“Szczepiliśmy sprzątaczki i woźnych”. Ujawniono kulisy afery szczepionkowej
Afera ze szczepionkami podawanymi na WUM rozgrzała opinię publiczną w całej Polsce. Jedni mówią, że miała to być akcja promocyjna, inni, że to kolejny przykład na załatwianie rzeczy po znajomości. Kolejne dni przynoszą nowe rewelacje w sprawie.
Wykorzystanie szczepionek
O sprawie informuje "Rzeczpospolita". Gazeta podaje, że szpitale otrzymywały 2-3 razy więcej dawek szczepionek, niż zamawiały. Centrum Medyczne WUM, które w ostatnich dniach stało się głośne z powodu zaszczepienia m.in. znanych aktorów, miało rozpocząć szczepienia dopiero 4 stycznia.Zdaniem gazety przed Sylwestrem pojawiły się naciski na spółkę, żeby ta wzięła szczepionki "by się nie zmarnowały". Spółka miała otrzymać 450 szczepionek dla personelu medycznego, które miały być użyte w 3 dni.
– Do Centrum Medycznego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego zostały dostarczone szczepionki w ilości zgodnej z zamówieniem złożonym przez WUM. Do 30 grudnia włącznie CM WUM otrzymało 90 wielodawkowych fiolek Comirnaty – poinformował "Rz" Krzysztof Bielak z Agencji Rezerw Materiałowych.
"Rz" podaje, że prezes CM WUM trzykrotnie odmawiała przyjęcia szczepionek, bo wiedziała nie znajdzie wystarczającej liczby chętnych osób z grupy "0". Gazeta ustaliła, że w ostatnim tygodniu grudnia do prezes dzwonili pracownicy ARM i NFZ, mówiąc, że dawki nie mogą się zniszczyć i muszą być wykorzystane do 31 grudnia.
Prezes miała się zgodzić, bo Ministerstwo Zdrowia i KPRM poinformowały o elastycznym podejściu do szczepień i pozwoliły na szczepienie pacjentów i rodzin, podaje "Rz".
"Centrum Medyczne WUM dostaje 75 dawek, potem kolejne. I nie wie, kogo zaszczepić." podaje gazeta. Jeden z pracujących przy szczepieniach mówi "Rz", że presja była taka, że szczepiono każdego kto był pod ręką. Także sprzątaczki i woźnych.
ARM nie odpowiedziała gazecie, na pytanie o rozdawanie większej liczby dawek, niż było pierwotnie zamawianych. Poinformowała, że nie ma problemu z ich przechowywaniem. "Obecnie możliwości magazynowania (w temperaturze od -90° do -60°C) są obliczone na przyjęcie i prawidłowe przechowywanie oraz dystrybucję wszystkich zakontraktowanych szczepionek".
Afera szczepionkowa
Tzw. aferę szczepionkową podsumował portal naTemat.pl. Chodzi o 18 przedstawicielek i przedstawicieli świata kultury i mediów, którym podano specyfik w Warszawskim Uniwersytecie Medycznym.Wśród nich są Krystyna Janda, Krzysztof Materna, Edward Miszczak, Andrzej Seweryn, Maria Seweryn, Magda Umer i Wiktor Zborowski. 30 grudnia WUM napisał na swojej stronie internetowej, że "zgodnie z sugestią NFZ" zaszczepił szereg osób ze świata kultury, które mają promować przyjmowanie szczepionek na COVID–19.
31 grudnia na stronie internetowej NFZ doprecyzował swoje pismo. Podkreślił, że szczepienie osób spoza grupy zero jest usprawiedliwione tylko i wyłącznie wtedy, gdy szczepionka może się zmarnować z powodu nieobecności członków grupy zero. NFZ dodał też, że w tej sytuacji doszczepieni mogą być tylko ci pacjenci, którzy w tym czasie przebywają w szpitalu.
Aktorzy, którzy przyjęli szczepionkę wyjaśniali, że myśleli, że miała to być akcja promocyjna szczepień.
– Mieliśmy w mediach społecznościowych to ogłaszać, opatrzone jakimś hasztagiem, ale chyba już z tej akcji nic nie będzie, bo promocja sama ruszyła w najrozmaitszych kierunkach. Trochę jestem tym wszystkim przybity i nie czuję się komfortowo, niezbyt dobrze się w tym czuję – wyjaśniał Wiktor Zborowski w TVN24.
Czytaj także: Nie tylko aktorzy, ale i politycy PiS. 10 rzeczy, które warto wiedzieć o aferze szczepionkowej