Lodołamacz na taśmę klejącą, rdzewiejąca stępka. A rząd wciąż zapowiada odbudowę stoczni

Konrad Bagiński
Rdzewiejąca stępka, dramatyczne wyniki państwowych stoczni, kupowanie projektu promu, który miał być dumą polskiej myśli technicznej czy kadłub lodołamacza trzymający się na taśmie klejącej – nad narodowymi stoczniami zawisło jakieś fatum. Premier obiecuje nowe otwarcie.
Odbudowę potencjału szczecińskiej państwowej stoczni premier i członkowie PiS zapowiadali już w 2017 roku Fot. Cezary Aszkiełowicz / Agencja Gazeta
Po 4 latach odbudowywania przemysłu stoczniowego Mateusz Morawiecki zapowiada odbudowywanie potencjału polskich stoczni – pisze Forsal.pl.

– Przemysł stoczniowy, jeśli chodzi o większe statki i statki specjalistyczne, będzie odbudowywany, to chcę zagwarantować – powiedział premier Mateusz Morawiecki na pytanie o to, dlaczego minister gospodarki morskiej chwalił się zakończeniem budowy kadłuba lodołamacza Puma. Ta konstrukcja powstaje w Morskiej Stoczni Remontowej Gryfia w Szczecinie.

W sumie mają zostać zbudowane 4 takie lodołamacze, które będą pracowały na Dolnej Wiśle. Łącznie mają kosztować 74 mln złotych, 85 proc. środków pochodzi z unijnego dofinansowania.


Problem w tym, że lodołamacz na razie nie połamie niczego, bo nie można go zwodować. Specjalnie na uroczystość z udziałem ministra, kadłub został sklejony taśmą na następnie pomalowany.

I to właśnie to tej sytuacji musiał odnieść się premier Morawiecki, który po raz kolejny obiecał “odbudowę” polskiego przemysłu stoczniowego. Zaznaczył jednak, że będzie to możliwe dopiero w przyszłej kadencji – oczywiście pod warunkiem, że PiS wygra nadchodzące wybory.

– Chcemy się specjalizować i pan minister Gróbarczyk poczynił pierwsze, bardzo ważne kroki w tym kierunku. Jeśli wyborcy nam pozwolą i zdecydują się zagłosować na PiS, to gwarantuję państwu, że w naszej drugiej kadencji pokażemy bardzo duże osiągnięcia – zapowiedział premier.

Skutków odbudowy nie widać
Morawiecki nie wspominał o tym, co udało się rządowi zrobić przez ostatnie 4 lata, skupił się na krytyce poprzedników, którzy jego zdaniem "zasadniczo zaprzepaścili potencjał stoczni szczecińskich".

– Rozgrabiony majątek, pocięte na części ciągi technologiczne, a wspaniałe nadbrzeże portowe zamienione na, jak mi powiedzieli w Szczecinie, największy w Europie parking – powiedział Morawiecki, cytowany przez Forsal.pl

Dodał, że jego rząd "żmudnie, powoli odrabia tamte zaległości poprzedników".

Na razie idzie to jak po grudzie, bo kolejne przedsięwzięcia państwowych stoczni okazują się klapą. Najnowszym pomysłem jest sklejanie kadłuba taśmą, wcześniej okazało się, że gdyńska Nauta (największa stocznia kontrolowana przez skarb państwa) kolejny rok z rzędu zakończyła potężną stratą i jest na skraju bankructwa.

Państwowe stocznie w kłopocie
Problemy tej stoczni ujawniły się się podczas budowy statku naukowo-badawczego "Oceanograf" dla Uniwersytetu Gdańskiego. Okazało się, że jest źle zaprojektowany i trzeba dokonać wielu zmian w jego budowie i wymiarach. Koszty (14 mln zł) musiała ponieść stocznia.

W 2017 roku stoczniowcom udało się utopić w porcie budowany właśnie statek "Hordafor V". W zeszłym roku kolejnym ciosem okazał się poważny pożar w Zakładzie Nowych Budów - już zresztą zamkniętym.

Z kolei sam Mateusz Morawiecki 23 czerwca 2017 roku wziął w rękę ozdobny młotek i wbił nim nit w stępkę pod budowę promu w Szczecinie. Z wielką pompą ogłosił wówczas, że przyjechał tu, by dać nadzieję na rozwój Stoczni Szczecińskiej. Jednak mijają niemal dwa lata i o żadnym promie nie słychać. Coraz głośniej za to o rdzewiejącej stępce.

Miesiąc temu minister Gróbarczyk zapowiedział, że projekt promu zostanie po prostu kupiony na wolnym rynku i wtedy może zacznie się jego budowa.