Prąd w Polsce zdrożeje nawet o połowę. Już teraz ceny są wyższe, niż w Niemczech

Konrad Bagiński
Interwencja rządu nie zmniejszyła cen energii na dobre, lecz tylko przesunęła podwyżkę o rok. W 2020 za prąd będziemy płacić o 30 – 50 proc. więcej, niż dziś. W 2018 roku ceny prądu mieliśmy wyższe, niż Niemcy i Szwedzi. Parafrazując słowa prezesa Kaczyńskiego – może te europejskie ceny nie byłyby takie złe?
Już ceny drenują nam mocniej kieszenie. W 2020 r. ceny prądu wzrosną o nawet o połowę. Obecnie są wyższe niż w Niemczech, a zarabiamy znacznie mniej od Niemców Foto: Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta
W całej Europie drożeją uprawnienia do emisji CO2. To opłaty, jakie muszą ponosić elektrownie i inne firmy emitujące dwutlenek węgla. Mają więc wybór – płacić te swoiste kary albo inwestować w ograniczanie emisji.

Jak pisze Rzeczpospolita.pl, cena uprawnień wzrosła do 27 euro za tonę, chociaż w poprzednich miesiącach trzeba było za nią zapłacić 20-23 euro.

Gazeta przypomina, że to częściowo wina opóźnionego Brexitu. Nie można się bowiem spodziewać szybkiej wyprzedaży certyfikatów przez firmy z Wielkiej Brytanii, co nastąpiłoby, gdyby kraj opuszczał UE w pierwotnym terminie.


To jednak tylko jeden z czynników wpływających na ceny prądu w Polsce. Najważniejszy jest fakt, że w Polsce 80 proc. energii produkuje się z węgla. A ten drożeje, podobnie jak uprawnienia do emisji, których na dodatek jest coraz mniej. W ciągu roku koszt zakupu energii na giełdzie w Polsce wzrósł o 32 proc.

Analitycy cytowani przez dziennik twierdzą, że w przyszłym roku cena energii wzrośnie dla odbiorców indywidualnych o 30-50 procent.

Ceny prądu w Polsce na tle Europy
W 2018 r. Polska miała najwyższe ceny hurtowe prądu spośród krajów ościennych. Jak podaje Polska Grupa Energetyczna, średnia cena 1 MWh energii w naszym kraju była wyższa o 25–32 zł w porównaniu ze Szwecją, Czechami i Niemcami. Miało to wpływ na istotny wzrost importu energii do Polski z sąsiednich krajów – pisze Rzeczpospolita.

Ceny dla odbiorców indywidualnych są obecnie zamrożone przez rząd, ale firmy czy samorządy czekają na decyzje – bo dostały cenniki z podwyżkami rzędu 40–70 proc.