Rząd odtrąbił sukces nadwyżki w budżecie. Ale zapomniał wspomnieć o czymś ważnym

Izabela Wojtaś
Paweł Jurek, rzecznik Ministerstwa Finansów, opublikował w weekend tweet, w którym poinformował, że w styczniowym budżecie państwa jest aż 3,4 mld zł nadwyżki. Zapomniał o jednej ważnej rzeczy, która rzuca na ten wynik zupełnie inne światło.
"Nadwyżka w budżecie państwa po styczniu nie ma większego znaczenia. W ostatnich czterech latach budżet państwa też w styczniu notował nadwyżkę, a mimo tego rok kończył deficytem". Fot. Agnieszka Sadowska / Agencja Gazeta
Liczbami podczas konferencji chwalił się też premier Mateusz Morawicki. Podkreślał, że rząd już pracuje lepiej niż wynikało to z pierwszych założeń. Nie omieszkał też dodać, że takich wyników jego poprzednicy nie mieli. O czym zapomniał? Nadwyżka w styczniu to nic zaskakującego
I premier i wiceminister zapomnieli wspomnieć, że w styczniu zawsze notują nadwyżkę w budżecie i że tegoroczny wynik wygląda dość blado na tle dwóch ubiegłych lat.

– Nadwyżka w budżecie państwa po styczniu nie ma większego znaczenia. W ostatnich czterech latach budżet państwa też w styczniu notował nadwyżkę, a mimo tego rok kończył deficytem - studzi hurraoptymistyczne słowa rządu w rozmowie z INNPoland.pl Rafał Trzeciakowski, ekonomista FOR.


Faktycznie tak było. W 2016 r. nadwyżka po styczniu wyniosła aż 1,6 mld zł, w 2017 r. - 6,7 mld zł, a w grudniu deficyt wyniósł 2,4 proc. PKB, w 2018 r. - 8,6 mld zł, a w ubiegłym roku – 6,6 mld zł. Co do zasady każdy rok zakończyliśmy też z deficytem. – Tak się dzieje, bo wiele wydatków skoncentrowanych jest na koniec roku – wyjaśnia ekonomista FOR.

– Zwykle tak bywa, że na początku roku sytuacja budżetu jest wyjątkowo dobra, co pogarsza się w kolejnych miesiącach. Wówczas zaplanowane wydatki nie są jeszcze poniesione, a dochody już spływają z tytułu wyższych cen – zwraca uwagę w rozmowie z INNPoland.pl dr hab. Jacek Tomkiewicz, ekonomista z Akademii Leona Koźmińskiego.

I dodaje: – Czekają nas jeszcze wydatki i ubytki dochodów, które pojawią się z opóźnieniem. Warto tu chociażby wspomnieć o zwrotach nadpłaconego PIT-u – wprowadzenie zerowego PIT-u dla młodych, oznacza, że młodzi będą dostawali zwroty pobranych w zeszłym roku zaliczek.

Do tego dochodzi jeszcze indeksacja rent i emerytur. Jak zaznacza nasze ekspert, następuje ona zwykle w marcu – to wtedy będzie musiała być przekazana wyższa dotacja z budżetu do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych.

Skąd taki plus w styczniu?
W informacji na stronie MF możemy przeczytać, że wyższe były przede wszystkim dochody podatkowe. O 6,1 proc. wzrosły między innymi przychody z VAT, a o 1,8 proc. z akcyzy. Jednocześnie o 3,6 proc. spadły przychody z PIT, a o 1,6 przychody CIT.

Jak trzeba rozumieć te spadki i wzrosty w budżetowych dochodach? Dla Kowalskiego to – mówiąc najprościej – informacja, że kupujemy więcej, produkty są droższe, a sytuacja na rynku pracy się pogarsza.

A już tak całkiem serio, za wzrosty VAT i akcyzy opowiada przede wszystkim nasza konsumpcja. Z VAT- u do państwowej sakwy popłynęło więcej w styczniu również dzięki dalszemu uszczelnianiu systemu podatkowego, a z akcyzy m.in. dzięki podwyżce tej daniny o 10 proc. w przypadku alkoholi i papierosów.

Co więcej, to, że do budżetu wpłynęło mniej z PIT, czyli z podatku dochodowego od osób fizycznych, oznacza, że sytuacja na rynku pracy się pogarsza i że ludzie mniej w tym czasie zarobili.

„Dobra wróżka” inflacja sprzyja budżetowi...
A przy okazji drenuje nasze portfele. To kolejny czynnik, który sprzyja rządowi, tfu, budżetowi. Jak wyjaśnia Rafał Trzeciakowski, ekonomista, inflacja nominalnie zwiększa wpływy podatkowe, ułatwiając tym samym uzyskanie nadwyżki w budżecie.

Budżetowi sprzyja zatem jeszcze otoczenie makroekonomiczne. Jak już informowaliśmy, liczona według metodologii GUS inflacja wyniosła w styczniu 2020 aż 4,4 proc. w ujęciu rok do roku, czyli najwięcej od blisko dekady. W porównaniu do danych z grudnia 2019 roku, kiedy wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych wyniósł 3,4 proc., jest to wzrost o 0,9 proc. rok do roku.

– Trzeba pamiętać o tym, że – po pierwsze – wyższa inflacja przekłada się na wyższe wpływy budżetowe, głównie z VAT-u. Po drugie, wydatki były planowane na podstawie wskaźnika inflacji, który był szacowany poniżej poziomu, który notujemy dziś. W sumie więc notujemy wyższe niż planowane dochody, podczas gdy wydatki nie rosną – wyjaśnia dr hab. Jacek Tomkiewicz.

Już w listopadzie 2019 r. Leszek Skiba, wiceminister finansów, mówił, że wyższa inflacja to wyższe dochody dla budżetu i że to oznacza, że nie będzie „problemu” z jego realizacją. Dlaczego nie wspomniano o tym teraz, podczas konferencji na temat budżetu.

Może dlatego, że to, co jest dobre dla budżetu, nie jest także dobre dla naszych portfeli. I zestawienie tych dwóch faktów mogłoby przyćmić rządkowy sukces? Przypomnę tylko, że wzrosty cen na początku tego roku przerosły dosyć śmiałe prognozy ekonomistów z końca 2019 roku.

Co nam po nadwyżce, deficyt i tak już jest
Po części budżet państwa ratuje więc rosnąca inflacja, po części wpływy z narzuconych nam podatków, a po części – kreatywność rządu w poprawie wyników finansowych, o czy już pisaliśmy po ogłoszeniu informacji o zrównoważonym budżecie.

Trzeba przede wszystkim pamiętać o tym, że nadwyżka, którą chwali się rządu, dotyczy budżetu centralnego, a nie całych finansów publicznych. Co z tego zatem, że w styczniu była była nadwyżka w budżecie, jeśli w całym sektorze finansów publicznych jest deficyt wciąż, który wciąż narasta.

– Sam budżet państwa obejmuje tylko połowę wszystkich wydatków publicznych, przez co jest bardziej narzędziem propagandy kolejnych rządów niż wyznacznikiem rzeczywistej pozycji fiskalnej Polski – wyjaśnia Rafał Trzeciakowski.

I dodaje: – Poza budżetem są nie tylko władze lokalne i ubezpieczenia społeczne, ale też różnego rodzaju fundusze celowe, których środki są wykorzystywane często wbrew pierwotnym deklaracjom. Przykładowo poza budżetem jest Fundusz Solidarnościowy, który miał pierwotnie finansować świadczenia niepełnosprawnych, ale teraz ma wypłacać 13. i 14. emerytury.

Jak widać, nadwyżka w budżecie to sukces rządu nie tyle w zarządzaniu finansami (jak na to jest przestawiane), ile w determinacji, by dotrzymać obietnicy premiera „budżetu bez deficytu”. Ministrowie dwoją się i troją, bo dowieźć obiecany wynik. To prawie jak w korporacji, tyle że skutki tego odczuwamy wszyscy.