W Zakopanem działa hotelarskie podziemie. Ludzie masowo rezerwują "służbowe" ferie

Natalia Gorzelnik
Planujesz "służbowe" ferie w Zakopanem? Lepiej się pospiesz. W hotelach i domach gościnnych telefony urywają się od rezerwacji. Ludzie planują wyjazdy całymi rodzinami. Pomimo rządowego zakazu.
Na zimę stoki w Polsce będą otwarte. Ale hotele - tylko w celach służbowych. Fot. Marek Podmokły / Agencja Gazeta
Narciarze mogą odetchnąć z ulgą - zimowe szaleństwo uratowane! Rząd PiS zdecydował, że stoki w Polsce będą jednak otwarte.

Czytaj więcej: Co za przypadek! Wiceminister z PiS, który negocjował z branżą narciarską, ma udziały w stoku

Ewentualne szusowanie należy jednak dobrze rozplanować, bo oficjalnie - na narty można przyjechać tylko na jeden dzień. Chyba, że będziemy nocować w samochodzie czy namiocie. Branżę hotelarską obowiązują restrykcje związane z pandemią - od 7 listopada mogą obsługiwać wyłącznie osoby podróżujące służbowo.

Nieoficjalnie, gości i tak nie brakuje. Postanowiłam zadzwonić do kilku miejsc w Zakopanem i spróbować zaplanować zimowy wyjazd.

Ferie służbowe

Na pierwszy strzał wybrałam duży, elegancki hotel ze spa. Na połączenie z recepcją czekałam trzy minuty - wcześniej automat informował mnie, że muszę poczekać w kolejce, bo wszyscy pracownicy są obecnie zajęci. Jak widać, zapytań nie brakuje.


Miła pani w recepcji znajduje dla mnie wygodny pokój studio na kilka dni dla dwóch dorosłych z dziećmi. W pakiecie przygotowanym specjalnie na ferie - z pełnym wyżywieniem i możliwością korzystania ze strefy wellness.

Zapytałam, jak szybko muszę się zdecydować. Pani przekazała mi, że trudno stwierdzić, jak ludzie będą reagować na nowe obostrzenia (ferie w tym samym czasie dla całej Polski, 4-17 stycznia) i czy wszyscy będą się starali przyjechać w pierwszych dwóch tygodniach. Zasugerowała mi jednak, że im szybciej się zdecyduję, tym lepiej, bo pokoi zostało zaledwie kilka.

Na koniec rozmowy mówi trochę zmieszana:
– Jesteśmy zmuszeni do tego, żeby przypomnieć że do 18 stycznia możliwe są tylko pobyty służbowe. Więc takiej deklaracji wymagamy przy zameldowaniu.

– To jest totalnie służbowy wyjazd – odpowiadam porozumiewawczym tonem. Pośmiałyśmy się obie.

Mój drugi wybór to pensjonat. Jego właścicielka od samego początku zaznacza, że mocno liczy, że rząd zmieni jeszcze zdanie w temacie terminu ferii, że zostaną rozłożone w czasie. Ja upieram się jednak na początek stycznia. Znajduje dla mnie dwie propozycje pokoi i negocjujemy warunki.

– Będą otwarte stoki, dzieci pojeżdżą na nartach - zachęca.

Jak szybko trzeba się decydować? – Ludzie czekają na ostateczną decyzję o terminie ferii zimowych, na razie pobyty zarezerwowali stali bywalcy. Telefony to się dopiero zaczną, więc lepiej rezerwuje pani już teraz – radzi gospodyni.

A jak z bezpieczeństwem? – Wszystko czeka zdezynfekowane, do wody lejemy te płyny, pomyte ściany, podłogi... Tak więc zapraszamy. A wirus? To i zaraz trzecia fala będzie. Ech, trzeba żyć po prostu, nie przejmować się. Tutaj nie jest hotel jakiś wielki, żeby była kupa ludzi, tylko sami swoi przyjeżdżają, parę osób, no nie jest tak?

– Jasne, że tak jest – dziękuję za rozmowę mojej potencjalnej gospodyni i mówię, że wrócę z potwierdzeniem.

Pokojowe podziemie w Zakopanem

– Ludzie wynajmują pokoje. Mimo że nie wolno im tego robić oficjalnie, to i tak wynajmują – mówi Bernadetta Weltschek-Szot, właścicielka Pokoi Gościnnych “Benita”.

Hotelik Pani Bernadetty znajduje się pomiędzy Krupówkami a Kuźnicami. Mimo doskonałej lokalizacji, obecnie nie ma zbyt wielu gości.

– Od kiedy wprowadzane są obostrzenia pojawiają się pojedyncze osoby – mówi właścicielka. Mocno przestrzega tego, żeby były to pobyty "legalne", czyli faktycznie służbowe.

– Miałam już takie sytuacje, że goście rezerwowali u mnie noclegi, po czym jak informowałam, że muszą podpisać oświadczenie, to szukali czegoś innego. I znajdowali. Potem dzwonili i przepraszali, że ktoś inny im wynajmie bez podpisania oświadczenia. Noclegi w Zakopanem działają w podziemiu – mówi.

Jak zaznacza, sytuacja jest bardzo trudna i niejednoznaczna. Ona sama rozumie obie strony: i rządzących, którzy podejmują działania by ograniczyć pandemię, i zdesperowanych hotelarzy.

Do tej pory kwatery przynosiły jej miesięcznie zysk w wysokości 17-20 tysięcy złotych. Teraz zostały same koszty - na przykład ogrzewania. Sytuacja jest bardzo ciężka, chociaż ją i rodzinę ratuje to, że hotelik nie jest ich jedynym dochodem.

– Mam na przysłowiowy chleb – mówi. – Chociaż rozumiem też rozpacz ludzi, dla których turystyka była jedynym biznesem i teraz stoją nad przepaścią. Też chciałabym, żeby wszystko funkcjonowało normalnie, żebyśmy mieli gości. Z drugiej strony, czy nie narazilibyśmy wtedy czyjegoś zdrowia i życia?

Pani Bernadetta wyznaje, że sama przeszła już COVID. Mimo że bardzo na siebie uważała i stosowała się do zaleceń. – Ten wirus to jest prawdziwe paskudztwo. Nie życzę nikomu, żeby zachorował. Ale mamy pandemię i to się może po prostu wydarzyć. I po to są obostrzenia, żeby ta choroba się nie rozprzestrzeniała – zaznacza.

– Jeśli ktoś ma pomysł, jak zapanować nad wirusem, to powinniśmy się do tego dostosować – podkreśla. – Może gdybyśmy wszyscy, za przeproszeniem, usiedli na tyłkach i założyli maski, to byłoby mniej przypadków i nie trzeba by było wprowadzać aż takich obostrzeń? Niestety, cały czas widzę, że turyści przyjeżdżają. Ludzie chodzą bez maseczek, mówią że COVID-a nie ma. Sami jesteśmy sobie winni – wzdycha Pani Bernardetta.