"Kto to robi, jakiś niedospany student?!" Dlaczego napisy do filmów są żenująco słabe

Jakub Tomaszewski
"Mam ból d.py z tłumaczeniem tych filmów na polski. Kto to robi? Jakiś niedospany student? Przecież to jakiś żart. Żenada". To tylko niektóre opinie na temat tłumaczeń filmów obcojęzycznych na polski znalezione w sieci. Skąd tak niska jakoś przekładów w popularnych platformach VOD? Zapytaliśmy ludzi z branży.
Słaba jakość tłumaczeń filmów na platformach VOD 123 RF
Napisy do filmów i seriali to temat rzeka. Okej, w końcu, jeśli mówimy o pirackich napisach do ściąganych pokątnie filmów z torrentów, nie ma co wymagać. Darmocha też kosztuje, tyle że walutą są wyrzeczenia.

Ale te pirackie niejednokrotnie są o całe rzędy wielkości lepsze niż w serwisach VOD, za które w końcu płacimy i od których oczekiwalibyśmy wysokiej jakości. Czasem są to błędy, które wynikają z kontekstu opisywanych zdarzeń, zwykle - z nieumiejętności, przekręcania znaczeń. Dlaczego serwisy VOD nic z tym nie robią? W telegraficznym skrócie - bo cedują takie rzeczy na pośredników.


Znów - wyrzeczenie. Kolejnym z powodów są fatalne stawki, jakie oferowane są tłumaczom. Za parę złotych komuś, kto dobrze zna język, nie chce się nawet schylić. Po prawdzie, niejednokrotnie więcej za godzinę da się wyciągnąć rozdając ulotki. Zapytaliśmy tłumaczy o niuanse tej branży.

Jedną z naszych insajderek jest kobieta, która od 10 lat tłumaczy filmy z języka angielskiego na polski. Zaczynała od produkcji fabularnych i seriali. Teraz poświęca swój czas głównie filmom popularno-naukowym.

– Ja jestem podwykonawcą podwykonawcy, dlatego stawka, na jaką mogę liczyć to 6 do 8 złotych za minutę filmu. Przy czym górna kwota dotyczy produkcji bardzo branżowych - tłumaczy. – Mam na myśli filmy wysoce specjalistyczne, np. historyczne, techniczne, czy o jakiejś subkulturze. Wówczas za tzw. akt (każde rozpoczęte 10 minut filmu) jest do 80 zł brutto.
Zawodowa tłumaczka

Jeśli mówimy o tłumaczeniu serialu, albo fabuły, czy innej niewymagającej intelektualnie produkcji, trudno liczyć na stawkę powyżej 6 złotych za minutę filmu, lub 60 za akt. Są też takie firmy, które potrafią zaproponować 4 złote za minutę filmu. To nie jest godna uwagi stawka, zważywszy na to, ile czasu zajmuje takie tłumaczenie.

Polski jest dłuższy
– Kompleksowy przekład filmu, to nie tylko tłumaczenie tekstu. Najpierw tłumaczy się skrypt, później trzeba sprawdzić tłumaczenie z obrazem i naczytać tekst, by zobaczyć, czy lektor się z nim zmieści w czasie. W przypadku tłumaczenia z angielskiego na polski jest ten problem, że nasz język jest średnio 20 do 30 proc. dłuższy od mowy Szekspira.

Zapytana o inne formy rozliczeń niż „na akord”, odpowiada, że etat zdarza się wyłącznie osobom, które kompleksowo obsługują tłumaczenia w ten sposób, że nie tylko przekładają tekst, ale też dokonują jego korekty. Czyli łączą w jednej osobie stanowisko tłumacza i edytora. I nie słyszała, żeby były takie etaty w mniejszych, czy średniej wielkości firmach zajmujących się postprodukcją.

– Najczęściej jednak tłumacze mają swoją działalność i wystawiają faktury, albo rozliczają się w oparciu o umowę o dzieło. Tak, czy inaczej, w przeważającej większości przypadków, tłumacz dostaje wynagrodzenie uzależnione od ilości wykonanej pracy, czyli za konkretną liczbę aktów, lub minut przekładu – wyjaśnia tłumaczka.

Za niskie stawki
– Najbardziej lubię tłumaczyć takie filmy, które trwają np. 33 minuty, albo 41. Wtedy dostaję rozliczenie za 5 aktów, chociaż faktycznie przetłumaczyłam pełne 4 i zaledwie ułamek piątego. Ale coraz trudniej znaleźć taką firmę zlecającą, która rozlicza się za akty. Część już przeszła na tryb minutowy. Reszta albo dopiero o tym myśli, albo zmiany już negocjuje - tłumaczy.

Jakość tłumaczeń filmów często pozostawia sporo do życzenia, ale do drobnych gaf już się chyba każdy przyzwyczaił. Jednak tłumaczenia „and his street name” jako „a jego imię ulicy” zamiast „ksywka”, czy „pseudonim” nie da się, ot tak, po prostu „odzobaczyć”. Zapytaliśmy naszą rozmówczynię, skąd takie gafy i dlaczego potrafią się tak często zdarzać. Okazało się, że jak zwykle - kiedy nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze.

– To zależy, kto tłumaczy. Są osoby, które mają wykształcenie i przygotowanie zawodowe, ale zdarzają się w tym zawodzie także tacy, którzy chyba myślą sobie „bo ja trochę znam angielski, to sobie potłumaczę”. Profesjonalny tłumacz, z wykształceniem i doświadczeniem, najczęściej za rynkową stawkę nie weźmie się do przekładu - mówi.

Dodaje, że gdyby przeliczyć całość pracy, jaką trzeba włożyć w kompleksowe tłumaczenie filmu, okaże się, że za roboczogodzinę można wziąć więcej rozdając ulotki.

Długie godziny
– Generalnie jest tak, że w dobie internetu każdy może przetłumaczyć wszystko. Czy to specjalistyczne słownictwo użyte w filmie popularno-naukowym, czy specyficzny żargon np. subkultury gangu motocyklowego. Jeśli jednak nie zna nomenklatury, czas tłumaczenia przeciąga się co najmniej o 20, 30 procent.

– Czyli zamiast tłumaczyć czterdziestominutowy materiał 10, 12 godzin, na taki ze specjalistycznym słownictwem będziemy musieli poświecić 13 lub nawet prawie 16 godzin. Do tego trzeba doliczyć około 2-3 godzin na sprawdzenie tłumaczenia. Za wspomniane stawki mało kto zadaje sobie trud by to robić, co zresztą widać po jakości tłumaczeń - mówi tłumaczka.
Netflix ma czasami żenująco niską jakość tłumaczeń filmów123 RF
Za tłumaczenie branżowego tekstu wychodzi naprawdę niewielka stawka godzinowa. Skoro czterdziestokilkuminutowy film ze specjalistycznym słownictwem tłumaczy się nawet 15,5 godziny, a sprawdza kolejne 3, to dobry przekład trwa 18,5 h, a tłumacz otrzyma za niego do 300 złotych brutto. To znaczy, że godzinę jego pracy rynek wycenił na nieco ponad 16 złotych. Na rękę to będzie 15.

Pośrednik pośrednika pośrednikowi
Zadzwoniliśmy do firmy, która swoje usługi ogłasza w Internecie. Jej pracownik przyznał, że stawka 6 złotych za tłumaczenie minuty filmu wraz z rozstawieniem napisów, to bardzo dobra (dla zlecającego) cena. Sam chciałby tyle płacić swoim podwykonawcom.

Zapytany o wspomniane przez poprzednią rozmówczynię 8 złotych, jako dobrą stawkę, przedstawiciel niejako drugiej strony barykady powiedział:
– Dla freelancera to dobra stawka, ale wiadomo, że jest jeszcze marża, którą trzeba operować. Zdarza się tak, że między tłumaczem a platformą VOD zlecającą przekład jest dwóch, trzech, a nawet czterech pośredników.

– Można też rozliczać się, jeśli dostarczamy do tłumaczenia skrypt, za stronę. Wówczas stawki kreują się w widełkach od 35 do 60, 75 złotych za stronę, jeśli mówimy o tłumaczeniu na język polski. To cena za stronę rozliczeniową 1600 znaków ze spacjami – mówi przedstawiciel firmy trudniącej się postprodukcją filmową w dziedzinie tłumaczeń tekstów.

Zapytany o jakość napisów, wymijająco odpowiedział, że operuje językiem angielskim na co dzień i nie używa napisów ale słyszał opinie, jakoby jakość pozostawiała czasami sporo do życzenia.

Brak redakcji
– Czasami ewidentne jest, że napisy zostały wrzucone bez redagowania. Dobrze jest, żeby jednak ktoś rzucił na tekst okiem pod kątem gramatycznym, a nie tylko terminologicznie. Redakcja kosztuje około połowy stawki tłumacza, do tego dochodzi marża, która powinna wynosić około 30 proc.

Skutkiem prawideł, jakimi rządzi się obecnie rynek tłumaczeń produkcji filmowych, jest bilateralne zdziwienie. Z jednej strony platforma zlecająca tłumaczenie nie wie za co tyle płaci, bo jakość przekładu nie powala. Z drugiej tłumacz za głodowe stawki nie będzie się zarzynał.

Jeszcze większe nieporozumienie jest, jeśli banda pośredników stoi między zleceniodawcą zagranicznym, który płaci stawki zagraniczne, a polskim tłumaczem, który do ręki dostaje taryfę krajową.

Drugi biegun
Na drugim końcu świata przekładów tekstów filmowych znajdują się tłumacze-poeci, którzy nierzadko lepiej wiedzą, co autor miał na myśli i pal go licho, że twórca scenariusza dostał za niego Oskara. Zdarza się bowiem, że odchylenie od normy tłumaczenia jest w drugą stronę i zamiast takiego przekładu, który najlepiej oddałby sens kwestii, dodaje bardzo dużo od siebie.

Dla przykładu posłużę się dwiema kwestiami z głośnych filmów o superbohaterach. W tytule Thor: Mroczny Świat, kiedy tytułowy bohater spuszcza łomot kilku przeciwnikom. Gdyby trzymać się oryginału, Thor powiedziałby "Ktoś jeszcze?". Ale nie, to za mało śmieszne i Thor w polskim tłumaczeniu mówi „Zatkało kakao?”

Z kolei w filmie „Batman v Superman” w scenie pojawienia się Wonder Woman, ponownie trzymając się oryginału dialog powinien wyglądać tak - Superman: „Ona jest z Tobą?” Batman: „Myślałem, że z Tobą”
Ale nie, to tłumaczenie jest za mało śmieszne i zostało przełożone na - Superman: „Znasz ją?” Batman: „TAK, TO MOJA STARA„

Zatem w świecie filmów i tłumaczeń powinno być jak w życiu, warto zachować umiar. Nie do przecenienia jest tutaj waga złotego środka.