Jak zostać cyborgiem rodem z "Cyberpunka"? To bardziej realne, niż myślisz

Natalia Gorzelnik
Od tygodnia gamerzy i fascynaci technologii żyją w futurystycznym świecie Cyberpunka 2077. Razem z rozwojem głównego bohatera, mogą zwiększać jego wytrzymałość i możliwości zmysłowego postrzegania, a dzięki technologicznym "wszczepom" dodać mu różnych niesamowitych zdolności. Tyle że operacje rodem ze szpitala dra Victora Vectora nie są jedynie fantazją - zamiana ludzi w cyborgi już się dzieje.
Świat rodem z gry Cyberpunk 2077? To nie mrzonki - to już się dzieje. 123rf.com
Polskie Stowarzyszenie Transhumanistyczne zajmuje się promocją transhumanizmu, czyli idei daleko idącej poprawy kondycji ludzkiej, przede wszystkim przy wykorzystaniu zdobyczy nauki, medycyny i technologii. I to właśnie jego członkowie opowiedzieli nam o modyfikowaniu ciała, jego łączeniu z technologią i możliwościach dodawania “ekstra” zdolności.

Czy osoba, która ma medyczny “sztuczny” organ jest już cyborgiem?

Mateusz Łukasiak, prezes Polskiego Stowarzyszenia Transhumanistycznego: To kwestia nomenklatury i ustalenia granic tego, co uznamy za „cyborgizację”. Pewnie większości z nas łatwo przyjdzie uznanie za „cyborga” osobę posiadającą sztuczne serce.


Ale co z osobami, które żyją dzięki rozrusznikom serca, czy pompom insulinowym albo które słyszą dzięki implantom ślimakowym, a poranną kawę przygotowują z użyciem mioelektrycznych protez rąk?

Stosowane od lat implanty stawów np. biodrowych to przecież też połączenie ciała z elementami nieorganicznymi, ale rzadko który ich użytkownik uważa się za cyborga.

Czy przeszczepy sztucznych organów to jednostkowe przypadki czy takie narządy wchodzą raczej do codziennego, medycznego użytku?

To trudno jest ocenić. O poważnych, nowatorskich operacjach można w mediach przeczytać dużo właściwie za każdym razem, kiedy się wydarzają. Ale potem mało kto, poza inwestorami, śledzi z wypiekami ilość sprzedanych protez poszczególnych firm.

A jakie są główne trendy rozwijane w tym obszarze?

Medycyna rozwija się w tym zakresie wielotorowo – w użyciu i testach są zarówno narządy całkowicie mechaniczne jak sztuczne serce „Syncardia”, protezy kończyn takich jak Luke Arm, implanty ślimakowe np. Oticon Medical, czy elementy organów jak sztuczna rogówka.

Możemy również mówić o organach bionicznych wykorzystujących do działania elementy organiczne. Dobrym przykładem może być tu, będąca jeszcze co prawda w powijakach, polska bioniczna trzustka Fundacji Badań i Rozwoju Nauki czy sztuczne pęcherze moczowe hodowane z komórek samych biorców. Pewnym rozwiązaniem mogą być również ksenotransplantacje, a więc przeszczepy organów pomiędzy gatunkami. Spore nadzieje pokłada w nich np. United Therapeutics. Prowadzą projekty przeszczepów serca od genetycznie modyfikowanych świń.

A jak ze skutecznością tego typu przeszczepów? I działaniem takich organów?

Medycyna osiąga na tę chwilę mieszane sukcesy w zakresie tworzenia sztucznych organów – niektóre okazały się łatwiejsze do opracowania i wydają się być na odpowiednim poziomie do szerokiego zastosowania, podczas gdy inne nastręczają kolejnych niespodziewanych problemów.

Nad tymi problemami pracują jednak całe rzesze naukowców…

Tak, to ogromny rynek. I z wielkimi perspektywami. Przecież cały świat boryka się z problemami braku organów do przeszczepów, a starzenie się społeczeństwa - i idące za nim zwiększenie zapotrzebowania na funkcjonalne organy - każe przygotowywać się na jego pogłębienie.

Wielkie nadzieje i jeszcze większe fundusze wiąże się również z medycyną regeneracyjną. Ona pozwala „naprawiać” te organy, które mamy, a których postępujące dysfunkcje utrudniają nam życie.

Czy dzięki temu będziemy mogli już niebawem znacznie wydłużyć nasze życie? O ile?

Niestety, wydłużanie życia nie jest zabiegiem tak prostym, jak wymiana organu lub wyleczenie choroby. Starzenie jest procesem dotykającym wszystkich naszych komórek, tkanek, organów i ostatecznie układów. Wymiana jednego wadliwego elementu pozwala na wydłużenie życia o kilka lat.

Aby móc walczyć o wydłużenie życia ponad naturalny dla człowieka limit, czyli około 90 lat, a jednocześnie przywracać sprawność zarówno fizyczną jak i intelektualną, potrzebujemy bardziej kompleksowego działania. Dr David Sinclair z Uniwersytetu Harvarda mówi wprost o zmianie myślenia i uznaniu starzenia za chorobę.

A w przyszłości? Jakie nowinki szykuje nam futurystyczna medycyna?

Na pewno jednym z bardziej obiecujących trendów jest użycie BCI, a więc interface’ów mózg-maszyna. Pozwalają one już dziś, w ograniczonym zakresie, używać protez czy komunikować się ze światem osobom sparaliżowanym. Nie potrzeba dużo fantazji aby wyobrazić sobie, że część operacji które wykonujemy dziś z użyciem zewnętrznych narzędzi jak komputer, czy telefon komórkowy, stanie się częścią naszego „życia wewnętrznego”. Pamięć rozszerzona o bezpośredni dostęp do kalendarza i notatek, wiedza o Wikipedię, a wyszukiwanie informacji tak proste jak pomyślenie o nich!

Jeśli chodzi o nowoczesną diagnostykę, to np. IBM rozwija program „sztucznego nosa” – analizatora chemicznego, który „wąchając” pacjenta mógłby go diagnozować. To na podstawie metabolitów produkowanych przy różnych schorzeniach, niezauważalnych dla człowieka.

Już dziś stosuje się implanty do głębokiej stymulacji mózgu aby leczyć niektóre schorzenia neurologiczne np. chorobę Parkinsona czy depresję. Rozwój i doskonalenie tych technologii może dawać nadzieję na coraz większą władzę człowieka nad swoim ciałem i wszystkimi procesami się w nim rozgrywającymi.

A co z implantami rodem z Cyberpunka? Takimi, które dodają “coś ekstra” ponad standardowy wachlarz ludzkich możliwości?

Jan Żerański, prawnik, publicysta, PSTH: Kwestią “ulepszania człowieka” mocno interesuje się wojsko. To w celach militarnych. Taką technologią zaczęły się interesować rządy Francji, Rosji, czy Chin, a także oczywiście amerykańska DARPA. Francuski minister obrony powiedział niedawno na konferencji, że jego kraj musi stawić czoła zmieniającej się rzeczywistości.

Powinniśmy też bacznie obserwować to, co się dzieje w Chinach, gdzie - według artykułu byłego oficera jednej z amerykańskich agencji wywiadowczych - przeprowadzono już eksperymenty na ludziach mające na celu usprawnienie chińskich żołnierzy. Jeśli chodzi o trendy, to oczywiście byłby postęp w zakresie sztucznej inteligencji, zarówno do celów cywilnych, jak i wojskowych. A co już wkrótce może wejść “do cywila”?

Mogę sobie wyobrazić, że standardem staną się, przynajmniej w krajach azjatyckich, czy Szwecji, obecne już teraz na mniejszą skalę chipy, jakie możemy sobie wszczepiać pod skórę.

Po co?

Będą pomagać w płaceniu rachunków czy otwieraniu drzwi, tak jak robimy to teraz z pomocą smartfona. Już nigdy nie zgubisz klucza do domu, ty sam będziesz kluczem. To, na co czekam to rozwój technologii CRISPR-Cas9 (modyfikacje kodu genetycznego - przyp. red.) oraz inżynierii genetycznej.

Jakie główne korzyści mogą płynąć z “poprawiania”, “ulepszania” człowieka?

Maciek Zając, etyk, członek PSTH: Korzyści jest tyle, ile wrodzonych ludzkich niedoskonałości (śmiech). Natomiast rozumiem, że chodzi o korzyści realnie osiągalne w przewidywalnym horyzoncie czasowym 5-10-15 lat?

W tym przedziale czasowym, to przede wszystkim interwencje terapeutyczne – przywracanie ludziom utraconych zmysłów, terapie z zakresu zdrowia psychicznego, coraz doskonalsze – i tańsze – protezy.

Jeśli chodzi o interwencje wychodzące poza zakres terapeutyczny, tutaj postęp jest trudniejszy. Testujemy rozwiązania, których nie wypróbowała jeszcze sama natura. Natomiast wydaje mi się, że interwencje poprawiające jakość snu, pozwalające kontrolować różne popędy jak np. apetyt, czy nastrój, w którym się znajdujemy, są do osiągnięcia w tym horyzoncie czasowym.

Czym ludzkość może zyskać na tym, że dzięki nauce uda się wyeliminować wiele z ograniczeń naszego ciała?

Odpowiem krótko – tak. Każda inna odpowiedź wymagałaby angażowania się w jakąś perwersyjna ekwilibrystykę intelektualną.

Kontrowersje w tej kwestii mogą dotyczyć z jednej strony tempa i zasięgu postępu nauki, z drugiej strony tego, które ograniczenia chcielibyśmy sobie pozostawić. Natomiast to, że co najmniej niektóre z naszych ograniczeń i bolączek warto przezwyciężyć, jest bezdyskusyjne.

A jakie podstawowe zagrożenia widzi Pan w związku z tym zjawiskiem?

Każdy eksperyment o takim stopniu skomplikowania jak interwencja w ludzkie ciało jest obarczony ryzykiem i niepewnością. Można się jednak spodziewać ich niwelowania na różne sposoby.

Te o mniejszym stopniu inwazyjności przyjmą się na pewno szybciej, niż te wymagające np. skomplikowanej interwencji chirurgicznej. Łatwiej wypić kawę, niż dorobić sobie protezy biegowe a'la Oscar Pistorius.

Ścisła regulacja tego procesu jest oczywiście konieczna, badania naukowe muszą być prowadzone w zgodności z kodeksami: profesjonalnymi i etycznymi. Jako transhumaniści wierzymy jednak w wolność morfologiczną, czyli prawo w pełni osoby ludzkiej do udzielania świadomej zgody na pewne pionierskie interwencje, nawet, jeżeli są one ryzykowne.

Innym potencjalnym zagrożeniem jest pogłębianie się rozwarstwienia społecznego w wyniku nierównego dostępu do technologii augmentacyjnych. Już dziś dostęp do szans życiowych jest bardzo zróżnicowany. Co, jeśli dzieci klas wyższych, poza przywilejem kształcenia się w elitarnej prywatnej szkole, będą miały jeszcze dostęp do środków, umożliwiających kontrolowaną i nieobarczoną skutkami ubocznymi regulację poziomu skupienia?

Sama natura danej technologii nie określa jednak, kto i na jakich warunkach będzie miał do niej dostęp. Natomiast progres technologiczny niewątpliwie stawia przed nami niełatwe wyzwania społeczno-polityczne.

Ale czy dalsza “cyborgizacja” ludzkości nie doprowadzi do przesadnego uzależnienia od technologii?

Czym jest „przesadne uzależnienie od technologii”? Dziś jesteśmy kompletnie i nieodwracalnie uzależnieni od nowoczesnych metod produkcji żywności i energii albo od osiągnięć współczesnej medycyny – powrót do poziomu technologicznego z roku 1950 oznaczałby śmierć miliardów. Zresztą, moje uzależnienie od leków na cukrzycę nie jest efektem istnienia leków na cukrzycę, ale istnienia cukrzycy – i tu np. wspominana wcześniej polska bioniczna trzustka byłaby wyzwoleniem od pewnej zależności, nie odwrotnie.

Więcej technologii budzi jednak obawy przed łatwiejszymi możliwościami manipulowania człowiekiem…

Manipulacja za pomocą technologii nie jest zjawiskiem nowym – witraż, druk czy radio też służyły masowej manipulacji. Chociaż nie udało się to aż tak dobrze jak mediom społecznościowym. Czy pochodzące z augmentacji (rozszerzenie możliwości człowieka - przyp. red) technologie mogłyby stać się jeszcze doskonalszymi narzędziami manipulacji czy społecznej kontroli? Pewnie tak, jeśli na to pozwolimy.

Nie wydaje mi się jednak, żeby ludzie masowo klikali zgody pozwalające tej czy innej korporacji sprawować kontrolę nad swoją gospodarką hormonalną. I nie wydaje mi się, żeby to miało stać się legalne. Im potężniejsza technologia, tym potężniejsze dążenie do jej regulacji. Nie wykluczał bym jednak prób dystopijnego użycia takich technologii przez rozmaite państwa autorytarne, szczególnie na Dalekim Wschodzie.

A czy da się jednoznacznie wytyczyć granicę między tym co można a czego absolutnie nie można udoskonalać czy wymieniać na sztuczne? Czy gdyby podłączyć komuś sztuczny mózg - dalej będzie człowiekiem czy już maszyną?

Współczesna nauka jasno i bezsprzecznie wykazuje, że jesteśmy naszym układem nerwowym – bezpośrednie, poważne ingerencje w strukturę mózgu mogą więc prowadzić do tak poważnych zmian w osobowości czy zawartości pamięci, że można mówić o narodzinach nowej osoby (i zarazem śmierci poprzedniej), oczywiście jeżeli takie zmiany są nieodwracalne.

Człowiek, który wymieniłby więc swój ludzki mózg na jakiegoś rodzaju komputer, umarłby i mielibyśmy wtedy do czynienia z komputerem sterującym ciałem człowieka. Natomiast co stałoby się, gdybyśmy nie ujmując nic z mózgu danej osoby, połączyli go z jakimś rodzajem cyfrowego nośnika, jak próbuje to zrobić Elon Musk?

Filozofowie umysłu dokonują refleksji nad tego rodzaju scenariuszami, ale niepodobna przewidzieć, jak czułby się człowiek, który po uruchomieniu takiego neuralinku nagle „wie” tyle, co Wikipedia (o ile w ogóle taka integracja mózgu np. z bazą danych w ogóle byłaby możliwa).

To kiedy możemy zacząć żyć w rzeczywistości rodem z Cyberpunka?

Cyberpunk to gatunek science-fiction powstały w latach osiemdziesiątych. Od tamtego czasu dowiedzieliśmy się znacznie więcej o ludzkiej neurologii i biologii, niż gdy powstawał. Zaryzykowałbym więc twierdzenie, że Cyberpunk jest grą o przyszłości w mniejszym stopniu, niż Wiedźmin jest grą o średniowieczu (śmiech).

Czy zobaczymy daleko idące modyfikacje ludzkiego organizmu? Pewnie tak, chociaż mniej widziałbym tu implantów, więcej robotyki - także w wersji nano - drobnych modyfikacji i screeningu genetycznego. Oraz przede wszystkim farmakologii.