"Cenię jego poczucie humoru". Tomek Bagiński o tym, jaki naprawdę jest Andrzej Sapkowski

Krzysztof Majdan
Człowiek, którego niewielu trzeba przedstawiać. To w dużej mierze on odpowiada za międzynarodowy rozgłos serialu "Wiedźmin". Tomasz Bagiński w rozmowie z INNPoland.pl opowiada o planie drugiego sezonu, wyjaśnia, na jakim etapie jest jego reżyserski debiut Rycerzy Zodiaku i zdradza, do czego z własnego cmentarza pomysłów chciałby jeszcze wrócić.
Tomasz Bagiński, producent serialu "Wiedźmin" Netfliksa w rozmowie z Krzysztofem Majdanem z INNPoland.pl. Fot. Natemat.pl
Z Tomaszem Bagińskim spotkaliśmy się przy okazji jego nominacji do API - Ambasadorów Polskich Innowacji, organizowanych przez Fundację PlugIn.

Czy ty masz w ogóle czas na spanie? Rysownik, ekspert efektów specjalnych, uczysz się scenopisarstwa, reżyserii.


Ludzie muszą spać, ważna rzecz, staram się spać nawet dość dużo. Rzeczywiście sporo rzeczy zrobiłem w życiu, ale nie wszystko naraz, animatorem już właściwie nie jestem, rysownikiem też nie, to etapy w życiu, które z wielu powodów już za mną. Teraz zajmuję się pisaniem, reżyserią i produkcją, czyli obszarem pracy dosyć spójnym i wewnętrznie połączonym. Nie jest aż tak trudno to ogarnąć czasowo.

Wiedźmin Sapkowskiego, Dukaj, jest jeszcze jakiś polski autor, na którego patrzysz łakomym okiem w kontekście adaptacji?

Jeśli chodzi o polskiego autora, musiałbym się chwile zastanowić, jest kilku polskich pisarzy, których czytuję, ale nie wszystko to są rzeczy, które chciałbym robić na ekranie. Jestem wielkim fanem Szczepana Twardocha, ale nie czuję się najlepszą osobą do adaptacji tej prozy na ekran, podobnie z kilkoma innymi.
Fot. Natemat.pl
Część rozmowy zakotwiczę w temacie „Wiedźmina”, jest mi bliski, wiem czym jest przedwczesne siwienie na tle genetycznym. Który odcinek wyreżyserowałbyś inaczej, gdybyś ostatecznie stanął za kamerą?

Nie odpowiem na to pytanie, serial już zrobiony, a ja nigdy nie gdybam, to jak to stare powiedzenie, że gdyby babcia miała wąsy, to byłaby dziadkiem. Nie ma sensu, serial został bardzo dobrze przyjęty na świecie, miałem bardzo duży wpływ na serial i to, co się działo na ekranie. Jasne, że są rzeczy, które i ja, Lauren i reszta zespołu zrobilibyśmy inaczej, mając doświadczenia z pierwszego sezonu - pierwsze sezony takie są, ze trzeba się nauczyć bardzo wielu rzeczy.

Stąd różnica w ścieżce czasowej w drugim sezonie?


Ale też opieraliśmy się na krótkich opowiadaniach, one są rozstrzelone na przestrzeni 20 lat, więc gdzieś tam zabieg miał dużo sensu, poza tym jeśli znasz prozę Andrzeja Sapkowskiego, a szczególnie późniejsze książki sagi, to tam często skacze się 100 lat do przodu, 200 lat do przodu, opowiada się to oczami innych postaci, ten zabieg nie jest obcy dla Andrzeja Sapkowskiego, jest naturalną częścią tego wszystkiego. Zobaczymy, jak daleko będziemy się bawić z czasem i jak daleko pójdziemy z tymi zabiegami, ale w tej chwili opierać się będziemy na książkach, które nie skaczą tak bardzo w przód i w tył.

Dlaczego ostatecznie nie stanąłeś za kamerą któregoś z odcinków? Był jakiś powód, czy to medialna nadinterpretacja?

Powodów bardzo dużo, o żadnym z nich nie mogę mówić ze względu na nasze wewnętrzne rozmowy, ustalenia, gdzie kto w zespole jest najsilniejszy, gdzie kto ma najważniejszą rolę. Serial jest trochę innym zwierzęciem niż film pełnometrażowy, tam łatwiej rozdzielić role – to reżyser, to producenci. Serial jest dużo bardziej pracą zespołową i wysiłki są rozproszone, poza tym trochę scen wyreżyserowałem, gdy trzeba było dokręcać dodatkowe ujęcia w pierwszym sezonie. Swoją frajdę miałem, a ponadto duży wpływ na serial jako całość, niekoniecznie na poziomie odcinków.

Powoli się coś rusza na planie drugiego sezonu. Kiedy start? Jakie są obostrzenia? Henry Cavill tańczy z mieczem w maseczce, zamiast zapachu śmierci roztacza zapach chemii antybakteryjnej?


(śmiech)
Na treningach może tak być. Oficjalnie, co zostało potwierdzone, wracamy 17 sierpnia. Oczywiście jest dużo związanych z COVID-19 wymagań, które są wcześniej ustalone ze związkami zawodowymi pracowników planu czy organizacjami produkcyjnymi.

Tych wytycznych jest dość dużo, będzie lekarz na planie, częste testowanie najważniejszych członków zespołu. Do tego takie zasady izolacji, masek, przebywania w grupach, żeby było relatywnie mało podróżowania między nimi, jeśli już jakaś grupa została sprawdzona, to zasady są tak stworzone, by mało było osób dochodzących i kontaktujących się z nią.
Fot. Natemat.pl
Jesteś trochę slavic freak, widać to w materiałach promocyjnych. Były jakieś elementy polskiej kultury zaszyte w Wiedźminie, które ciężko było pojąć Amerykanom? Pytam o ten wycinek twojej pracy, który polega na tłumaczeniu z polskiego na międzynarodowe.

Myślę, że akurat scenarzyści wybrani do tego sezonu byli na tyle fajną grupą i na tyle zróżnicowaną, bo znaleźli się w niej ludzie o rożnej przeszłości, że pewne specyficzne rzeczy, o które się martwiłem początkowo, okazywały się dość łatwe do wyjaśnienia. Na przykład rzecz, na której mi bardzo zależało, gdzie bardzo obawiałem się, że może się zgubić, czyli humor.

Mieliśmy w zespole fantastycznego scenarzystę, Declana De Barrę z Irlandii, dla niego humor jest doskonale zrozumiały, też byli pod okupacją, tylko angielską, też musieli wypracować sobie radzenie sobie humorem w czasach tragicznych mrocznych. Wielu fajnych ludzi się zebrało, którym nie trzeba było aż tak wiele tłumaczyć, ten poziom zrozumienia literatury i tym czym postacie są, co chcemy zrobić, ten poziom z czasem wzrastał.

Sceny walki wbijają w fotel. Ile tu żelaznego treningu, ile efektów?


Jeśli chodzi o walki, w których uczestniczył Henry Cavill, to wykonywał sceny kaskaderskie sam, jest fantastycznie przygotowany fizycznie na poziomie dobrej klasy kaskadera. Faktycznie zależało nam na tym, żeby te walki wyglądały dosyć wiarygodnie. Włożyliśmy sporo wysiłku w trening i kręcenie walk.

To jedna z tych rzeczy, o których ludzie rzadko wiedzą, czyli to, co na ekranie trwa najkrócej, jak sceny akcji, jest tym, co zajmuje najwięcej czasu na planie, godziny i godziny i godziny, kolejne powtórzenia tych samych ruchów, scen. W przypadku sceny dramatycznej, gdzie mamy do zagrania dialog, udaje się nakręcić 3, 4, 5 stron scenariusza dziennie, w przypadku akcji to czasem dwa zdania scenariusza dziennie.

Kinowa ekranizacja „Wiedźmina”. Było sporo plotek, poukładajmy to.

O tym też nie będę mówić, to już przeszłość. W momencie, kiedy zdecydowaliśmy się na robienie seriali z Netfliksem, te plany zostały zaorane, co jest normalną sprawą przy produkcji filmowej i to się czasem po prostu zdarza. To nie jest tak że cała praca, efekty wizualne czy pomysły scenariuszowe, się zmarnowały. Będą się przebijać w serialu, te rzeczy, za które przy okazji fabuły odpowiadałem, też mogę przenieść na serial.

Wychodziłeś sobie u Andrzeja Sapkowskiego prawa do ekranizacji. Jak reagował? Nie zdziwiłbym się, gdyby – zważając na historię - jeżył się na okazje inwestycyjne oparte na „Wiedźminie”.

Andrzej jest dużym fanem seriali, i nie chce za dużo mówić o tej relacji, bo bardzo wysoko sobie cenię spotkania z Andrzejem Sapkowskim i to, że udało nam się zbudować fajną relację. Mija prawie 10 lat od pierwszych spotkań, on ma oczywiście swoje zdanie, pomysły, ale ma też ogromną otwartość, jeśli chodzi o adaptacje swoich rzeczy. Gdzieś tam w mediach powstał obraz Andrzeja, który się na wszystko jeży…

Właśnie, to zły obraz? Jaki on jest?

Kompletnie mija się z prawdą, te sytuacje często są wyrwane z kontekstu. Najważniejsza cecha Andrzeja, którą ja cenię sobie najwyżej, to jego poczucie humoru. Jeśli czytamy, że coś tam Andrzej powiedział, to trzeba podejść do tego z lekkim dystansem, bo są to żarty wyrwane z kontekstu. Żyjemy w takich absurdalnych czasach, gdzie ciężko się żartuje i ciężko o to, by humor kogoś nie obraził, zawsze znajdzie się ktoś, kto wyskoczy, że to było nie na miejscu, albo nie zrozumie żartu.

Andrzej jest erudytą i często te żarty nie są przeznaczone dla zwykłych zjadaczy chleba, ale wymagają pewnego wysiłku intelektualnego. Myślę, że stąd jest ten wizerunek, bo moje doświadczenia z Andrzejem są zupełnie inne, mogę sobie tylko chwalić i życzyć każdemu, kto adaptuje prace pisarza, żeby tak dobrze się współpracowało z autorem. Ale znów - nie chce wyjawiać za dużo szczegółów, to rodzaj kontaktu taki nasz, a Andrzej lubi świat prywatny zatrzymywać dla siebie.
Fot. Natemat.pl
Zamykając watek, czy z Platige Image już na nowo lubi się z CD Projektem RED? Tworzyły super duet, potem ta sprawa ekranizacji i zaczęło wiać chłodem na łączach.

Obie firmy przechodziły swoją ewolucję, CD Projekt przechodził ją w świetle jupiterów, bardzo widoczny, Platige Image w ostatnich kilku latach przechodził głęboką restrukturyzację, zmienił się sposób zarządzania firmą i tego, jak podchodzi do projektów. Platige urósł już tak bardzo, że pewne stare metody zarządzania, działania, przestały się sprawdzać, trzeba było to zmodyfikować.

To był rzeczywiście skomplikowany okres nie tylko w relacjach między Platige Image a CD Projektem RED, ale nawet w relacjach wewnątrz obu tych firm dużo się działo. To, co mogę teraz powiedzieć, to wszystko już jest ładnie i myślę, że będzie to niedługo widoczne. Ja chłopakom z CD Projekt RED zawsze bardzo kibicowałem i kibicuję, mam nadzieję, że Cyberpunk będzie ogromnym sukcesem.

To też w naszym interesie – fanów.

Trzeba mi wierzyć, to naprawdę bardzo dobry kontakt, dobra relacja, zawsze była - wydaje mi się - że bardzo fajna, ale na poziomie i firm i producentów, wszyscy ludzie skupieni wokół „Wiedźmina” rozmawiamy ze sobą i się rozumiemy.

Zostałeś nominowany do API – nagrody Ambasadora Polskich Innowacji. To zwykle kojarzy się z technologią, myślę, że w twoim przypadku należy tę nominację interpretować w kontekście kreatywności. I tu chcę na chwilę przystanąć.


Okej.

Pracodawcy szukają kreatywnych pracowników, ludzie lubią przypisywać sobie kreatywność, gdy tylko nielicznym jest dana. Mając przed sobą jednego z nich, zróbmy takie ministudium podczaszkowe Bagińskiego. Na przykładzie, który mnie wwierca w fotel – Twardowskiego. Siada dyrektor kreatywny i jego zespół i co? Jak wy to robicie?

Ładnych parę lat temu to było, nie chcę zapeszać, ale to nigdy nie jest jeden pomysł, zawsze chmura pomysłów, z której się coś generuje. Jedna z rzeczy, których trzeba się nauczyć, a której nauczyły wyjazdy do Stanów, to tam szybko zacząłem angażować się w development projektów, ten jego pierwszy moment. Przychodzi jakaś duża marka, mają grę, tylko grę, i jak to zamienić w serial, jak i które postaci wybrać, co jest ciekawe, wartościowe, żeby pokazać na ekranie.

Ten pomysł nie pojawia się od razu, jest potrzebny czas, to musi dojrzewać sobie w głowach. Potrzebni są ludzie z różnych bajek, gdzie każdy coś od siebie dorzuci, potrzebna jest osoba, która ma jakiś rodzaj nosa. Bo ja nie wiem, czy jestem kreatywny, ale mam dobrego nosa do tego, co może się spodobać ludziom. Z tej chmury pomysłów to podkradam je ludziom, którzy ze mną pracują, wiem, które podkradać, wiem jak to składać potem w miarę spójną strukturę.

A wracając do Twardowskiego?


Wracając do Twardowskiego, było wiele tygodni rozmów, powstało 10 różnych pomysłów, jak podejść do tematu, jaki zadało nam Allegro. Firma nie miała jasnej wizji, czego chce, poza tym, że oczekuje fajnej treści dla ludzi, prezentu dla klientów. Mieliśmy dużą wolność, co czasem jest pułapką.

Po 10 różnych draftach wpadła mi do głowy scena z początku Twardowskiego, który zasuwa w łaziku po powierzchni Księżyca, ma nalepkę z imieniem. Jak to zaprezentowałem, wszyscy z miejsca kupili. To trochę tak, jak w writersroomie czy grupie burzy mózgów, któraś osoba wpadnie na pomysł, który działa, to się czuje w całej grupie, od razu zaskakuje, wszyscy to podnoszą i rozwijają, potem idzie łatwiej. Jak Twardowski, to inne legendy, jak zaadaptować Smoka Wawelskiego, co wybrać, co wyciągnąć na ekran.

Przeskoczmy na chwilę do "Rycerzy Zodiaku". To twój pierwszy aktorski film, który reżyserujesz. Na jakim to jest etapie?

Scenariusz jest napisany, w dużej mierze zcastingowany i myślę, że niedługo idzie w zdjęcia, ale COVID nam bardzo zamieszał w planach. Mieliśmy wchodzić w zdjęcia do Twardowskiego 3.0 w sierpniu, a teraz nie wiadomo, bo wszystko się poprzesuwało, w taki dramatyczny sposób, potwornie się nawarstwiło kilka rzeczy naraz.

Opowiesz coś o historii "Rycerzy Zodiaku"?


Nie.

Tajemnica?

Oczywiście, że tajemnica.

Jest inny pomysł, mam nadzieję, że niezapomniany. "Hardkor 44". Jak zobaczyłem ten pomysł, twoje nazwisko, styl Sin City, temat wojny i science fiction, te pierwsze rysunki, pomyślałem, że to nie może się nie udać. Co się stało?

To był mój pierwszy duży projekt, który prezentowałem w Stanach i próbowałem tam sprzedać. Szybko się okazało, że budżet, którego potrzebujemy, jest nie do wyjęcia z polskiego rynku, nie jest możliwy u nas do zrealizowania. Przeszliśmy całą ścieżkę przygotowania pakietu na Zachód, propozycji aktorskich, itd., mieliśmy jednego z topowych scenarzystów, który nam złożył historię do tego, i prezentacja się podobała, ale rozeszło się o marketing trochę.

Moje nazwisko, muszę je wciąż pobudować, ale wtedy było słabsze, a nie mając silnego nazwiska wśród twórców, nie bardzo było wiadomo, jak ten projekt reklamować. Niby II wojna światowa, ale science fiction, ale ma być trochę jednak rozrywkowy, rozbuchanym filmem akcji, to się kłóci z ideą tradycyjnego kina wojennego. Na ile się orientujesz w marketingu, jeśli masz jasno określone szufladki, wtedy jest łatwiej dany projekt przedstawić. A tu nie bardzo było wiadomo, jak ten film sprzedać, a filmy tam muszą się zwrócić. Pomysł, jak to sprzedać, trzeba mieć już przygotowując projekt, dlatego było mi łatwiej wiele lat później przy „Kierunku Noc”. Bo tam mówiłem jedno zdanie, na czym to polega, a wszyscy na to: "okej, thriller, postapokaliptyczny". Te szufladki się otwierają, zespół wie jak reklamować, można jechać z projektem.
Fot. Natemat.pl
Nie skreślasz go?

Nigdy się nie skreśla, mam ogromny cmentarz pomysłów, nie tylko „Hardkor 44”, po nim nauczyłem się nie gadać o projektach, które jeszcze nie są zamknięte i sprzedane. Takich w rozwoju mam kilkanaście rozmaitych, które czekają na swój moment. Hardkor jest bardzo trudny do zrobienia, czeka sobie w lodówce, będzie dobry moment i partner, który będzie chciał w to wejść, wtedy wyciągnie się go z lodówki, przeformatuje do czasów, bo to już 10 lat minęło, i ruszamy z nim. Projekt jest super, może wtedy to nie był dobry moment dla niego.

A ta kontynuacja Twardowskiego? Przegapiłem coś?

Od jakiegoś czasu już wspominaliśmy o tym, ze przygotowujemy projekt filmu pełnometrażowego, Twardowski 3,14, w tytule zawarta jest pewna zabawa. Mamy bardzo fajny scenariusz, jeden z lepszych, jakie udało mi się rozwinąć w ciągu ostatnich lat, ale znów – zachodzą rozmaite sytuacje, teraz nas COVID załatwił, wcześniej były rozmowy na produkcyjnym poziomie, jak to złożyć, bo to nie jest tani projekt. Zobaczymy, mam nadzieję, że uda się zrealizować i wejść na plan.