dziś wzdychać politycy PiS, po tym jak w praktyce udało im się położyć obchody Święta Niepodległości. Okazja do pozostawienia czegoś trwałego i cennego w rocznicę odzyskania przez Polskę niezależności legła w gruzach.
Na 1000-lecie Polski, socjalistyczne rządy zbudowały 1400 szkół. Po 100-leciu niepodległości nie zostanie nic trwałego Fot. Agnieszka Sadowska / Agencja Gazeta
Czasy słusznie minione – jak czasami publicyści określają czasy Polski Ludowej – wydają się dziś okresem straconych szans, umierającej gospodarki i bezsensownych inwestycji. To jedna strona medalu, bo Polacy w tym okresie musieli stanąć w obliczu konieczności odbudowy kraju z wojennych zgliszcz.

A wszystko to pod czujnym okiem radzieckich towarzyszy, przy każdej okazji podkreślających swoją dominację i wydających rozkazy.

Jest też druga strona, o której wiele osób nie chce dziś pamiętać a którą przywołał Leszek Miller. Brutalnie, ale szczerze. Były premier skrytykował rząd PiS za brak dobrego pomysłu na upamiętnienie 100-lecia niepodległości.


– To była wspaniała okazja, żeby zostawić jakiś trwały ślad, jakąś trwałą inwestycję, np. wielką bibliotekę cyfrową, salę koncertową, jakieś centrum technologiczne. Skoro biedna Polska Ludowa była w stanie stworzyć tysiąc szkół na tysiąclecie, to dlaczego obecna Polska nie jest w stanie stworzyć stu szkół na stulecie? Chodzi mi o inicjatywy, które będą na tyle wymowne, że każdy, kto się pojawi w pobliżu, będzie mógł sobie przypomnieć: "o, przecież to było na stulecie Rzeczpospolitej" – mówił Miller w "Faktach po Faktach" w TVN24.

I jakkolwiek byśmy nie zaklinali rzeczywistości, to już dziś wiadomo, że okazja do stworzenia czegoś dobrego, z czego korzystałyby następne pokolenia została zaprzepaszczona.
Starcia z policją podczas Marszu Niepodległości w Warszawie w 2011 roku.Fot. Robert Kowalewski / Agencja Gazeta
– Marsz przejdzie i minie, niezależnie od tego, co się tam zdarzy. Nie zostanie nic takiego, co by pobudzało emocje Polaków – mówił Miller.

Tysiąclatki były skokiem cywilizacyjnym
Polska Ludowa do jubileuszu tysiąclecia państwa polskiego przygotowywała się od lat. Już jesienią 1958 roku Władysław Gomułka rzucił hasło "Uczcijmy ten jubileusz naszej państwowości przez zbudowanie na pożytek młodemu pokoleniu tysiąca szkół!".

Oczywiście miał swoje polityczne powody, wszak owo tysiąclecie przypadało na 1966 rok i było rocznicą chrztu Polski. Tego określenia akurat w oficjalnych przekazach starannie unikano, ale w ciągu dekady w kraju faktycznie stanęło aż 1411 nowych szkół. Budowanych naprędce, w czynie społecznym, z wykorzystaniem wojska i publicznych zbiórek.

Szkoły tysiąclatki stoją do dziś, do dziś uczą się w nich dzieci. Nie są może piękne, w końcu to betonowe klocki, które miały być przede wszystkim funkcjonalne i rozwiązać palący problem przeludnienia szkolnych klas. Polska wchodziła w okres wyżu demograficznego i na początku lat 60. w każdej klasie uczyło się średnio ponad 70 uczniów. W dzisiejszych czasach jest to całkowicie nie do pomyślenia, klasy 30-osobowe są dziś uznawane za zbyt duże.

Teraz będą capstrzyki
– Co moglibyśmy zrobić? To jest olbrzymie pole do popisu, pomysłów można mieć mnóstwo i co ciekawe, te najfajniejsze są oddolnymi inicjatywami, o których niewiele się mówi. Na przykład leśnicy i harcerze wzięli się za sadzenie lasów, na Kaszubach, gdzie rok temu przeszła nawałnica i zginęli ludzie, posadzą orła z drzew. I tak by te drzewa sadzili, a tak przy okazji stworzą pewien symbol odnowy – mówi INNPoland socjolog Hubert Gieliński.
Od kilku lat obchody Święta Niepodległości tłumnie wizytują nacjonaliściFot. Kuba Atys / Agencja Gazeta
– Słyszałem też o przynajmniej kilku akcjach polegających na oddawaniu krwi, pod roboczym hasłem „100 litrów na 100-lecie niepodległości”. I to jest wspaniałe, kompletnie nie liczy się to, czy oni faktycznie zbiorą po te 100 litrów, czy nie. Ale pod hasłem oddawania krwi za ojczyznę uczy się ludzi wspaniałego, nowoczesnego patriotyzmu – dodaje.

W ostatnich dniach głośno jest o tym, jak do swojej rocznicy niepodległości przygotowuje się Finlandia. W Helsinkach niedługo zostanie otwarty gmach nowoczesnej biblioteki ze 100 tysiącami książek. Nazwano go Oodi, znajdzie się w nim m.in. sala kinowa, multimedialne studia, maszyny do szycia a nawet sauna.

Tymczasem w Polsce wydamy 200 mln złotych na zorganizowane naprędce marsze, akademie i odczyty.

– Co z tego, że w większych miastach odbędą się uroczystości, skoro większość Polaków nawet ich nie zauważy i nic nie będzie z nich miała? Nic, z czego moglibyśmy być dumni, co przypominałoby nam o niepodległości – pyta socjolog.

O słynnych kolumnach Macierewicza, które zmieniły się w ławeczki Błaszczaka nie chce nawet mówić. Chodzi o pomysł byłego ministra obrony, który w całej Polsce postanowił postawić setkę kolumn, które miałyby upamiętnić rocznicę odzyskania niepodległości. Jego następna zamienił kolumny na ławeczki, które i tak nie mają szans stanąć na ulicach 11 listopada, bo nikt ich jeszcze nawet nie zamówił. Może będą na Boże Narodzenie – każda ławeczka ma mieć przycisk, po którego wciśnięciu będzie wygrywała melodie pieśni niepodległościowych, gniazdko do ładowania i wi-fi.

W efekcie na 100-lecie niepodległości będziemy mieć kilka nudnych uroczystości, okolicznościowe sesje rad miast, rondo w Radomiu, makietę Pałacu Saskiego i pomnik Lecha Kaczyńskiego przy placu Piłsudskiego w Warszawie.