"Biznesowa patologia" na nowych taśmach Kaczyńskiego. Prezes przyznaje, że nie płacił już wcześniej

Konrad Bagiński
Ok, dajmy to prawnikom – tak powinien był powiedzieć najbardziej obecnie znany polski deweloper, czyli Jarosław Kaczyński. Tymczasem w sposób zupełnie świadomy kluczył, mącił wodę i unikał rozwiązania sytuacji. To obraz daleki od "wzoru uczciwości", jaki usiłują przedstawiać akolici "dobrej zmiany".
Kaczyński na nagraniach przyznaje, że Srebrna już wcześniej miała sprawy o zapłatę Foto: Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Nowe "taśmy Kaczyńskiego"
Kolejne tzw. taśmy Kaczyńskiego nie wnoszą wiele nowego do obrazu sprawy budowy wieżowca spółki Srebrna, jednak bardzo psują wizerunek prezesa Kaczyńskiego. Obalają mit uczciwego człowieka, który chciał zapłacić, ale w pełni zgodnie z prawem. Bo w ciągu kilkunastu spotkań – a tyle ponoć odbyło się w tej sprawie – rozwiązać można wszystkie problemy, jeśli się oczywiście chce.

Ostatnie opublikowane nagrania pokazują, że Kaczyński próbuje lawirować, wpada w wątki poboczne i dygresje polityczne, na cal nie zbliżając się do rozwiązania. Na którym powinno mu – uczciwemu ponoć człowiekowi – zależeć. Podkreśla przy tym swój brak czasu i zaangażowanie w inne sprawy.


– To typowe lanie wody. Nawet w sytuacjach, gdzie w grę wchodzą dużo mniejsze kwoty, strony zainteresowane spotykają się na kilku różnych poziomach. Szefowie – w tym przypadku powinni być to Jarosław Kaczyński i austriacki biznesmen – ustalają ogólny zarys współpracy, a nad szczegółami pracują specjaliści – mówi nam menedżer dużej firmy z branży telekomunikacyjnej.

Jest zdziwiony faktem, że spotkań było dwadzieścia. To marnowanie czasu, chyba, że akurat walczy się o to, żeby ten czas zyskać, czyli odsunąć wypłatę na tak długo, jak tylko się da.

– Ostatnio pracowałem nad umową na kilka milionów euro i nie było mowy o tym, żeby szefowie rozmawiali o tym, jak zapłacić fakturę. A już coś takiego jak brak podpisanej formalnej umowy byłby nie do pomyślenia. Dziwi mnie fakt, że obie strony nie zleciły szczegółów specjalistom. Napisanie umowy, z karami, terminami, zastrzeżeniami, wyłączeniami odpowiedzialności, to są przecież podstawy – twierdzi nasz rozmówca.
Kaczyński w rozmowie z Birgfellnerem tłumaczył, że nie było podstaw, by zapłacić za pracę austriackiemu inwestorowiFoto: Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Gerald Birgfellner, autor nagrań jest powinowatym Jarosława Kaczyńskiego, mężem Karoliny Marii Wiktorii Tomaszewskiej, córki kuzyna prezesa PiS. Po wykonaniu budowy miał otrzymać wynagrodzenie w wysokości 3 proc. całej inwestycji, czyli ok. 39 mln zł.
Kaczyński w rozmowie z Birgfellnerem tłumaczył jednak, że spółka nie dostanie pozwolenia na budowę wieżowców. W związku z tym, jak uważała Srebrna, nie było podstaw, by zapłacić za pracę austriackiemu inwestorowi.

Ku temu dąży też najnowsza narracja prominentnych polityków PiS, którym pozwolono się w tej kwestii wypowiadać.

– Miała być ta sprawa załatwiona polubownie w wyniku procesu sądowego, a poszła w innym kierunku... Nie ma zobowiązania między Srebrną a tym panem z Austrii. Nie ma innych dokumentów na to, żeby zapłacić. Na tych nagraniach nigdy nie było mowy o omijaniu prawa czy malwersacjach. Nie ma tytułu do zapłacenia temu biznesmenowi z Austrii – tłumaczy kuzyn prezesa PiS, Grzegorz Tomaszewski w rozmowie z "Super Expressem".

Jak powinny wyglądać negocjacje biznesowe?
– Jasne jest, że gdy pojawia się jakiś pomysł, trzeba dokonać jego ewaluacji - czyli ocenić szanse na powodzenie, ryzyko, skalę zysku. Zbadać otoczenie prawne, dowiedzieć się o możliwości finansowania, określić budżet. A potem wszystko i tak oddaje się w ręce specjalistów. Nie spotkałem się jeszcze z sytuacją, gdy ktoś, kto chce inwestować taką sumę, nie ma własnego prawnika - jak Kaczyński – mówi nam ekspert.

W tego typu przypadkach kluczowe jest też ustalenie z księgowością obu stron, jak rozliczyć wzajemne zobowiązania. Chodzi o to, by nie wpaść w jakąś pułapkę finansową i zrobić to tak, by obie strony były usatysfakcjonowane. W zasadzie prezesi spotykają się dwa razy - raz, by przedyskutować sprawę i szanse powodzenia inwestycji, dwa - by podpisać umowę i uścisnąć sobie ręce.

– Poważną umowę muszą też parafować prawnicy, księgowi, dział kontrolingu – formalności jest mnóstwo i nikt, kto szanuje swoje pieniądze, nie może sobie pozwolić na niedociągnięcia – dziwi się menedżer.

– A na dodatek obie strony dyskutują o tak trywialnych rzeczach, jak to, komu wystawić fakturę i jak to ma być rozliczone. To jest sprawa dla prawników – ale o ile dobrze rozumiem, austriacki biznesmen traktował te spotkania jako interwencję po tym, jak spółka odmówiła mu zapłaty – dodaje.

Przypomina też, że w przypadku, gdy jedna strona pozywa drugą o pieniądze, musi wnieść do sądu opłatę w wysokości 5 proc. sumy, o jaką się wnioskuje. Takie rozwiązanie, jakie proponował Kaczyński Birgfellnerowi, stosuje się najczęściej w przypadku, gdy jedna strona uchyla się od zapłaty.

Co ciekawe, prezes PiS przypadkiem wyjawił, że Srebrna miała już takie sprawy – nie tłumaczył jednak ile ich było i czy to jest normalna praktyka biznesowa przedsięwzięć, którymi kieruje lub którym patronuje.

– I takie rzeczy Srebrna, prawda, procesy miała (niezn. słowo), windykacyjne procesy swego czasu, załatwiali, żeśmy to załatwiali i nie ma jakby żadnego problemu. Tylko żebyśmy mieli podstawy, że to chodzi o nas, bo w tej chwili, sami państwo widzicie, co jest – mówi Kaczyński na nagraniach ujawnionych przez Wyborczą.