Repolonizacja systemu poboru opłat na autostradach miała być tańsza i lepsza. Nie wyszło
Przejęcie nadzoru nad systemem e-myta przez służby państwowe miało nas uniezależnić od zagranicznych podwykonawców i obniżyć koszty jego funkcjonowania. Żaden z tych celów nie został osiągnięty – pisze środowy „Dziennik Gazeta Prawna”. Co więcej, Krajowy Fundusz Drogowy traci dodatkowe pieniądze na swobodnym przejeździe przez autostradowe bramki.
Najwyższa Izba Kontroli (NIK) sprawdziła, jakie efekty przyniósł zeszłoroczny proces przejęcia systemu poboru e-myta przez państwo. Wyniki kontroli okazały się miażdżące.
– Opieszałość w podejmowaniu decyzji, brak wiedzy dotyczącej funkcjonowania nowoczesnych systemów poboru, błędy proceduralne, brak ludzi posiadających odpowiednie kompetencje – podsumowano w raporcie, do którego dotarł „DGP”.
Jak podaje dziennik, nie osiągnięto dwóch najważniejszych celów, które przyświecały repolonizacji systemu poboru opłat na drogach. Pierwszym było uniezależnienie się od podmiotów z kapitałem zagranicznym. Nie udało się - tak jak od początku jego istnienia, właścicielem systemu jest Skarb Państwa, a jego operatorem pozostało austriackie konsorcjum Kapsch TrafficCom. W dużej mierze zachowano również poprzednich podwykonawców.
Po drugie nie nastąpiło zapowiadane obniżenie kosztów funkcjonowania systemu o 20-30 proc., a wręcz przeciwnie - koszty wzrosły o 7,5 proc. NIK twierdzi, że jedynym sukcesem przeprowadzonej repolonizacji viaTOLL-u jest to, że nie doszło do przerwy w poborze e-myta.
Operator nadal zagraniczny
Jak pisaliśmy w INNPoland.pl, wcześniej Elektronicznym Systemem Poboru Opłat za korzystanie z dróg (zwanym też e-mytem) zarządzał koncern Kapsch. O zakończeniu umowy firmy z Głównym Inspektoratem Transportu Drogowego, podlegającym Ministerstwu Infrastruktury, zdecydowało pragnienie obecnego rządu, by system został przejęty przez Skarb Państwa.
Problemy z przetargiem i brak chętnych operatorów systemu na rynku polskim sprawiły, że GITD operatorkę viaTOLL-u przekazał Instytutowi Łączności. Ten, z powodu braku czasu na przygotowania do przejęcia systemu, zlecił jego utrzymanie… konsorcjum Kapsch.
Jakby problemów z viaTOLL-em było mało, również w tym roku rządzący zdecydowali się na podniesienie bramek na wiodącej nad morze autostradzie A1 oraz innych płatnych trasach, o czym donosi „Rzeczpospolita”.
Brak pieniędzy w kasie
Choć swobodny przejazd przez bramki pacyfikuje zdenerwowanych i stojących w korkach kierowców, to równocześnie sprawia, że Krajowy Fundusz Drogowy traci pieniądze. W zeszłym roku z tytułu otwarcia bramek na A1 do kasy funduszu nie wpłynęło 3,4 mln zł.
Brak pieniędzy w KFD oznacza brak pieniędzy na remonty na drogach oraz budowę nowych. Przy obecnej trudnej sytuacji drogowej budowlanki, to istny strzał w stopę polskich autostrad.