Tak działają wolontariusze w Covid-19. Pomocne Bielany odbudowują wiarę w ludzkość

Krzysztof Sobiepan
Pandemia Covid-19 to mroczny czas dla Polski. Wśród czarnych scenariuszy i wielkiej niepewności pojawia się jednak czasem iskierka nadziei oraz prawdziwy płomień pozytywnej energii. Jest nim bezinteresowna pomoc ludzi, na przykład z grupy wolontariackiej Pomocne Bielany. Z założycielką rozmawiamy o początkach, codziennej pomocy szpitalom oraz niesamowitych historiach.
Pracująca sobota w sztabie Pomocnych Bielan. Monika Szadkowska (pierwsza z lewej), wolontariusze i rodzina dra Andrzeja Tomeckiego. Fot. Facebook.com/Monika Szadkowska
W nawale politycznych przepychanek, zamykanych biznesów, obostrzeń i kolejnych planach walki z koronawirusem zapominamy czasem o rzeczach przyziemnych i codziennych.

Ratownik medyczny może po 12 godzinach jazdy w karetce nie mieć nawet bułki z masłem do zjedzenia. Pędem przewiezionym do szpitala pacjentom covidowym może brakować podstawowych przedmiotów. Wreszcie osoby starsze mogą same w domach bać się tak bardzo, że nie wyjdą nawet, by kupić jedzenie.

Epidemia Covid-19 dzieje się każdego dnia, nie tylko w wiadomościach, ale też w każdej społeczności. Do swojego pełnego bezinteresownej pomocy świata wpuściła nas Monika Szadkowska, radna dzielnicy Bielany m.st. Warszawy i założycielka grupy wolontariuszy Pomocne Bielany.

Grupa wolontariacka Pomocne Bielany

Jak zaczęła się historia Pomocnych Bielan?


Monika Szadkowska: To była jeszcze pierwsza fala. Dokładnie 13 marca, w piątek. Ten dzień nie okazał się jednak pechowy – wręcz odwrotnie. Wieczorem wpadł mi do głowy pomysł, że przydałaby się tego typu grupa wolontariacka na Bielanach. To było tydzień po wykryciu pierwszego zakażenia w Polsce, teraz wydaje się to tak odległy okres.

Każdy myślał wtedy o tym, co może się z nami wszystkimi stać. W głowie, w tym mojej, zaczęły się pojawiać nieciekawe myśli. Założyłam grupę na Facebooku bardzo późnym wieczorem, pozapraszałam znajomych. Potem było czekanie co dalej.

Odzew szybko przekroczył moje najśmielsze oczekiwania. Myślałam że będzie to maksymalnie 40 osób, po dłuższym czasie. Następnego dnia rano w grupie było jednak już ponad sto osób, a liczba członków rosła. Tak to się zaczęło.

Co było dalej? Kto otrzymał pomoc?

Skoro powiedziałam A, to trzeba było powiedzieć B. W pierwszej fali epidemii dedykowaliśmy naszą pracę seniorom. Wtedy byli bardzo wystraszeni, bo media cały czas powtarzały, że koronawirus jest szczególnie niebezpieczny właśnie dla osób starszych.

Bielany to duża dzielnica, na początku mieliśmy problem z koordynacją tak dużego terenu. Szybko powołaliśmy jednak koordynatorów. To osoby, które były odpowiedzialne za działania na danych osiedlach – mieszkają tam, znają najlepiej swoich sąsiadów. Wiedzą, kto może potrzebować pomocy, a kto ją zapewnić. Było ich siedmiu plus dowodzący dla każdej sekcji specjalnej. Sekcji specjalnej? Co ma Pani na myśli?

Szybko zaczęliśmy nasz ruch rozbudowywać, można powiedzieć,że stworzyliśmy taką małą instytucję. Gdy pojawiała się kolejne potrzeby albo talenty wolontariuszy to obmyślaliśmy nowe grupy zadaniowe. W pewnym momencie mieliśmy sekcję krawiecką szyjącą maseczki, sekcję cukierniczą piekącą słodkości dla medyków czy potrzebujących, sekcje transportową przewożącą co trzeba własnymi samochodami i tak dalej.

Na początku mieliśmy więcej rąk do pracy niż było potrzebujących. Nieco trudnej bowiem obwieścić taką akcję wolontariacką seniorom, którzy z Facebooka raczej nie korzystają. Powstał więc plan naklejenia plakatów, szybko znaleźli się chętni do pomocy z drukarkami, tacy od rozklejania, inni wręcz pukali do drzwi i informowali o naszej inicjatywie.

W ten sposób pracowaliśmy aż do lata, a potem pomyśleliśmy o reorganizacji.

Czyli jeszcze przed drugą falą nastąpiły jakieś zmiany?

W wakacje nasza pomoc nie była tak intensywna, bo nie było takich potrzeb. Nastąpiła ta lekka odwilż, Bielańczycy nie izolowali się w domach. Pod naszą stałą opieką mieliśmy grupkę osób starszych i przewlekle chorych, ale to tyle. Dużo osób poradziło sobie z nową rzeczywistością i stwierdziło, że będzie samodzielna.

Jak pomóc szpitalom? Akcje wolontariuszy w drugiej fali epidemii Covid-19


Jak więc zaczęła się wasza pomoc w drugiej fali?

Mocna aktywizacja Pomocnych Bielan nastąpiła na początku listopada. Stwierdziliśmy że w drugiej fali też trzeba pomagać, ale teraz obraliśmy inny jej typ. Seniorom pomagaliśmy w sytuacji pełnego lockdownu, a na razie go nie ma. Co więc robić? Padł pomysł: szpitale.

W mediach i na grupach społecznościowych pojawiło się nagle wiele informacji, że karetki z pacjentami czekają godzinami na przyjęcie. Problem dotyczył też Bielan. 6 listopada, tuż przed 1:00 w nocy wstawiłam post na grupie.

Napisałam "Nie ma na co czekać, ruszamy z pomocą" i listę najpotrzebniejszych rzeczy dla medyków i pacjentów, którzy czekają na przyjęcie do placówek. I tak wkroczyliśmy w regularną pomoc w drugiej fali. Mam podejrzenia, że na jednorazowym zrywie się nie skończyło.

Święta racja. Nazajutrz skorzystałam z moich kontaktów nawiązanych podczas pierwszej fali pandemii, obdzwoniłam kogo znam ze szpitali, do lekarzy, oddziałowych. Spisałam długa listę tego co jest najbardziej potrzebne, ale też tego co może się przydać w najbliższym czasie.

Sami medycy, ale też osoby przebywające w szpitalach przechodzą ciężki czas. Zamysł jest taki, by jak najbardziej ułatwić im życie. Stawiamy na pomoc profilowaną, bo inne potrzeby mają lekarze, a inne pacjenci – w zależności czy leżą np. na oddziale chirurgicznym czy covidowym.

Codziennie z Pomocnych Bielan wyjeżdżają samochody z pakietem pomocy. Są to m.in. zestawy tzw. lunchowe (kanapki, owoce, batony energetyczne), np. dla załóg karetek, oraz pakiety higieniczne dla pacjentów.

Co poza jedzeniem i higieną? Zapewniacie jakąś inną pomoc?

10 listopada poszedł pierwszy transport pozażywnościowy. Zebraliśmy pomoc specjalnie dla osób, które dłużej przebywają w szpitalu i nie mają kontaktów z bliskimi. Czasem by poprawić ich codzienność wystarczy bidon, szczoteczka do zębów, miska owoców. To osoby, których z różnych powodów najbliżsi nie mogą odwiedzić, np. bo są w kwarantannie. Proszę sobie wyobrazić tę samotność. Często do szpitala ludzie są zabierani jak stoją. Kto z niebezpiecznie wysoką gorączką ma czas na myślenie jak umyć zęby czy by mieć drugą piżamę na zmianę.

Z tego co widziałem macie już cały sztab wolontariacki?

Tak. Po pierwszej fali stwierdziliśmy,że miejsce zbiórki środków pomocy jest niezwykle potrzebne. Wcześniej były to dwa komputery u mnie w domu, telefony i wszystko zdalnie organizowane, przerzucane na ulicy z samochodu do samochodu. Teraz ludzie wiedzą gdzie znosić dary, my możemy je łatwo rozdzielać na identyczne pakiety i organizować transport. Nikt nie będzie jechał z workiem jabłek do szpitala, ale jabłko w stu posiłkach to już coś.

Udostępniono nam dwa pomieszczenia w budynku szkoły przy Kochanowskiego 8. W jednym jest magazyn, w drugim salę robocza. Od poniedziałku do piątku w godzinach 8:00-20:00 ktoś tam zawsze jest, można zostawiać dary.

Wolontariusze do pracy przychodzą zaś zgodnie z potrzebami, mamy jednak epidemię, więc się umawiamy, wymieniamy, ograniczamy kontakty do minimum. Każdego dnia jest cztery do sześciu osób. Ilu w takim razie wolontariuszy obecnie udziela się w Pomocnych Bielanach?

Ciężko powiedzieć. Dla mnie wolontariuszem jest już osoba która pomogła nawet raz. Coś przyniosła, poświęciła trochę swojego czasu. Mamy dziewczynę która codziennie jest w sztabie, przychodzi i układa ręczniki czy inne pakiety. Ale wdzięczna jestem też jednemu starszemu panu, który raz zaoferował się z dowozem transportu do szpitala. Nawet najmniejsza pomoc się liczy.

Historie wolontariuszy, którzy pomagają w epidemii koronawirusa

Jest Pani bardzo blisko ludzi. Czy są jakieś takie historie, które szczególnie Pani zapamiętała ze swojej przygody z Pomocnymi Bielanami?

Tej chyba nigdy nie zapomnę, od razu przyszła mi do głowy. Jak zaczynaliśmy w pierwszej fali, to poszła informacja, że w bloku jest jakaś samotna starsza pani, potrzebuje pomocy i opieki. Wolontariusz się u niej pojawił i okazało się, że była dogłębnie przerażona koronawirusem.

Odwodniona, w bardzo kiepskim stanie, przez pięć dni jadła tylko kaszę manną, bo tylko to jej w domu zostało. A wyjść nie mogła z wielkiego strachu przed tym że zachoruje na Covid-19. Na szczęście nie była potrzebna żadna interwencja lekarska, ale strach pomyśleć co mogłoby się stać gdyby tak jeszcze poczekała parę dni.

Wtedy nas tknęło, jak bardzo druzgoczący dla psychiki może być koronawirus. To pokazuje jak ważna jest zwykła ludzka empatia i oddolne inicjatywy osiedlowe, sąsiedzkie. To straszne jak może czuć się człowiek samotny, zostawiony ze snującym czarne scenariusze telewizorem i nie mający się do kogo odezwać.

Podpytam się o medyków. Wszyscy wiemy, że mają szczególnie ciężki rodzaj pracy w pandemii. Jak przyjmują pomoc od was?

Powiem tak. Nigdy nie robimy transportu do szpitala ot tak, żeby tylko coś przywieźć. Zawsze pytamy się czego potrzeba, a transporty wieczorową porą odbiera personel szpitala.

Za każdym razem przy takim przekazaniu jest po prostu wybuch pozytywnych emocji. Mogą być zmęczeni, nawet wykończeni, bo my często przyjeżdżamy po nocy. Ale zawsze są tak niesamowicie uśmiechnięci, serdeczni. Serce rośnie.

Widać te duże emocje i jak istotne jest to, że każdego dnia Mieszkańcy Bielan myślą o lekarzach i pacjentach. Właśnie dla takich chwil się to robi.

A jeśli chodzi o ludzi, wolontariuszy. Przypomina się pani jakaś historia z tym związana?

Niech pomyślę. W tej drugiej fali, od kiedy mamy sztab, parę takich momentów się przytrafiło.
Jestem w sztabie każdego dnia w tygodniu, rozmawiam z osobami, które przynoszą dary, takich spotkań jest bardzo wiele.

Pewnego dnia przyszła mieszkanka, którą znam z wielu innych spotkań. Co prawda trochę z widzenia, ale mieszkam na Bielanach przeszło 40 lat więc kojarzę sporo poszczególnych osób.

Przychodzi do mnie z ogromnym pakunkiem i mówi "Pani Moniko, proszę to przekazać. To kołdry". Trochę się zdziwiłam ale mówię: super, rewelacja. Produkt wyższej jakości, sama bym chciała takie mieć. Okazało się, że Pani dostała jedną w prezencie od kuzyna, zadzwoniła do niego czy jej prezent może pójść na szczytny cel. Mało tego. Potem sama drugą kupiła, do tego dwa komplety pościeli. Powlekła, zapakowała do pakunku i przyniosła.

Już odchodziła, ale się cofnęła. Wyciąga coś z torebki i mówi mi "a to już zupełnie ode mnie". Osłupiałam. Był to dorodny seler, warzywo wyhodowane na działce tej pani. Nie pozostało mi nic, tylko wrosnąć w ziemie z wrażenia, może trochę jak ten seler....

Wszystkiego się spodziewałem, ale nie selera. Zdarzają się jeszcze inne takie dary?

Na okrągło. Zwykły dzień, do sztabu przychodzi nastolatka i z miejsca mnie przeprasza. Pytam co się stało. Odpowiada, że naprawdę miała tylko to, nic innego. Ale chce pomóc. Wręcza mi dosłownie garść zginanych słomek do napojów. Z miejsca mówię: Chryste kobieto, nie ma za co przepraszać. Wiesz jaki to jest skarb na neurologii? Dla nich to jest absolutny ratunek!

Innym razem uśmiechnięta dziewczyna, znów z przeprosinami, bo mogła podarować tylko dwie pasty do zębów. Znowu mówię – coś tak małego może być zbawieniem dla kogoś, kto czeka w szpitalu. Mieszkańcy przynoszą najróżniejsze rzeczy- grzebienie, pilniczki do paznokci, ciepłe skarpetki. To niesamowite jak bardzo jesteśmy empatyczni i próbujemy przewidywać potrzeby innych osób. Więc to nie tylko fizyczna pomoc, ale też coś więcej?

Ja określam Pomocne Bielany jako grupę, która daje siłę. Objawia się to pomocą poprzez nasze działania, ale niezbędne jest także wsparcie psychiczne. Co parę dni mamy e-spotkania z moderatorami, omawiamy co się w ostatnim czasie zdarzyło na grupie FB i czym warto się zająć.

Na grupie facebookowej unikamy pesymizmu i smucenia się. Żartuję, że staramy się trzymać wszystkich nad powierzchnią wody, nawet za uszy. Staramy się trzymać pogodę ducha, czasem zdarzają się bardziej humorystyczne lub pokrzepiające wpisy, bo ludzie też tego potrzebują. Prosty znak, że będzie dobry jest czasem warty tyle samo co nasz transport.

Wolontariat Pomocne Bielany – jak pomóc

Od czasu naszej rozmowy z Moniką Szadkowską grupa Pomocne Bielany jeszcze bardziej się rozwinęła. Obecne liczy ponad 3 500 członków. W ciągu kilkunastu dni listopada wolontariusze przygotowali blisko 1800 paczek dla medyków i pacjentów. Pomoc zaoferowała też Galeria Młociny. Poszczególne sklepy zrobiły zrzutkę własnych produktów, a przy sklepie Biedronka zorganizowano specjalny kosz, gdzie kupujący mogą zostawiać dary od siebie.

Powstały też nowe sztaby, w których można zostawiać dary. Poniżej prezentujemy ich listę:

– Szkoła Podstawowa nr 293 (ul. Kochanowskiego 8), poniedziałek- piątek godz. 8-20;
– Szkoła Podstawowa nr 289 (ul. Broniewskiego 99A), poniedziałek- piątek godz. 8-20;
– Motylkowa Akademia (ul. Balaton 8), poniedziałek- piątek godz. 7-18;
– Szkoła Podstawowa nr 187 (ul. Staffa 25), poniedziałek- piątek 7-18;
– Szkoła Podstawowa nr 209 (ul. Reymonta 25), poniedziałek- piątek 7-19.

Czytaj także:Minister Zdrowia twierdzi, że już można się uśmiechać. Medycy odpowiadają: to początek armagedonu