Minister popłynęła. Twierdzi, że pensje dla nauczycieli są niesprawiedliwe, ale nie zależą od niej

Patrycja Wszeborowska
Minister edukacji Anna Zalewska mówi, że zależy jej na wyższych pensjach dla nauczycieli. Jednak, jak przekonuje, system naliczania wynagrodzeń nauczycielskich w Polsce jest „skomplikowany” i nie zależy od niej, a od samorządów.
Minister edukacji narodowej Anna Zalewska uważa, że wynagrodzenia dla nauczycieli nie zależą od niej. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Samorządy torpedują prace ministerstwa?
W wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” Anna Zalewska komentuje trudną finansową sytuację polskich nauczycieli. Przekonuje, że jej ministerstwo stara się o podwyżki w ich płacach - w 2017 r. zaproponowało podwyżki 3 razy po co najmniej 5 proc. Pierwsza doszła do skutku 1 kwietnia 2018, a ostania przypadnie na styczeń 2020 r. Zmiany w pensjach kosztowały resort 6,5 mld zł.

–  Kilka miesięcy temu okazało się jednak, że mamy duży wzrost gospodarczy i rosnącą średnią płacę. Nauczyciele słusznie więc uznali, że powinni mieć większy udział we wzroście gospodarczym. To jednak nie jest tak łatwe do zrealizowania, bo mamy skomplikowany system naliczania wynagrodzeń, który nie zależy od ministra edukacji – twierdzi.


Jak opowiada szefowa Ministerstwa Edukacji, pensje dla nauczycieli ustala samorząd. Resort zaś określa wyłącznie poziom minimalnego wynagrodzenia.

– To oczywiście ważne, bo na tej podstawie wylicza się wysokość sześciu dodatków np. stażowego i stawki za nadgodziny. Natomiast np. dodatek motywacyjny, za wychowawstwo, za trudne warunki, dla opiekuna stażu jest w gestii samorządu – mówi.

Zaś samorządowe dodatki mogą mieć różną wysokość, która wcale nie zależy od zamożności gminy. Istnieją więc samorządy, które wypłacają nauczycielom dodatki za wychowawstwo w wysokości 450 zł, a są też takie, które płacą 20-30 zł.

Resort wie, jak obejść podstępne samorządy
Minister Zalewska zdaje sobie sprawę, jak bardzo to wszystko frustruje nauczycieli. Zapewnia zatem, że podwyżki będą szybciej - dwie w 2019 r. - i będzie ich więcej, bo doliczą się do nich pieniądze na „godziny pokarciane”, czyli zajęcia dodatkowe, przygotowanie olimpijczyków czy zajęcia wyrównawcze.

Znalazły się również pieniądze na dodatek za wyróżniającą się pracę w wysokości 500 zł, choć w pełnej wysokości będzie wypłacany on dopiero w 2022 r. Również stażyści otrzymają podwyżki w kwocie minimalnej oraz, jak obiecuje minister, specjalny dodatek w wysokości 1000 zł.

Choć minister znów podkreśla, że „Przyznawanie dodatków do pensji nauczycieli to zadanie samorządów” i resort nie może „zwolnić ich od odpowiedzialności za jakość edukacji”, to eksperci z ministerialnego Instytutu Badań Edukacyjnych zadbają, by samorządy nie ustalały tak niskich stawek.

– Instytut Badań Edukacyjnych ma za zadanie opracować nowy system wynagradzania nauczycieli z włączeniem dodatków do wynagrodzenia minimalnego tak, byśmy mogli powiedzieć, że płacone nauczycielom dodatki są stałe. Podobnie jak robimy z oceną dla wyróżniających nauczycieli - tu już nie zdecyduje samorząd. My tu decydujemy i dajemy na to pieniądze – chwali się Zalewska.

Protest nauczycieli
Trudno uwierzyć, żeby Ministerstwo Edukacji tak bardzo nie panowało nad ustalającymi dodatki do pensji nauczycielskich samorządami, skoro nagle podwyżki okazują się możliwe, a samorządy wcale tak bardzo rąk resortowi nie wiążą. Najwyraźniej dla chcącego nic trudnego, a zapowiadane na okres matur i egzaminów końcowych protesty nauczycieli, były wystarczającym motywatorem.