Szukają młodych talentów do branży kreatywnej. „Zawsze jest hejt na młodych ludzi"
Branża kreatywna to ciężki kawałek chleba, którego w dodatku dotkliwie brakuje na sklepowych półkach marketu o nazwie "Rynek Pracy". Nie dość, że do branży przedostają się nieliczni, to jeszcze praca, choć ogromnie satysfakcjonująca, bywa niewdzięczna i zwyczajnie trudna. Sprawę dodatkowo komplikuje fakt, że oczekiwania pojawiających się właśnie na rynku pracy młodych ludzi - tak zwanego pokolenia Zet - nie do końca odpowiadają wymagającym realiom branży. Swoistym wytrychem, pozwalającym młodym marketingowcom zaczerpnąć nieco doświadczenia zawodowego, jest konkurs JustBrief, realizowany przez agencję digital marketingową Performante. O tym, co "Zetki" mogą wnieść do branży kreatywnej, a nad czym jeszcze popracować, opowiedział w rozmowie z INNPoland.pl Adam Borczyński, Head of Creative w Performante.
Na pewno nie jest to łatwe, ponieważ branża jest hermetyczna. Duży wpływ ma na to specyfika codziennej pracy - potrzebuje się osób, które mają już doświadczenie, tak by mogły pracować jak najlepiej i najsprawniej dla klientów. Warto także nadmienić, iż agencje pracują na bardzo wysokich obrotach i trudno jest poświęcić wystarczającą ilość czasu początkującej osobie, by ją uczyć i wdrażać.
Wiele się także zmieniło w ciągu ostatniej dekady. Kiedyś najwięcej nacisku stawiano na kreatywność, dziś trzeba mieć umiejętności na styku kreatywności i biznesu. Rozumieć, jak wymyślony przez nas produkt lub kampania działa na ludzi, jak może zostać użyty i do czego jest potrzebny.
Agencje potrzebują zatem konkretnych ludzi ze sprecyzowanymi umiejętnościami. W zderzeniu z tym, że nikt nie ma teraz czasu na to, aby wychowywać nowych pracowników, od młodych oczekuje się, że oni będą z góry wiedzieli, o co chodzi. Oczywiście zdarzają się jednostki, które sprawdzą się doskonale, jednak znakomita większość w sposób zrozumiały potrzebuje wprowadzenia. To przekłada się więc na to, że ludzie odbijają się od drzwi.
Istnieje jakiś sposób, żeby je otworzyć i dostać się do środka? Może jakiś konkretny kierunek studiów?
W większości przypadków kierunek nie ma najmniejszego znaczenia. Zarówno do naszej agencji, jak i naszego konkursu zgłaszają się przeróżne osoby, po różnych kierunkach, mające rozmaite doświadczenia. Zaryzykowałbym wręcz stwierdzenie, że studia w tej branży nie są niezbędne. Przydają się jeśli kandydat jest artystą, bo nauczą go unikalnego patrzenia i wrażliwości, ale pozostałe stanowiska to esencja łączenia różnych umiejętności. Branża digital zmienia się szczególnie szybko i wiedza szkolna szybko się dezaktualizuje. Zanim skończysz studia, świat i technologia wyprzedzą Cię o kilka lat. Liczą się przede wszystkim praktyka i doświadczenie.
To przecież paradoks - młody pracownik nie równa się doświadczenie.
Niestety tak, stąd też nasz konkurs JustBrief, który otwiera tę branżową furtkę i pomaga zdobyć ciekawy punkt do portfolio, ale jest także swego rodzaju weryfikacją umiejętności. Jako pracodawca chcieliśmy dotrzeć do młodego pokolenia. Patrząc na trendy i to, co cechuje pokolenie Zet, które właśnie wchodzi na rynek pracy, staraliśmy się dopasować tę formułę do nich. Poświęcić im czas, a jednocześnie bez upiększania i koloryzowania pokazać, jak wygląda rzeczywistość tej branży.
Brzmi, jakby ta rzeczywistość była brutalna.
Bo jest. Istnieją inne marketingowe konkursy dla młodych, do których można zgłosić się z gotową pracą, przygotowaną wcześniej pod okiem całego zespołu z agencji, w której jest się na stażu lub z grupą znajomych ze studiów. Tymczasem w rzeczywistej agencji tak to nie wygląda.
U nas warunki są jak najbardziej naturalne. Dobraliśmy zespoły, które wcześniej się nie znały. Zespoły miały szansę pracy zdalnej, brief usłyszały dopiero u nas, poznały też klienta, dla którego przygotowywały tę kampanię. Również, jak to często bywa, uczestnicy mieli mało czasu na jej przygotowanie. To, co odróżnia nasz konkurs od rzeczywistości, to fakt, że poświęcaliśmy młodym czas - oferowaliśmy im wsparcie naszych specjalistów z działu kreacji i strategii oraz bieżący feedback.
"Zetki" są samodzielne w zdobywaniu informacji i researchu, jednak w finalnym zaproponowaniu rozwiązania czy strategii często trzeba prowadzić je za rękę.•123rf.com
Jak młodzi zareagowali na zderzenie z tymi realiami?
Zauważyliśmy, że często oczekiwali czegoś, czego im nie zapewniliśmy, czyli mentoringu 24/7. O ile przedstawiciele pokolenia Zet są samodzielni w zdobywaniu informacji i researchu, o tyle w finalnym zaproponowaniu rozwiązania, strategii czy całym procesie budowania kampanii, potrzebują często prowadzenia za rękę. Zazwyczaj nie są pewni swojego własnego zdania i oczekują, że ktoś da im sygnał, że ich sposób myślenia jest prawidłowy.
Część reagowała również zdziwieniem, a nawet złością, gdy komunikując się z nami wszelkimi możliwymi drogami, czy to przez Facebooka czy Instagrama, mentor nie odpisywał im natychmiast i nie wskazywał konkretnej drogi. Jako osoby, które nie pamiętają czasów bez internetu, mają spory problem z tym, że nie każdy jest zawsze online, lub co więcej - nie jest online celowo, nie zabierając pracy do domu.
Nie spodziewali się, że konkurs będzie aż tak realistyczny?
Sądzę, że niektórzy z nich wyobrażali sobie tego typu konkurs jako „Top model”. Czyli, że ktoś ich odbierze z dworca, że będzie szampan, że będzie telewizyjnie. Może nawet jak w amerykańskim serialu. My z kolei pokazaliśmy im, jak rzeczywiście wygląda proces przeprowadzania kampanii z wszystkimi tego aspektami - że czasami trzeba przyjechać do klienta do innego miasta autobusem; że trzeba się zderzyć z tym, że ktoś nie ma dla nas czasu; że termin goni, a moja praca będzie oceniana, że mogę się z tą oceną nie zgodzić, ale muszę przynajmniej jej wysłuchać; że mamy klienta, który ma swoje biznesowe wymagania.
To nie wszystkim przypadło do gustu. My jednak uważamy, że nie ma co koloryzować. Jeżeli ktoś na tym etapie uznał, że ta branża jest do bani, to taka ona jest. Mieliśmy nawet ludzi, którzy przy ogłaszaniu wyników wstali i wybiegli z sali, nie akceptując decyzji jury.
Może tylko wybiegli do toalety?
Śmiechem żartem, ale wydaje mi się, że to jest poważny problem. Komuś zabrakło czasu, żeby go poświęcić tym młodym ludziom. Wina zapewne trochę leży po stronie rodziców, trochę po stronie szkoły. To zaś odbija się czkawką, również w kontekście ich kreatywności czy podejścia do bycia ocenianym.
Pokolenie Zet wychowało się na zadaniach z kluczem. Z tego powodu niektórym młodym ludziom trudno zrozumieć sprzeczne komunikaty, które dostają. Opinia specjalistów to dla nich świętość. Kiedy zatem drugi specjalista się nie zgadza z tym pierwszym, oni nie są w stanie tego zrozumieć, bo „przecież odpowiedź jest tylko jedna”! A to największy ból w branży kreatywnej - tu nie ma jednej dobrej odpowiedzi i tego wszyscy uczymy się wraz ze zdobywanym doświadczeniem.
Dużo pełnych goryczy spostrzeżeń. Ale musieliście zauważyć też coś dobrego w tym pokoleniu.
Oczywiście! Zawsze jest hejt na młodych ludzi lub na ludzi młodszych, bo każde pokolenie różni się od poprzedniego. A pokolenie Zet ma wiele dobrych cech, których brakuje millenialsom.
Są dużo odważniejsi - do konkursu zgłosiło się ponad 300 osób, a nie był łatwy. Widać, że ci ludzie są bardzo ambitni i szukają dodatkowych doświadczeń. Wiedzą, że studia nie do końca przygotują ich do wykonywania zawodu.
„Zetki” chcą też ratować świat, chcą dużo zaoferować. Bardzo dużo też oczekują, a na razie mają nieco mniej do zaoferowania, właśnie dlatego, że nie do końca są jeszcze przygotowani, bo ani szkoła, ani studia ich nie przygotują - zrobi to dopiero doświadczenie.
Jak oceniacie poziom doświadczenia tegorocznych uczestników?
Był bardzo różny. Podczas konkursu zderzyliśmy się z bogatym spektrum zawodników —mają trzy kierunki studiów i pracują w poważnych portalach jako juniorzy czy asystenci. Na drugim wektorze byli ludzie, którzy przyszli zobaczyć, co z czym się je i dopiero nauczyć się, czym jest strategia marketingowa.
Czy oprócz konkursów marketingowych istnieje jakiś inny sposób, by zainteresować rekrutera naszym CV i przedostać się do tej hermetycznej branży?
Liczą się zarówno prozaiczne rzeczy, takie jak porządnie wykonane CV - ktoś, kto ma się za designera, a jego CV jest szablonem z Worda, raczej nie dostanie pracy - ale również treść tego dokumentu.
Po CV wyraźnie widać, jak bardzo ktoś jest zaangażowany i ambitny w stosunku do tego, czym zajmuje się dana firma. Nie trzeba być zatrudnionym, żeby pisać teksty, publikować je w internecie, nauczyć się programów graficznych czy zbudować swoje portfolio - wystarczy chcieć.
W tej branży również klienci oczekują, że będziemy myśleć biznesowo, jak i wybijać się ponad przeciętność. Każdy rekruter chce poznać człowieka, który robi coś więcej — pisze bloga, robi zdjęcia, ma super Instagrama, robi podcast, gra w piłkę, czy nawet lata na paralotni, ma jakiekolwiek hobby. Ludzie, którym się chce i robią coś ponad standard, mają szansę się wybić.