W Polsce mamy milion pseudo rolników. Biorą pieniądze z UE, ale pracują w mieście
W naszym kraju mamy ok. 1 425 tys. małych gospodarstw, czyli o powierzchni ponad jednego hektara. Co więcej, funkcjonuje u nas aż milion pseudo rolników, czyli farmerów tylko z nazwy. Mimo że na co dzień pracują w mieście, pobierają fundusze z UE przeznaczane na polskie rolnictwo.
Małe gospodarstwa
W Polsce jest milion rolników, lecz są oni nimi tylko z nazwy. Nie przeszkadza im to jednak, aby korzystać z przysługujących im benefitów, czyli dofinansowań z UE. Pseudo rolnicy bardzo często mają normalną pracę i czerpią dochody z pozarolniczych źródeł, chociaż są ubezpieczeni w KRUS-ie.Według raportu "Polska wieś 2020" największym problem polskich wsi jest jego struktura agrarna. Mają one ogromny udział, ale praktycznie się nie liczą w produkcji rolnej. W tej kwestii od momentu wejścia do UE dużo się nie zmieniło – zauważa "Gazeta Wyborcza", która przywołała raport jako pierwsza.
– Wbrew niektórym stereotypom gospodarstwa niewielkie obszarowo w większości są nie tylko nieefektywne i niekonkurencyjne, ale do tego ich działalność częstokroć jest mało przyjazna dla środowiska – czytamy w raporcie.
Obecnie w ocenie małych gospodarstw rolnych wyznacznikiem nie jest już powierzchnia, ale również kryteria ekonomiczne, czyli wartość produkcji i dochody. Obecnie rząd też nie ma pomysłu jak zmienić sytuację. Same dofinansowania bardziej polepszyły byt i rozwój wsi, niż realnie pomogły rolnictwu, zaś dla niektórych pseudo rolników okazały się po prostu dodatkowym dochodem.
Silny elektorat
Jak pisaliśmy w INNPoland.pl na wsiach jest bardzo silny elektorat partii rządzącej.Mieszkańcy dużych polskich miast w większości opowiadają się za opcją demokratyczno-liberalną, co wyraźnie widać w ostatniej kampanii wyborczej.Coraz mniej skłonni są finansować transfery socjalne dla wsi i małych miast, dzięki którym obecny rząd utrzymuje tak dużą popularność. Tym bardziej, że dochody ludności mieszkającej na terenach wiejskich rosną szybciej aniżeli w mieście.
– Nie rozumiem, dlaczego mam finansować zacofane wsie i małe miasteczka pełne nierozumnych i roszczeniowych ludzi, którzy stają się agresywni, gdy ktoś chce ukrócić rozdawnictwo moich pieniędzy – mówiła w rozmowie z redaktorem Leszkiem Sadkowskiem Joanna, pracująca w dużej stołecznej korporacji.