Możesz zostać Terminatorem i jeszcze ci zapłacą. Poszukiwana jest... twarz dla linii androidów

Katarzyna Florencka
To brzmi jak początek nieźle zapowiadającego się thrillera science-fiction. Londyński start-up poszukuje w imieniu tajemniczych zleceniodawców osoby, która byłaby skłonna sprzedać... prawa do swojej twarzy. W zamian otrzyma ona 100 tys. funtów i możliwość zostania – dosłownie – twarzą nowej linii humanoidalnych robotów. Jednak ogłoszenie jest bardzo dziwne, z kilku różnych powodów.
Ochotnik, który zostanie wybrany do nietypowego zlecenia, otrzyma 100 tys. funtów, a jego twarz zostanie umieszczona na androidach. Fot. screen YouTube
Londyński start-up Geomiq – który zamieścił na swojej stronie nietypowe ogłoszenie – specjalizuje się w pośrednictwie i doradztwie podczas tworzenia prototypów urządzeń przez firmy z przeróżnych dziedzin, w tym robotyki.

Najnowsze zlecenie sprawiło im jednak niemały kłopot. Zostali zaangażowani do pomocy przy wykańczaniu projektu humanoidalnego robota, tworzonego przez firmę która bardzo, ale to bardzo nie chce w tym momencie podawać publicznie swojej nazwy.

Poszukiwana ludzka twarz
Do zakończenia projektu potrzebują oni "miłej i przyjaznej" ludzkiej twarzy, którą mogliby umieścić na potencjalnie tysiącach kopii przygotowywanego androida. Gorąco zapewniają przy tym, że nie będzie to podstępny robot-morderca, lecz "wirtualny przyjaciel" dla starszych ludzi.


Przed osobami, którym uda się przejść pierwszy etap rekrutacji, uchylony zostanie rąbek tajemnicy i poznają one konkrety dotyczące projektu. Zwykli śmiertelnicy mogą na razie dowiedzieć się jedynie, że prace nad robotem trwają już od pięciu lat, w przyszłym roku wejdzie do produkcji, a w projekt zainwestował m.in. "ważny fundusz" z Szanghaju.

Osoba, która zwycięsko zakończy całą rekrutację, otrzyma za prawa do swojej twarzy 100 tys. funtów – jednak nie oszukujmy się, prawdziwą nagrodą będzie tutaj możliwość zostania ojcem lub matką armii robotów. Przyjaznych robotów, rzecz jasna.

To dziwne
Ogłoszenie jest trudne do jednoznacznej oceny. Owszem, istnieje taka firma, ma swój regulamin, adres, politykę prywatności. Natomiast tego rodzaju konkurs jest dość dziwny. Bo nie ma regulaminu, nie ma nawet tak podstawowych detali, jak wiek czy płeć, jakich oczekuje tajemniczy zleceniodawca.

A, prawdę mówiąc przecież cała masa ludzi udostępnia publicznie swoje zdjęcia na różnych portalach społecznościowych, istnieją narzędzia do ich analizy, można przebierać do woli, a potem bezpośrednio złożyć kandydatowi ofertę. Istnieją też programy służące do generowania ludzkich twarzy – londyński start-up w żadnym miejscu nie tłumaczy, dlaczego nie chce skorzystać z tej możliwości.

Co może się stać?
Być może dołożysz się do powstania bazy zdjęć, z przypisanymi do nich adresami e-mail, IP, która posłuży do niewiadomych celów.

Z drugiej strony, nie wiadomo, na ile poważnie prowadzone są poszukiwania modela. Bo zdecydowanie jest w tym element marketingowy. Przyznaje zresztą samo Geomiq, stwierdzając, że ich zleceniodawcy bardzo spodobał się pomysł stworzenia medialnego zamieszania wokół projektu – zamieszania, którym będzie można się podeprzeć, kiedy produkt w końcu wejdzie na rynek.