W pracy kobiety muszą wyglądać nieskazitelnie. „Facet? Byle nie miał zacieków z keczupu na koszuli"

Patrycja Wszeborowska
– Zdaniem prezesa pracownicy powinni ubierać się reprezentacyjnie. Z tym, że dla kobiet oznaczało to sukienkę, szpilki i pełen makijaż, a dla mężczyzn - żeby nie mieli zacieków z keczupu na koszuli – wspomina Andżelika, była pracownica państwowej instytucji kultury. Tymczasem piękno kosztuje, i to niemało. Zachęcanie kobiet do atrakcyjnego wyglądu w pracy w efekcie sprawia, że wydają na poprawę swojej urody niemałą fortunę.
Kobiety w pracy muszą wyglądać nieskazitelnie. Mężczyzna? Byle nie miał zacieków na koszuli. 123rf.com

Luka pielęgnacyjna


Przeciętna Polka swej urodzie poświęca średnio 4,8 godziny tygodniowo według badania GfK Polonia z 2016 roku. Jednak stanie przed lustrem wymaga nie tylko czasu. W 2018 roku kobiety w Polsce wydały łącznie ponad 2 mld złotych na kolorowe kosmetyki, zgodnie z danymi "Rzeczpospolitej".

O luce płacowej między kobietami a mężczyznami słyszał chyba każdy. Jednak o wiele rzadziej podejmuje się temat tzw. luki pielęgnacyjnej (ang. grooming gap) – cichym, podprogowym oczekiwaniu, że kobiety w pracy będą wyglądać po prostu ładnie i nienagannie. Mało kto zdaje się pamiętać, że przecież ładny wygląd kosztuje, zarówno pieniądze, jak i czas.


Jasne, kwestia schludnego ubioru w pracy to rzecz z kanonu tych podstawowych – do przyjętych w biurach zasad dress code powinni stosować się zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Jednak mowa o nieco bardziej subtelnych komunikatach, które padają jedynie w stronę kobiet, sugerując im, że powinny postarać się „nieco bardziej”.

"Subtelna" zachęta do piękna


– Dlaczego nigdy nie nosiłaś do pracy obcasów? – spytał na odchodne rezygnującą z pracy współpracownicę znajomej ich szef. Kobieta odparła, że zwyczajnie nie lubi chodzić w wysokich obcasach, bo czuje się w nich za wysoka. Przełożony pokręcił głową z niezrozumieniem, bo dla niego „pracownica” równa się „gorąca laska w szpilkach”.

Znajoma nieraz słyszała od innych koleżanek z biura, że szef lubi, jak dziewczyny wyglądają ładnie i chodzą w wysokich obcasach. Sama zresztą zdążyła to zauważyć – jej menedżer komplementuje ją za każdym razem, gdy się wystroi i założy pełen makijaż. Raz nawet skrytykował jedną z pracownic za to, że do pracy przyszła w eleganckim swetrze. Sweter to sweter, jak gustowny by nie był.

Niby w regulaminie nie ma żadnych informacji o zakładaniu do pracy szpilek i pełnego makijażu – oprócz lakonicznego "smart elegant" – to jednak kobiety z firmy odczuwają podprogową potrzebę, by codziennie wyglądać świetnie. Zachęcane są do tego między innymi poprzez komplementy od menedżera. Wobec mężczyzn szef nie ma takich wymagań – byleby było schludnie.

– Jest to seksizm w czystej postaci. Fakt, że kobieta musi się tłumaczyć, dlaczego nie nosi do pracy obcasów, potwierdza tylko stereotypowy obraz płci pięknej przebywającej w biurze jako ładny dodatek do pracy mężczyzn. Kobiety w polskich firmach bardzo często muszą długo udowadniać swoją wartość merytoryczną – mówi w rozmowie z INNPoland.pl socjolożka dr Justyna Pokojska z DELab.
- Dlaczego nigdy nie nosiłaś do pracy obcasów? - spytał szef odchodzącą z firmy pracownicę.123rf.com

Wskazuje, że takie podejście wynika z kulturowo narzucanego kobietom wymogu dbania o własny wygląd. Kobieta niepomalowana i nieuczesana wzbudza swego rodzaju zaskoczenie i konsternację. Ciało kobiety jest bowiem "niegotowe" do pokazania światu w czystej postaci, o czym mówiła już wiele lat temu amerykańska socjolożka Andrea Dworkin.

– O tym, że ten problem jest wciąż aktualny, świadczy chociażby zupełnie absurdalna dyskusja na temat wyglądu Małgorzaty Trzaskowskiej podczas wieczoru wyborczego, która rozgrzała ostatnio internet. Komentowano, że była nieuczesana, za mało umalowana, niedobrze ubrana. Nikt jednak nie wspomniał nawet słówkiem o tym, co robiła czy mówiła, albo o tym, czy mężczyźni się odpowiednio wystroili – wskazuje socjolożka.

– Kobiety od dzieciństwa są uczone tego, by na wyglądzie budować poczucie własnej wartości. Jako dziewczynki jesteśmy wychowywane do tego, by się podobać, zabiegać o uwagę, być ładne i uczesane. Atrakcyjność jest niejako wpisana w nasze funkcjonowanie w społeczeństwie – dodaje.

Atrakcyjny zarabia więcej


Jak dowodzą amerykańscy socjologowie Jaclyn Wong i Andrew Penner, atrakcyjnie fizyczni pracownicy mają wyższe dochody niż ci o przeciętnym wyglądzie. Odnosi się to zarówno do kobiet, jak i mężczyzn. Jednak pielęgnacja i dbanie o ubiór w przypadku płci pięknej jest zwykle o wiele droższa, bardziej skomplikowana i czasochłonna, niż u mężczyzn. Koniec końców wyższa pensja, którą otrzymają atrakcyjne i zadbane kobiety, idzie na produkty kosmetyczne i pielęgnacyjne.
Atrakcyjni ludzie statystycznie zarabiają więcej, jak wynika z badań.Unsplash.com

Na potwierdzenie kilka twardych danych, które przywołuje portal In These Times: przemysł kosmetyczny o wartości 532 mld dolarów globalnie swoje agresywne, perswazyjne reklamy kieruje głównie w stronę kobiet. Przeciętna kobieta codziennie nakłada na swoją twarz produkty o łącznej wartości 8 dolarów.

Nie zapominajmy również o tzw. „różowym podatku” (ang. pink tax), czyli cenie, jaką każda kobieta płaci za produkty dedykowane dla swojej płci. Analizy polskiego rynku pod kątem cen analogicznych produktów dla obu płci podjęła się swego czasu porównywarka cen Idealo. Wyniki były alarmujące. Przeciętna cena produktów z kategorii „pielęgnacja twarzy” na półce przygotowanej dla mężczyzn – 108,36 zł. Średnia na półce adresowanej do kobiet – 180,58 zł. Różnica w cenie – 67 proc.

– To samonakręcające się koło. Sektor beauty czerpie zyski z faktu, że kobiety z powodu wewnętrznego imperatywu inwestowania w swój wygląd i estetykę wydają pieniądze na produkty do upiększania i pielęgnacji. Z kolei duży popyt na te usługi sprawia, że producenci mogą zwiększać ich cenę. Kończy się to tym, że kobiety za przystrzyżenie nawet krótkich włosów zapłacą minimum 80 złotych, a mężczyźni zetną się już za 30. Oczywiście są i tacy, którzy wydadzą 200 złotych na wizytę u barbera, jednak rynek męskiej dbałości o ciało wciąż nie jest w Polsce tak rozbudowany – wskazuje dr Justyna Pokojska.

Andżelika* przez kilka lat pracowała w podlegającej resortowi kultury placówce kulturalnej. Podczas jednej konferencji, na której robiła zdjęcia i obsługiwała stand z książkami, usłyszała od szefa, że mogła się bardziej postarać w kwestii elegancji ubioru, bo w końcu reprezentuje firmę.

– Byłam ubrana dość elegancko - w dresscodowe czarne spodnie i płaskie baleriny. Jednak prezesowi chodziło o strój, który wyraźnie faworyzował wśród pracownic - kiecka, szpilki i mocny makijaż – wspomina.

Dziewczyny z biura o tym wiedziały. Jak któraś szła negocjować wyższą stawkę, to zakładała sukienkę i wysokie obcasy, bo wiedziała, że w ten sposób ma większe szanse.
Branża beauty czerpie niebywałe zyski na wewnętrznym imperatywie kobiet, że "muszą" ładnie wyglądać.Pexels.com

Rynek beauty zarabia na kobietach

Około 55 minut – tyle czasu dziennie poświęca przeciętna kobieta na czynności pielęgnacyjne w stylu stylizacja fryzury czy nałożenie makijażu. Odpowiada to pełnym dwóm tygodniom każdego roku. Jeszcze więcej czasu na doprowadzaniu urody do nieskazitelnego stanu poświęcają pracownice salonów urody, hoteli, restauracji oraz stewardessy. Tym ostatnim pracodawcy często organizują nawet obowiązkowe szkolenia z wizażystą. W tym czasie mężczyźni pracujący jako personel pokładowy mają dzień wolny.

– Idziemy do pracy, w której szef wymaga od nas konkretnego wyglądu. Rynek wietrzy pismo nosem i za produkty służące osiągnięciu takiego wizerunku dyktuje astronomiczne ceny. Oddajemy więc zarobione pieniądze rynkowi, bo zamiast wydać pensję na coś innego, wydajemy ją na to, by ładnie się prezentować – stwierdza Pokojska.




*imię bohaterki na jej prośbę zostało zmienione