"Rynek zmniejszył się o 97 proc.". Ta branża wykrwawia się przez koronawirusa

Patrycja Wszeborowska
Nie będzie przesadą stwierdzenie, że strach związany z rozprzestrzenianiem się koronawirusa okazuje się bardziej śmiertelny dla branż niż dla ludzi. Mocne turbulencje czekają zwłaszcza segment transportowy i przewozowy, który już złapał zadyszkę z powodu epidemii. I to wyjątkowo poważną.
Koronawirus niczym obuch uderzył branżę autokarową. 123rf.com

Branża przewozowa w ogromnym kryzysie

Koronawirus jeszcze nie rozpętał się w Polsce na dobre (w momencie pisania tego artykułu potwierdzono jedynie 22 przypadki zakażeń), a już skutecznie spędza sen z powiek polskich przewoźników. Branża ma się bardzo źle, co potwierdza list Związku Międzynarodowych Przewoźników Drogowych (ZMPD) do głowy rządu.

– Przewozy autokarowe o charakterze turystycznym oraz biznesowym ustały niemal całkowicie. Szacowany na 10 mld złotych polski rynek autokarowy nie istnieje, zmniejszył się o 97 proc. i rok 2020 należy uznać za bezpowrotnie stracony – poinformował w liście do premiera Mateusza Morawieckiego Jan Buczek, prezes ZMPD.


Sytuacja w transporcie drogowym jest naprawdę dramatyczna. Jak zauważa Buczek, z powodu koronawirusa obroty polskich przedsiębiorców z branży zmalały do tej pory o całe 30 proc., co równa się stracie 4 mld złotych w zaledwie jednym miesiącu załamania wywołanego epidemią. Przewoźnikom odcięto źródło dochodów, a tym samym - możliwość opłacenia pensji pracowniczych, składek ZUS czy rat leasingów.

Związkowcy proszą zatem premiera o natychmiastowe działanie i proponują wdrożenie nadzwyczajnych środków. Wśród propozycji pojawiają się preferencyjne kredyty obrotowe na przerwanie pięciu następnych cienkich lat oraz ulgi w płatnościach składek ZUS i podatków.

– Naszą branżę dotknęła z dnia na dzień klęska żywiołowa. Potrzebujemy pomocy. Sami nie damy rady – przyznaje Buczek.

Koronawirus uderzył w transport


Odezwaliśmy się do kilku polskich firm przewozowych z prośbą o komentarz kryzysowej sytuacji, m.in. do Sindbada, który przewiózł z Niemiec do Polski niesławnego „pacjenta zero”. Podczas rozmowy telefonicznej odprawiono nas z kwitkiem, prosząc o kontakt mailowy. Niestety do tej pory nie otrzymaliśmy odpowiedzi na nasze zapytania.

Trudno jednak dziwić się tej niechętnej postawie. Jak tłumaczy w rozmowie z INNPoland.pl prof. Jacek Tomkiewicz, ekonomista z Akademii Leona Koźmińskiego, branża transportowa to jeden z największych przegranych w walce z koronawirusem, jednak skutki epidemii odczuje większość rynku.

– Koronawirus rzeczywiście bezpośrednio dotknął branżę transportową, turystyczną czy hotelarską, jak również uczelnie oraz firmy organizujące konferencje i imprezy masowe, jednak pamiętajmy, że istnieje także cały szereg obszarów i branż, które epidemię odczują pośrednio – wyjaśnia.

– Przez koronawirusa stracą nie tylko firmy transportowe - przecież wszystkie łańcuchy dostaw, których integralną częścią jest transport, opierają się na produkcji w różnych częściach świata. W dzisiejszych czasach trudno sobie wyobrazić, że produkujemy i sprzedajemy w tym samym miejscu. A nawet jeśli, to i tak komponenty i produkty, których używa nasza firma, pochodzą z innych krajów. Ciężko mi wyobrazić sobie branżę, która nie odczuje negatywnych skutków wirusa, oprócz oczywiście firm produkujących środki dezynfekujące – dodaje.

Działania Ministerstwa Infrastruktury


Pozostaje pytanie, co na to wszystko rząd. Dramatyczne apele przedsiębiorców z branży transportowej na razie doprowadziły jedynie do spotkania przedstawicieli kilku resortów z transportowcami, podczas którego zaprezentowano skalę problemu. Rząd już powołał sztab kryzysowy dla branży turystycznej, możliwe, że to samo czeka także segment przewozowy.

Odezwaliśmy się do Ministerstwa Infrastruktury z zapytaniem, jaką strategię dla upadającej branży planuje wdrożyć w obliczu kryzysu. Na chwilę obecną nie otrzymaliśmy odpowiedzi.

– Najlepsze i w zasadzie jedyne, co może zrobić polski rząd, to opanować panikę, która się rozszerza wśród społeczeństwa. Trudno sobie wyobrazić, żeby państwo, czyli bądź co bądź pieniądze podatników, wyrównywało straty tej czy innej branży. Oczywiście można pomyśleć o jakichś ulgach podatkowych czy działaniach osłonowych, jednak państwo nie weźmie na siebie straty podmiotów prywatnych – wyjaśnia prof. Tomkiewicz.