"Nie można do tego dopuścić". Balcerowicz zwraca uwagę coś ważnego w czasie kryzysu

Patrycja Wszeborowska
Leszek Balcerowicz, ekonomista i wieloletni minister finansów, m.in. w okresie transformacji, zna polską gospodarkę od podszewki. W czasach głębokiego kryzysu, do którego epidemia koronawirusa sprowadza światową koniunkturę, mężczyzna apeluje do rodaków o to, by stawiali rządzącym pytania nie „czy”, a „jak i ile”.
Leszek Balcerowicz zwraca uwagę Polaków na cztery krytyczne kwestie w dobie kryzysu gospodarczego, który czeka naszą gospodarkę. Fot. Tomasz Stańczak / Agencja Gazeta

Polak w czasach kryzysu

W felietonie dla „Rzeczpospolitej” Leszek Balcerowicz głównie punktuje karygodne zaniedbania rządu na przestrzeni ostatnich lat, które wpływają na to, jak dziś radzimy sobie z epidemią. Jednak zwraca również uwagę na cztery kwestie, o których powinien pamiętać przeciętny obywatel.

– Państwo ma do wydania tyle, ile ma rezerw, ile pieniędzy zabierze ludziom i firmom przez podatki oraz ile zaciągnie długu, co przekłada się na późniejsze obciążenia podatkowe. Domagając się więcej pieniędzy od państwa, domagamy się ich w gruncie rzeczy od siebie. Dotyczy to zwłaszcza przedsiębiorców. Trzeba przestrzegać granicy bezpieczeństwa finansowego państwa, bo jej naruszenie zawsze uderza w gospodarkę i zagraża bezpieczeństwu zdrowotnemu społeczeństwa – zauważa.


Jako drugą kwestię porusza temat łamania konstytucji przez NBP, które dodrukowuje pieniądze dla sfinansowania wydatków rządu. Przekonuje, że nie można do tego dopuścić.

– To by zagrażało ciężko zdobytej stabilności naszego pieniądza. Pamiętajmy, że złoty nie jest ani dolarem ani euro – jest on o wiele bardziej wrażliwy na politykę. Powoływanie się na praktykę amerykańskiego FED-u czy Europejskiego Banku Centralnego jest niepoważne – ostrzega.

Tłuste lata się skończyły

Balcerowicz zwraca również uwagę na fakt, że rząd PiS „przejadł tłuste lata”, radykalnie zwiększając wydatki socjalne, przez co Polska ma mniejsze pole dla bezpiecznego manewru w polityce gospodarczej, niż inne kraje.

– W tej sytuacji należy zrezygnować z obiecanych populistycznie następnych wydatków typu 13-ta emerytura. Im bardziej jest ograniczone pole bezpiecznego manewru w budżecie, tym większe znaczenie ma fachowy wybór celów i dziedzin, do których ma trafiać pomoc. Trzeba też odciążyć firmy od biurokratycznych balastów – apeluje.

Na koniec nawołuje do rozważności w razie recesji. Jako przykład stawia gospodarki Irlandii, Estonii, Łotwy i Litwy, które 10 lat temu na skutek kryzysu finansowego gwałtownie się załamały. Koniec końców udało im się podnieść dzięki rozumnej polityce fiskalnej i monetarnej, bez korzystania z ogromnej pomocy publicznej, jak Grecja.

Będzie kryzys, czy nie będzie?

Z dużo większym optymizmem w przyszłość patrzy obecny prezes Narodowego Banku Polskiego. Adam Glapiński wierzy, że z powodu koronawirusa wzrost gospodarczy w Polsce nie powinien spaść poniżej 1,6-1,7 proc. I choć nie jest to szacowany niegdyś przez Komisję Europejską poziom 3 proc., wokół którego nasz kraj miał oscylować w tym roku, wielu ekspertów twierdzi, że prognozy prezesa Banku Centralnego są zdecydowanie zbyt optymistyczne.