Ukradli towar? I tak zapłacisz podatek. Dla skarbówki kradzież to sprzedaż
Dla fiskusa kradzież niczym nie różni się od sprzedaży. Ważne, by przedsiębiorca zapłacił podatek, a kasa się zgadzała. Z tego powodu właściciele firm, którzy zostali oszukani, a ich towar skradziony, muszą zapłacić podatek CIT od wartości straconych przedmiotów.
Przedsiębiorca, któremu skradziono towary, tak czy inaczej musi zapłacić podatek CIT. Tak wynika z najnowszej interpretacji podatkowej, którą otrzymała spółka zajmująca się sprzedażą artykułów do wystroju wnętrz, m.in. fototapet czy obrazów. Jej historię opisuje poniedziałkowa „Rzeczpospolita”.
Do firmy zgłosiła się osoba, podająca się za przedstawiciela znanej sieci brytyjskich domów towarowych. Jako że Brytyjczyk w imieniu firmy chciał dokonać dużego zamówienia, polska spółka sprawdziła jego wiarygodność płatniczą i rzetelność w internecie. Wszystko się zgadzało.
Niestety, po wysłaniu zamówienia, do płatności za wystawione faktury nie doszło. I nigdy miało nie dojść, bowiem szybko wyszło na jaw, że polska spółka padła ofiarą sprytnego oszustwa. Naciągacz podszył się pod pracownika brytyjskiej firmy, wykorzystując jego dane osobowe i adres e-mail. Polska firma zgłosiła kradzież organom ścigania, a w międzyczasie wystąpiła z wnioskiem o interpretację podatkową, by sprawdzić, czy kwotę z wystawionej faktury powinna rozliczać jako przychód.
Właścicieli polskiej firmy po raz kolejny spotkała niemiła niespodzianka. Choć nie odzyskała pieniędzy za wyłudzony towar, ponieważ ten nie był ubezpieczony, to Dyrektor Krajowej Informacji Skarbowej nakazał zapłacić za niego podatek. Dlaczego? Ponieważ utracone towary traktowane są jako przychód należny.
„O przychodzie z działalności gospodarczej można mówić już w momencie powstania uprawnienia podatnika do uzyskania przysporzenia, niezależnie od faktycznej zapłaty. Przychodami należnymi są bowiem należności stanowiące efekt działalności gospodarczej podatnika, których wydania może on żądać od drugiej strony umowy” – wyjaśnia „Rz”.
Absurd w polskim prawie
To niejedyny niekoniecznie racjonalny przepis w polskim prawie. Jeszcze do niedawna znalezienie na ulicy złotówki czy 20-złotowego banknotu było traktowane jako kradzież. Kilka lat temu w Kartuzach doszło nawet do niedorzecznej sytuacji, gdy sąd szukał właściciela... jednego grosza. Aby go odnaleźć, wymiar sprawiedliwości wydał kilka tysięcy złotych na ogłoszenia.
W zeszłym roku uchwalono nowelizację, zmieniającą kwotę od której można mówić o przywłaszczaniu mienia. Obowiązek oddania staroście znalezionej na ulicy kwoty zaczyna się od 50 złotych wzwyż.