PiS kolejny raz wodził Polaków za nos. Mimo obietnic płacimy kolejny podatek
Tak, jak się tego spodziewano, średnie ceny paliw nie spadły poniżej pięciu złotych za litr. Dane sugerują, że producenci wbrew wcześniejszym obietnicom w całości przerzucili na kierowców nowy podatek, zwany „opłatą emisyjną” – zauważa serwis Bankier.pl.
Mimo tego, że obecnie ceny hurtowe paliw są niższe niż rok wcześniej - benzyna jest tańsza o 110 zł/mkw, a olej napędowy o 130 zł/mkw - detalicznie wciąż płacimy drożej niż przed rokiem, jak zauważa serwis Bankier.pl. W pierwszym tygodniu lipca paliwa średnio potaniały zaledwie o jeden grosz w stosunku do cen czerwcowych, z wyjątkiem benzyny bezołowiowej 95, która utrzymała się na poziomie 5,16 zł/l.
O grosz spała za to średnia detaliczna cena benzyny bezołowiowej 98 - do 5,47 zł/l, autogazu - do 2,13 zł/l oraz oleju napędowego - do 5,08 zł/l.
Opłata emisyjna przerzucona na klienta
Jak zauważa serwis na podstawie wyliczeń analityków e-petrol.pl, winna temu jest opłata emisyjna, która obowiązuje od początku tego roku. Jej cena wynosi 80 zł na 1000 l paliwa, czyli 8 gr netto na litrze w sprzedaży detalicznej.
Wprowadzając nowy podatek, za którym w zeszłym roku zagłosowało 224 posłów z klubu PiS (na 231 głosów), obiecywano, że opłata emisyjna nie zostanie przerzucona na klienta. Takie deklaracje składał zarówno główny ekonomista PKN Orlen Adam Czyżewski oraz prezes Orlenu Daniel Obajtek, jak i przedstawiciele rządu, m.in. minister energii Krzysztof Tchórzewski.
Podwyżki rzeczywiście nie widać w cenie hurtowej, jednak jest ona dość bolesna w cenach detalicznych. Jak sugerują więc analitycy, wiele wskazuje na to, że opłata emisyjna w ostateczności została przeniesiona na klientów.
Nowy podatek
Wpływy z opłaty emisyjnej trafiają przede wszystkim do niedawno utworzonego Funduszu Niskoemisyjnego Transportu oraz Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (NFOŚiGW), celem wsparcia rozwoju transportu wodorowego i elektrycznego.
Jak zauważył w zeszłym roku w INNPoland.pl Konrad Bagiński, gdy pomysł opłaty emisyjnej był dopiero dyskutowany, obecny rząd ma tendencję nazywania nowych podatków innymi, mniej rażącymi nazwami, takimi jak "opłaty" lub "daniny". W rzeczywistości jest to jednak zaklinanie rzeczywistości, gdyż - jakkolwiek nienazwany - podatek pozostaje podatkiem.