Idziesz do sklepu i widzisz: 9,50, 9,80, a nawet 10 złotych – tyle potrafią kosztować obecnie kostki masła. Dlaczego tak się dzieje i co mają z tym wspólnego niebieskie języki krów czy zmiany klimatyczne, rozmawiamy z ekspertami – Andrzejem Gantnerem z Polskiej Federacji Producentów Żywności oraz Jakubem Wiechem, redaktorem naczelny serwisu Energetyka24.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Szukając odpowiedzi, dlaczego masło kosztuje tak absurdalnie dużo, odezwałem się do Polskiej Federacji Producentów Żywności (PFPŻ), żeby porozmawiać z jej dyrektorem generalnym, dr. Andrzejem Gantnerem.
Zapytałem go o suszę i chorobę niebieskiego języka, które mają odpowiadać za dziesiątkowanie stad i wzrost cen na rynku. Tak przynajmniej podają zachodnie media. Dyrektor temu nie zaprzeczył, ale podzielił temat na dwa wątki.
– Pamięta pan, mieliśmy obniżki cen o kilkadziesiąt proc., nawet do 70 procent? I na półce można było zobaczyć masło po 3,54 zł – tłumaczy mi Gantner.
Tak nagłe i duże obniżki cen masła też nie wpłynęły dobrze na rynek. Spowodowały spore spadki w rentowności produkcji. Zakłady przerzuciły się na inne produkty mleczarskie, o lepszych cenach.
Koszty produkcji w Polsce rosną zauważalnie od kilku lat. Wiąże się to z podażą samego mleka i masła, ale też z cenami światowymi.
– Masło nie jest produktem, którego ceny ustalamy tylko w Polsce. Są ustalane na rynku światowym. A właśnie mieliśmy widoczny spadek podaży masła na rynku globalnym – dodaje Gantner.
Polscy producenci żywności bezradni
No, dobrze. Ale skąd problemy na rynku światowym?
Z roku na rok coraz bardziej daje się kryzys klimatyczny. Mamy susze, niedobory produkcji, a teraz pojawiła się – wspomniana już na wstępie – choroba błękitnego języka. Choć to choroba tropikalna, obecnie uderza także na północy, z powodu wzrostu temperatur. Z powodu wyższych temperatur i suszy jest też mniej paszy, a i same krowy dają mniej mleka.
To wszystko naczynia powiązane. Choroba w jednym miejscu zaburza pracę całego ekosystemu. Prują się łańcuchy dostaw, dostępność masła na rynku spadł, ceny na giełdach drożeją.
– Sytuacja globalna uderza w bardzo czułe punkty, które są podstawą produkcji żywności. Mleko jest bardzo czułe na zmiany. Bo dostęp do paszy i wody jest kluczowy dla jakości produktu – tłumaczy dr Gantner.
– Na to wszystko nie mamy, niestety, wpływu tutaj w Polsce – dodaje.
Masło jest towarem globalnego handlu, więc jest sprzedawane na tak zwanych kontraktach terminowych. Dr Andrzej Gantner zauważa, że niektórzy inwestorzy, kiedy było tańsze, nabyli je w dużych ilościach z nadzieją, że je odsprzedadzą z zyskiem. Ale ilość masła na rynku spadła, to pogłębiło to tylko kryzys cenowy.
Kiedy masło będzie tańsze?
Sytuacja jest trudna do przewidzenia. Mój rozmówca wskazuje na pierwszy i drugi kwartał 2025 roku. Dyrektor Polskiej Federacji Producentów Żywności podkreśla, że inwestorzy w końcu będą musieli sprzedawać kontrakty terminowe, co poruszy ceny na światowych rynkach, a więc i w Polsce. Ale to nie wystarczy.
– Przez jeszcze przynajmniej kilka miesięcy te ceny nie będą spadać. Stanie się to dopiero w momencie, kiedy faktycznie produkcja wróci do poziomu zaspokojenia popytu i inwestorzy wyprzedadzą kontrakty terminowe na masło. Wtedy ceny świecie oraz w Polsce powinny spadać – podsumowuje dr Gantner.
Kryzys klimatyczny jeszcze bardziej wpłynie na ceny
Skutki zmiany klimatycznej – takie jak susze i zarazy, są niemożliwe do przewidzenia. Podkreśla to Jakub Wiech, prawnik, dziennikarz i publicysta, redaktor naczelny serwisu Energetyka24. Na X zamieścił wpis poruszający w związku z cenami za kostkę masła i wpływie na nie suszy oraz tropikalnej choroby niebieskiego języka.
I mówi, że wzrost cen, który widzimy to dopiero początek.
"Od pewnego czasu staram się zwrócić uwagę na to, że zmiana klimatu to wydarzenie przede wszystkim gospodarcze, które w pierwszej kolejności uderzy w łańcuchy dostaw żywności. Popularne produkty spożywcze staną się coraz droższe; nie będzie to jednak wydarzenie punktowe, tylko proces. Ostatnie skoki cen masła pokazują, jak będzie to wyglądać (...). Zmiana klimatu to nie punktowy kataklizm rodem z filmu „2012”. To stopniowy, choć przyspieszający proces, który będzie nadszarpywał nasze łańcuchy dostaw i wartości – najpierw w sektorze spożywczym. Oczywiście jako pierwsi odczują to najbiedniejsi, którym najbogatsi często wciskają do głowy kit, że globalnym ociepleniem nie ma się co przejmować" – napisał.
Nie jest również wcale przekonany, że ustabilizują się tak szybko.
– W źródłach, które przeglądałem, kiedy badałem temat, również spodziewano się spadku lub ustabilizowania cen masła już nawet w I kwartale 2025 roku. Jeśli chodzi o klimat, to warto zauważyć, że wchodzimy w okres coraz większej nieprzewidywalności zjawisk pogodowych (które rzutować będą w pierwszej kolejności na gospodarkę żywnościową) oraz geometrycznego pogarszania się światowej sytuacji klimatycznej. Mówiąc krótko: susze będą częstsze i dotkliwsze, deszcze gwałtowniejsze i niespodziewane, powodzie bardziej niszczycielskie i zaskakujące. To wszystko musi rzutować na łańcuchy dostaw żywności, a nasze możliwości adaptacyjne są ograniczone. Czeka nas zatem więcej ryzyk i niepewności jeśli chodzi o ceny nawet podstawowych produktów spożywczych – tłumaczy mi Wiech.
Tegoroczna powódź nie pozostawia nam wątpliwości, że pogoda gotowa jest nam przyszykować kolejne niespodzianki. Dłuższe lata, wczesne zbiory i gwałtowne przymrozki je dewastujące, susze... Drożeje wszystko. W tym praca rolnika i innych producentów żywności. Odczuwamy to również po cenach takich produktów jak mleko, cukier, jajka, piwo. Nawet chleb.
Instytut Ochrony Środowiska – Państwowy Instytut Badawczy wyliczył, że w Polsce w ostatnich latach nasiliła się częstość występowania susz. Na przestrzeni lat 2010-2019 susze miały miejsce dwukrotnie częściej niż w ubiegłych dekadach.
Zakażenie wirusem choroby niebieskiego języka (serotypy 1-24) (zakażenie BTV) jest niezakaźną, przenoszoną przez owady chorobą wirusową przeżuwaczy domowych i dzikich. Głównymi objawami są wysoka gorączka, nadmierne ślinienie, obrzęk pyska i języka oraz sinica języka. Obrzęk warg i języka nadaje językowi charakterystyczny niebieski wygląd, choć objaw ten występuje wyłącznie u niewielkiej liczby zwierząt. Mogą być widoczne objawy ze strony nosa, z wydzieliną z nosa i chrapliwym oddechem. Nie wszystkie zwierząta mają objawy, ale wszystkie chore podupadają na zdrowiu, mogą umrzeć nawet w ciągu tygodnia. Te, które przeżyją, trwa powrót do sił trwający nawet kilka miesięcy.
Tradycyjnie choroba przytrafiała się w Azji lub Afryce, ale ze względu na globalny wzrost temperatur roznosi się po Europie. Wedle prognoz, jeżeli sytuacja klimatyczna nie ulegnie poprawie, zaraza niebieskiego języka do tej pory trafiająca się raz na 20 lat, zacznie pojawiać się regularnie raz na 5-7 lat.