Brakuje pilotów luksusowych odrzutowców. Bogacze oszczędzają na ich pensjach
Już niedługo najbogatsi ludzie na świecie mogą być zmuszeni uziemić swoje prywatne odrzutowce. Nie ma bowiem chętnych do ich pilotowania. Jak się okazuje, piloci wolą pracę w zwykłych liniach lotniczych – zarówno tych tradycyjnych, jak i tanich. Otrzymują tam bowiem znacznie lepsze pensje.
Aby w pełni zaspokoić rosnący popyt, prywatny sektor będzie potrzebował łącznie 98 tys. nowych pilotów do 2038 r. – ocenia w rozmowie z dziennikiem „The Independent” Oliver Stone z firmy Company Colibri.
Do pracy tej wcale nie ustawiają się jednak kolejki chętnych. Jak tłumaczy gazeta, prywatnym pilotom płaci się najczęściej za godzinę, o locie informowani są też często z bardzo niewielkim wyprzedzeniem. Nic więc w sumie dziwnego, że mając wybór, chętniej idą do linii lotniczych takich jak Easyjet, British Airways czy Ryanair – gdzie mają normalne grafiki i mogą zarobić nawet 200 tys. funtów rocznie.
Prywatne odrzutowce Polaków
Tymczasem luksusowe środki transportu są coraz popularniejsze wśród najbogatszych Polaków. Najwięcej samolotów ma prawdopodobnie Zygmunt Solorz-Żak. Jest właścicielem firmy Jet Story, oferującej loty prywatnymi odrzutowcami oraz ich sprzedaż. Za lot z Warszawy do Gdańska i z powrotem trzeba zapłacić 6 tysięcy euro. Przejażdżka do Londynu albo Paryża jest dwukrotnie droższa, ale w cenie jest też nocleg.
Z kolei rodzina Kulczyków ma prawdopodobnie najdroższy samolot w Polsce. Wartość Gulstreama G550 to ponad 50 mln euro. Swego czasu Jan Kulczyk nabył też 90-metrowy jacht Phoenix2 za mniej więcej 160 mln dolarów. Janusz Wojciechowski, deweloper, pływa 40-metrowym jachtem za 60 mln zł.