"To powolne zabijanie". Właścicielka kawiarni szczerze o najnowszych obostrzeniach

Grzegorz Koper
Kolejny cios dla gastronomii. Decyzją rządu wszystkie lokale od soboty zostaną zamknięte na dwa tygodnie z możliwością przedłużenia. Mogą prowadzić sprzedaż jedynie na wynos. Izabella Szymczyk, która od 7 lat prowadzi kawiarnię Koza Cafe na warszawskim Grochowie, w rozmowie z INNPoland nie kryje obaw. Martwi się, co będzie dalej z jej lokalem oraz całą polską gastronomią.
Fot. Facebook.com / Koza Cafe
Co dla pani oznaczają wprowadzone właśnie obostrzenia?

Przede wszystkim nowe obostrzenia uniemożliwią mi pracę i zarabianie. Na szczęście wielu klientów zostało ze mną po poprzednim zamknięciu. Wspierali mnie nawet, gdy prowadziłam sprzedaż na wynos. Wiernie przy mnie trwali.

Niestety, nie wiem, co wydarzy się teraz. Czy epidemia zmusi ludzi do pozostania w domu? Mam małą kawiarnie, więc nie mogę dowozić swoich produktów. Jeśli mieszkańcy z sąsiedztwa nie przestaną wychodzić na spacery, to wierzę, że przetrwamy.

Rząd powinien wesprzeć branżę.

Od tego też dużo zależy. Z czegoś musimy przecież płacić rachunki. Teraz jeszcze mam środki, ale nie wiem, jak to będzie wyglądało w przyszłym miesiącu. Koszty stałe dobiją małe lokale?


Istnieje takie zagrożenie. Jak mówiłam, rachunki trzeba płacić i z czegoś trzeba żyć. Problem pojawi się, gdy zabraknie nam przychodów. Sama sprzedaż na wynos to tylko ułamek normalnego obrotu. Prowadziłam ją głównie po to, by utrzymać kontakt z klientami i mieć pieniądze na przynajmniej niezbędne opłaty stałe.

Wierzę, że to nie będzie trwało wiecznie, ale jeśli obostrzenia nie zostaną zdjęte odpowiednio szybko, to część lokali może sobie z tym nie poradzić. Ta sytuacja bardzo zniechęca do prowadzenia tego typu działalności.

Pierwszy lockdown udało wam się przetrwać bez turbulencji?

Nawet zaczęliśmy wychodzić na prostą. A teraz znowu nakładają na nas kolejne ograniczenia. Nawet nie wiemy, co będzie dalej, jak długo to potrwa, i czy dostaniemy jakieś wsparcie.

Pieniądze z pierwszej tarczy wystarczyły na uratowanie biznesu?

To zależało od uwarunkowań każdego lokalu, od jego obrotów. Raczej mowa o drobnych kwotach, niewielkim postojowym i zwolnieniu z ZUS-u, co wystarczyło nam na przetrwanie. Ale pracuje się przecież po to, żeby zarabiać i się rozwijać. Nie chcę wegetować kilku miesięcy w oczekiwaniu na to, co będzie dalej.

Ile mała gastronomia może jeszcze znieść?

Dowiemy się tego pod koniec roku. Wtedy właściciele podliczają wyniki finansowe i podejmą decyzje, co dalej. Trudno powiedzieć, jak to będzie wyglądało w przyszłości, ile potrwa zamknięcie i czy potem znowu będziemy mogli działać.

Nowe przepisy są wprowadzane z dnia na dzień. To musi przeszkadzać w prowadzeniu biznesu.

To dotyczy wszystkich branż w kraju, a nie tylko gastronomii. Być może gdybym wiedziała o obostrzeniach z odpowiednim wyprzedzeniem, to lepiej bym się do nich przygotowała. Ale prowadzę małą kawiarnię, której klientami są osoby z sąsiedztwa.

Nie jestem specjalistą od wirusologii, więc nie wiem, czy powinno się nakładać takie obostrzenia. Wiem jednak, że wprowadzanie ich z dnia na dzień, to powolne zabijanie gastronomii. Bardziej dotyczy to dużych lokali, które posiadają ogromne zapasy i planują imprezy. Boję się, że wiele miejsc tego typu nie przetrwa ponownego zamknięcia.

Zresztą i bez ograniczeń rządowych, spadły nam obroty. Widząc liczbę nowych zakażeń, ludzie prawdopodobnie boją się wychodzić na zewnątrz.

Skoro mniej chętnych odwiedza kawiarnie, to czy ograniczenia są niezbędne?

Nie jestem epidemiologiem, ale wydaje mi się, że jeśli konieczne są już jakieś ograniczenia, to powinny one dotyczyć dochowywania zasad sanitarnych w lokalu. Już teraz dezynfekujemy stoliki, mamy ograniczenia co do liczby przebywających w kawiarni klientów.

To zmniejsza nam obroty, ale przynajmniej pozwala na pracę. Natomiast klienci nie muszą siedzieć zamknięci w domach i bać się przyszłości.

Kawiarnia niweluje ich strach?

Oczywiście, że tak, kawiarnia działa terapeutycznie. Przychodzą do mnie ludzie, których znam wiele lat. Jestem z nimi zaprzyjaźniona i lubimy ze sobą rozmawiać. Przy pierwszym zamknięciu lokalu z wieloma z nich starałam się zawsze zamienić kilka słów wydając zamówienie przez szybę.

Mogę mieć tylko nadzieję, że tym razem będzie tak samo i nie zginiemy.

Czytaj także: Rząd zamyka wszystkie bary i restauracje! Fatalne wiadomości dla przedsiębiorców