Przyjmij, podpisz – tak Kaczyński rządzi Srebrną. Wzorce żywcem wzięte z cosa nostry
Coraz mocniej sypie się narracja polityków PiS i przedstawicieli spółki Srebrna (trudno odróżnić jednych od drugich) dotycząca bezzasadności żądań austriackiego biznesmena. Wyborcza pisze, że w prokuraturze znajduje się kilkanaście segregatorów dokumentów potwierdzających wykonane przez Birgfellnera prace.
W bezpośredni sposób przeczy to słowom Jarosława Kaczyńskiego, który od czasu wybuchu afery z nagraniami z siedziby PiS wypowiedział się zaledwie dwukrotnie. I to dopiero po dwóch tygodniach od publikacji pierwszych nagrań. Wyłania się z nich obraz coraz bardziej cynicznego biznesmena, w oczywisty sposób przeczącego faktom.
– Ten pan żądał pieniędzy za prace, które były nieudokumentowane w żaden sposób – mówił w wywiadzie dla Polskiej Agencji Prasowej. Wcześniej udzielił długiego wywiadu Michałowi Karnowskiemu z tygodnika Sieci – medium w pośredni sposób kontrolowanego przez twórcę systemu SKOK-ów, senatora PiS, Grzegorza Biereckiego.
Warto zauważyć, że obecny prezes PAP Wojciech Surmacz wcześniej kilka lat pracował jako prezes spółki Fratria, wydającej m.in. tygodnik Sieci i kilka prawicowych portali.
Dokumenty potwierdzające prace
Jak pisze dziś Wyborcza, prezes PiS nie ma pełnego oglądu sytuacji, ponieważ w prokuraturze znajduje się kilkanaście skoroszytów z dokumentami potwierdzającymi prace, jakie wykonał. Jest więc wszystko, czego istnieniu zaprzeczali zgodnie i od samego początku przedstawiciele PiS, Srebrnej i sam prezes Kaczyński.
Są wyjątkowo szerokie pełnomocnictwa, potwierdzenie wykonania prac, faktura, na nagraniach słychać, że panowie byli umówieni i od dawna pracowali razem.
Brak zapłaty dla Austriaka
W tym momencie nie wiadomo więc, co powstrzymywało władze Srebrnej od zapłacenia Geraldowi Birgfellnerowi za wykonaną pracę. Ewidentnie widać, że Austriak dopilnował w zasadzie wszystkiego, co powinien. Wyłania się z tego obraz cynicznej gry, dobrze znanej w kręgach biznesowych, a polegającej na uporczywym unikaniu zapłaty, przeciąganiu procedur i mnożeniu przeszkód.
Austriak miał już usłyszeć, że jest oszustem i że nie dostanie żadnej złotówki, że nie ma faktur, że nie ma umowy, że nie zapłacił podatku VAT-u (chociaż w spółce celowej założonej na potrzeby Srebrnej pieniądze miały pochodzić właśnie z kasy tej spółki) i wiele innych nieprzyjemnych rzeczy na swój temat.
Rola Kaczyńskiego w aferze
W końcu bardzo dziwną sprawą jest niemoc Jarosława Kaczyńskiego, który bardzo usilnie unika odpowiedzialności i zasłania się brakiem formalnego pełnomocnictwa do kierowania spółką. Mimo iż wszystko wskazuje na to, że taką właśnie rolę pełni – skoro to on negocjuje, podejmuje decyzje i zleca działania innym.
Bardzo charakterystyczny jest jednak sposób działania prezesa PiS, który – wzorem amerykańskich mafiosów – posługuje się półsłówkami, nie figuruje w dokumentach, a podpisuje się de facto cudzą ręką. W tym przypadku była to ręka Grzegorza Tomaszewskiego, jego kuzyna i członka rady nadzorczej Srebrnej.
Prezes i jego akolici od dawna powtarzają, że sprawa i uczciwość prezesa są krystalicznie czyste. Mafiosi nie podpisują się pod dokumentami, a swoje polecenia wydają wąskiemu gronu osób, by nie zostawiać obciążających siebie dowodów. Zagadką pozostaje dlaczego robi to krystaliczny i do bólu uczciwy prezes partii mającej w nazwie „prawo” oraz „sprawiedliwość”.
Wspominając świat przestępczy nie sposób nie przypomnieć sobie legendarnego bossa sycylijskiej cosa nostry. Bernardo Provenzano przez 43 lata ukrywał się w chatce w okolicach włoskiego Corleone. Mimo posiadania majątku szacowanego na 600 mln euro i kierowaniu mafią obracającą miliardami, żył w ascezie. Spał w śpiworze, miał maleńki stary telewizor, sam gotował sobie proste jedzenie. A ze światem porozumiewał się przez polecenia wydawane na karteczkach.