Oto jak Polacy robią w konia ubezpieczycieli. I jeszcze nie widzą w tym nic złego

Konrad Bagiński
Błędne koło toczy się w Polsce jak karuzela absurdu. Narzekamy na coraz droższe ubezpieczenia, jednocześnie rośnie grupa osób, które nie widzą nic złego w oszukiwaniu firm ubezpieczeniowych. Mowa nie tylko o zawodowych oszustach, ale i zwykłych obywatelach, którzy pocztą pantoflową przekazują sobie rozmaite metody oszustw na ubezpieczycielach. Prawie co czwarty z nas akceptuje takie zachowania.
Wyłudzenia ubezpieczeń w segmencie komunikacyjnym to jedna z najpowszechniejszych form oszustw. Foto: : Nattapong Sirilappanich / 123rf.com
Problem jest poważny. Badania (np. Moralność Finansowa Polaków 2018) pokazują, że coraz więcej osób akceptuje oszukiwanie firm ubezpieczeniowych. Obecnie nic złego w nieetycznych zachowaniach finansowych nie widzi ponad 23 proc. badanych. Rok temu było to poniżej 22 proc.

Niby różnica niewielka, ale pokazuje, że akceptacja dla oszustów nie dość, że nie spada, to jeszcze rośnie. Można zaryzykować tezę, że to nasz sport narodowy a w użyciu są metody wręcz prymitywne, szczególnie w przypadku ubezpieczeń komunikacyjnych.

Bo tak naprawdę symulowanie stłuczek jest dziecinnie łatwe. Jak to robią amatorzy i profesjonaliści? Każdy kierowca zna miejsca, gdzie o stłuczkę jest bardzo łatwo. Chodzi o skrzyżowania z niejednoznacznym oznakowaniem, kiepską widocznością lub bardzo ruchliwe.


Wystarczy pojeździć godzinę po mieście i niby przypadkiem nadziać się na auto, które wystawiło nos poza swój pas albo wymusiło pierwszeństwo. Najlepsze są okolice supermarketów, ronda i zatłoczone osiedla. Ważne jest, by w okolicy nie było za dużo kamer, bo jeśli okaże się, że ktoś przez pół godziny jeździł wokół jednego ronda, policja może nabrać podejrzeń.

Druga metoda wymaga pomocy wspólnika. Wystarczy jakieś odludne miejsce, by delikatnie zderzyć się dwoma autami, w taki sposób, by uszkodzić maksymalnie dużo dość drogich części. Wymaga to doświadczenia i wiedzy, ale nie jest trudno tak uderzyć jednym samochodem w drugi, by popsuć maskę, pas przedni, drzwi, błotnik i światła.
Oszukanie ubezpieczyciela nie jest specjalnie trudneFoto: 123rf.com
Spisuje się oświadczenie, inkasuje odszkodowanie a naprawy można zrobić za grosze, wcale nie używając do tego nowych części, lecz używane. W takiej sytuacji najbardziej opłaca się uderzyć tanim autem w drogie. Właściciel pierwszego i tak nie straci wiele, drugi sporo zyska.

Profesjonaliści potrafią nawet zaaranżować miejsce wypadku. Zdarzają się sytuacje, gdy wezwana na miejsce policja napotyka rozbite na drzewie auto i porozrzucane wokół niego części. I rzadko wychodzi na jaw, że auto przyjechało już rozbite na lawecie a cała scena jest pięknie zaaranżowana.

Ubezpieczyciele znają nawet przypadki aut, które kilka razy płonęły, były naprawiane tylko na papierze, by niedługo potem rozbić się drugi raz. Skala finansowa takich zdarzeń jest bardzo różna, najczęściej chodzi o kilka tysięcy złotych, ale zdarzają się i próby oszustw na kilkanaście czy kilkadziesiąt tysięcy.

Jakie zachowania są uznane za nieetyczne?
Wbrew pozorom nie chodzi o nieoddanie sprzedawczyni grosika "przy okazji". Chociaż w katalogu nieetycznych zachowań znajduje się niezwrócenie uwagi sprzedawcy, który pomylił się na swoją niekorzyść. To również zatajanie różnych informacji, które utrudniłyby wzięcie kredytu, przepisywanie majątku na rodzinę, płacenie gotówką bez rachunku czy praca na czarno, pozwalająca uniknąć egzekucji długów.

W skład zachowań zwanych permisywizmem społecznym wchodzą też czyny takie, jak posługiwanie się cudzym dokumentem tożsamości, by uzyskać kredyt oraz zawyżanie wartości poniesionych szkód, by uzyskać nienależne odszkodowanie.
Fala "uszkodzeń" iPhone'ów wzbiera zawsze tuż przed premierą nowego modeluFot. Pixabay
Nie da się ukryć, że to paradoks. Można go trochę porównać do relacji obywateli z policją. Wiele osób nie darzy tej instytucji zaufaniem, ale gdy tylko zdarzy się coś złego, żądają szybkiej interwencji i pomocy.

– Ubezpieczenia są bardzo specyficzne, nieintuicyjne. Płacę, ale co za to mam? Wiele osób myśli, że odszkodowanie. Nie, tak naprawdę kupuje się ochronę ubezpieczeniową. Płacenie składki nie oznacza, że dostanie się świadczenie. A to dobrze, bo mieliśmy szczęście i nic złego się nie stało – mówi INNPoland.pl Maciej Kawecki ze Szkoły Głównej Handlowej.

– Indeks Akceptacji Nieetycznych Zachowań Finansowych odwzorowuje poziom społecznego przyzwolenia na nadużycia. Przyzwolenie wyznacza sprzyjające środowisko dla tych nadużyć, ponieważ osoby popełniające je nie tylko nie muszą obawiać się społecznej niechęci, ale mogą liczyć na swoiste wsparcie ze strony otoczenia – wyjaśnia prof. dr hab. Anna Lewicka–Strzałecka, autorka badania.

Dlaczego akceptujemy wyłudzanie?
– Składa się na to kilka elementów. Pierwszy to kwestia wiedzy i umiejętności korzystania z ubezpieczenia. Jej brak powoduje, że oczekiwania są nieadekwatne do tego, co oferuje zakład w ramach ochrony ubezpieczeniowej. Gdy odmawia wypłacenia świadczeń, wiele osób nie przyjmuje tłumaczenia, że czegoś nie było w zakresie umowy, albo były wyłączenia – zapisane zresztą w ogólnych warunkach ubezpieczenia. Stąd może się brać się irytacja na ubezpieczycieli – mówi w rozmowie z INNPoland.pl Maciej Kawecki.

– Druga kwestia to sytuacje, w których zakłady ubezpieczeń zwlekają z wypłatą świadczeń bądź ich odmawiają lub zaniżają, niekoniecznie mając ku temu powody. Na szczęście jakość procesu likwidacji szkód ulega systematycznie poprawie. Problemem pozostaje więc wiedza i umiejętność korzystania z produktu – dodaje.
Wiele osób podstawia samochody pod złamane drzewa, sugerując, że to one są odpowiedzialne za wcześniejsze uszkodzeniaFot. Dariusz Borowicz / Agencja Gazeta
– O wyłudzeniach mówi się coraz częściej, ale nie sądzę, by akceptacja dla nich rosła. Analiz tego zjawiska jest mnóstwo, ale w największym – Diagnozie Społecznej, trwającym 15 lat badaniu obejmującym między innymi wrażliwość na dobro wspólne – widać, że akceptacja dla działań niezgodnych z prawem maleje – oponuje dr Piotr Majewski z Wyższej Szkoły Bankowej w Toruniu.

– Jeśli popatrzymy na postawy polskiego społeczeństwa, to ludzie akceptują różne rzeczy. Jedni niepłacenie podatków, inni jeżdżenie na gapę, a kolejni wyłudzanie odszkodowań. Wynika to czasem z braku poczucia, że to także nas bezpośrednio dotyczy. Akceptujący wydaje mu się, że nic się nie stało, ktoś wziął więcej pieniędzy, ubezpieczyciel przecież jest bogaty. Brakuje po prostu refleksji, skąd się wzięły te pieniądze. Bo przecież pochodzą ze składki osoby, która to akceptuje – dodaje Majewski.

Co kieruje wyłudzaczami?
– Motywów jest wiele. Wynika to z braku edukacji, wiedzy, być może wcześniejszych niekorzystnych doświadczeń. Jeden sprawca oszukuje, bo nie ma pieniędzy, inny bo mu się udało, trzeci jest chciwy. Tu też generalizowanie generalnie szkodzi – uśmiecha się Piotr Majewski.

– Akceptacja wyłudzeń to też kwestia strachu przed karą. Z dr Piotrem Majewskim robiliśmy badania, z których wynikło, iż ludzie najbardziej się boją urzędów skarbowych, natomiast na końcu stawki były zakłady ubezpieczeń i ZUS. Czyli badani uważali, że w ich przypadku nie ma dużego zagrożenia karą. Oczywiście nie musi się to odnosić do rzeczywistości, to kwestia postrzegania – mówi nam Marcin Kawiński.

Okazuje się, że najchętniej wybaczamy zachowania "o niskiej szkodliwości" – jak chociażby zawyżanie szkód, najmniej zaś np. wykorzystywanie fałszywych dokumentów podczas brania kredytu.

Co ciekawe, akceptację dla nieetycznych zachowań w najwyższym stopniu deklarują osoby z wyższym wykształceniem, zamieszkujące w miastach powyżej 500 tys. mieszkańców, przeważnie młode lub w średnim wieku. Osoby starsze są mniej tolerancyjne dla takich wybryków.

– Trzeba zauważyć, iż nieetyczne zachowania choć tylko części kredytobiorców, nie tylko pogarszają wyniki finansowe instytucji kredytowych, ale również ograniczają możliwości zarabiania na odsetkach tej części klientów, którzy lokują w bankach swoje oszczędności. To przecież z depozytów jest finansowana akcja kredytowa banków. To samo dotyczy unikania płacenia podatków czy alimentów. Ostatecznie to uczciwi podatnicy zapewniają wpływy do budżetu, finansując z nich m.in. wypłatę świadczeń alimentacyjnych z Funduszu Alimentacyjnego za niesolidnych rodziców – zaznacza Andrzej Roter, Prezes KPF i inicjator projektu badań.