Producenci mięsa triumfują. To może być koniec "wegańskich burgerów" w sklepach
Spór o "mięsne" nazwy bezmięsnych produktów trwa od lat. Jedni tłumaczą to niewprowadzeniem klienta w błąd, inni wyjaśniają, że przecież nikt nie jest oszukiwany. Niedługo może paść jeden z ostatnich akordów tej dyskusji. Czy jeszcze kupimy "burgera" z batatów lub soczewicy?
Argumentem stawianym za zmianami są chęci do niewprowadzania konsumenta w błąd. Cieszą się przedstawiciele branży mięsnej. Od długiego czasu zabiegali o ochronę swoich nazw.
Z kolei, jak podaje Money.pl, przeciwni rozwiązaniu są producenci roślinnych zamienników potraw mięsnych. Zauważają, że trudno jest się pomylić w sklepie. W końcu wegańskie odpowiedniki potraw mięsnych są wyraźnie oznaczone. Dodatkowo mówią, że przyjęcie takiego rozwiązania wiązałoby się z ogromnymi kosztami dotyczącymi np. zmian etykiet czy opakowań.
Problem nie jest nowy
Już ponad dwa lata temu, po wielkich sporach, we Francji przyjęto podobne rozwiązanie. Nad Sekwaną zabroniono stosowania określeń takich jak „kotlet sojowy”, „burger wegański” czy „wegańska kiełbasa”.Deputowani uznali wtedy, że użycie charakterystycznych terminów dotyczących dań i produktów mięsnych w przypadku produktów wegetariańskich byłoby wprowadzaniem w błąd konsumentów.
Bodźcem do uchwalenia przepisów tego typu stał się prawdopodobnie wyrok TSUE, w którym uznano, że nazwy wyrobów mlecznych nie powinny być stosowane w odniesieniu do wyrobów roślinnych.
Czytaj także: Świat wegetarian zadrżał w posadach. Nie będą mogli używać nazw „kotlet” czy „kiełbasa”
Fleksitarianie
Ta sprawa może zaboleć także fleksitarian (semiwegetarian). To ludzie, którzy jedzą mięso, ale starają się je z różnych względów ograniczyć. Do takich powodów należą m.in: zdrowotne, dietetyczne czy etyczne.Wielu z nich poszukuje żywności, która może zastąpić im mięso na talerzu. "Mięsne" nazwy pozwalały niektórym zrozumieć z czym, mniej więcej, mają do czynienia. I jak to wykorzystać w swoim jadłospisie.
Czytaj także: Jak to wędlina, skoro mięsa nie ma? Mięsożercy narzekają, ale w ten biznes wchodzą potentaci