logo
W odizolowanej arktycznej stacji badawczej trwa sytuacja jak z horroru. Fot. Instagram/Sanae IV/kolaż naTemat.
Reklama.

Antarktyczna baza SANAE IV znajduje się na szczycie odizolowanego klifu, dotarcie do niej zajmuje dwa tygodnie. Niedawno doszło w niej do napaści fizycznej na liderze zespołu naukowców. Jeden z badaczy zaczął zachowywać się w sposób niezrównoważony, a pozostali obawiają się o swoje życie i błagają rząd RPA o ratunek.

Co zaszło w afrykańskiej bazie?

O sytuacji pierwszy poinformował południowoafrykański Sunday Times, publikując wołanie o pomoc anonimowego pracownika stacji. Rzecznik rządu RPA potwierdził, że doszło do incydentu.

"Jego [zachowanie, dop. red] staje się coraz bardziej rażące i mam poważne trudności z poczuciem bezpieczeństwa w jego obecności (...) Co więcej, groził, że zabije [ocenzurowane imię], tworząc atmosferę strachu i zastraszania. Pozostaję głęboko zaniepokojony o swoje własne bezpieczeństwo, nieustannie zastanawiając się, czy nie stanę się kolejną ofiarą" – czytamy fragmenty listu opublikowane przez Sunday Times.

Incydent został zgłoszony 27 lutego. Statek z naukowcami wypłynął na Antarktydę 1 lutego i wszyscy pomyślnie przeszli testy, w tym ocenę psychometryczną. 

Sprawca wyraża skruchę

Ministerstwo Środowiska z RPA zajęło się incydentem, a domniemany sprawca miał poddać się dalszej ewaluacji psychologicznej, wyraził skruchę i chęć współpracy do dalszych interwencji. Odrzucono zarzuty o napaść seksualną.

Sprawca miał przeprosić swoje ofiary.

"Ten proces jest kontynuowany niemal codziennie, aby zapewnić, że osoby przebywające na bazie wiedzą, że Departament jest pomocny i gotowy zrobić wszystko, co jest potrzebne, aby przywrócić relacje interpersonalne, ale także stanowczy w rozwiązywaniu problemów dyscyplinarnych" – zapewnia rząd RPA w oświadczeniu.

Wskazuje się, że do incydentu mogło dojść na skutek stresu, wywołanego izolacją i przebywania z grupą ludzi na ograniczonej przestrzeni w ekstremalnych warunkach.

Nie wiadomo, czy po afrykańskich badaczy przybędzie misja ratunkowa, są duże problemy z dotarciem do bazy, z powodu jej położenia oraz burz śnieżnych. Dotarcie tam z Cape Town zajmuje około dwóch tygodni.

Minister środowiska RPA Dion George ma osobiście omówić sytuacje z zespołem. Nie wyklucza dalszej interwencji, gdyby śledztwo RPA wykazało, że życie pracowników jest poważnie zagrożone.

Domyślnie dziesięciu naukowców ma przebywać na SANAE IV do grudnia br.

Jak informuje The Guardian, to nie pierwszy taki incydent w południowoafrykańskim zespole. W 2017 roku na Marion Island jeden z badaczy zaatakował laptop kolegi siekierą. Powód? Jego oświadczyny odrzuciła kobieta, związana z posiadaczem zniszczonego komputera.

Czytaj także: