Media społecznościowe miały być sposobem na ucieczkę od rzeczywistości do wirtualnego świata, w którym na każdym kroku czekałaby nas miła niespodzianka – ktoś polajkował twoje zdjęcie, napisał do ciebie znajomy, przeczytałeś coś ciekawego.
Jednak każdorazowy zastrzyk dopaminy, który wywołuje kolejne serduszko i ikonka powiadomienia, sprawił, że o mediach społecznościowych coraz częściej rozmawiamy dziś w kontekście toksycznego przywiązania.
Średni czas spędzany przez użytkownika w mediach społecznościowych to na świecie ok. 2 godz. 23 minuty dziennie. Wskazuje na to najnowszy raport DataReportal "Digital 2024".
W Polsce to 2 godz. 4 minuty każdego dnia, ale na Filipinach czy w Brazylii to już ponad 3 godziny. Najwięcej czasu w social mediach spędzają osoby w wieku 16–24 lata, nawet do 4 godzin dziennie, na różnych platformach.
Tam zawsze się coś dzieje
Dłuższy czas bez patrzenia w telefon w wielu wywołuje FOMO (fear of missing out), czyli lęk przed tym, że coś właśnie tracimy. Bo tam przecież zawsze się coś dzieje. Platformy walczą o naszą uwagę, projektując interfejsy, które trudno nam wyłączyć.
Coraz częściej nie wiemy też, czy to, na co patrzymy, jest w ogóle prawdziwe. Miało być lekko i przyjemnie, jednak dziś przeglądanie social mediów zaczyna być obarczone coraz większą odpowiedzialnością.
Dezinformacja, deep fake'i, hate – zamiast niewinnie przeglądać kolejne zdjęcia znajomych i zabawne filmiki, co chwilę czeka nas wyzwanie weryfikowania prawdziwości tego, co podrzuca algorytm i czytania o kolejnych sprawach, które wywołają w nas niepokój, a o których i tak zaraz za chwilę zapomnimy.
Wyrobiliśmy sobie nawyk wypełniania każdej wolnej minuty coraz szybszymi filmikami i coraz bardziej krzykliwymi nagłówkami. Też czasem łapiecie się na tym, że nawet nie wiecie, dlaczego trzymacie w ręku telefon? "Coś miałam sprawdzić, ale co?".
Odkładając telefon po kolejnej sesji doomscrollingu coraz rzadziej mam poczucie, że mam za sobą wątpliwej jakości, ale jednak rozrywkę, a coraz częściej czuje się jeszcze bardziej zmęczona i zdezorientowana.
I wiem, że nie jestem w tym poczuciu odosobniona.
47 proc. osób w wieku od 18 do 34 roku życia uważa, że ich aktywność online jest bardziej negatywna aniżeli dobra dla ich samopoczucia. Coraz więcej osób narzeka na skutki przebodźcowania. Na brak energii, motywacji, zmęczenie, trudności w zasypianiu i spadek w nastroju.
Poziom inteligencji na całym świecie spada
Spędzanie każdej wolnej chwili wpatrując się w ekran telefonu i bezmyślnie przyswajając kolejne informacje – dając im średnio 2 sekundy na zainteresowanie – nie tylko wpływa coraz gorzej na nasze samopoczucie i umiejętność nawiązywania relacji społecznych. Nasz poziom inteligencji na całym świecie spada.
"Financial Times" powołując się na badania, informuje, że ludzie mają coraz większe problemy z koncentracją i tracą zdolność rozumowania, rozwiązywania problemów i przetwarzania informacji – wszystkiego, co dziś składa się na określenie tego, czym jest inteligencja.
Tendencja jest widoczne od co najmniej 10 lat. Eksperci łączą to zjawisko ze spadkiem czytelnictwa i zmieniającym się sposobem, w jaki konsumujemy informacje i media.
Z drugiej strony, w czasach kiedy nikt już nie musi pamiętać numeru telefonu do swoich bliskich, ich adresu, tytułów dziesięciu ulubionych piosenek – bo w każdej z tych kwestii możemy wysłużyć się telefonem – pojęcie inteligencji ewoluuje. Test na inteligencję powszechnie dziś znany i używany powstał prawie 120 lat temu we Francji, ale od tamtej pory sporo się zmieniło. Dziś zamiast zapamiętywania, rozwijamy myślenie kreatywne i naszą zdolność do rozwiązywania problemów, co jeszcze trudniej jest zmierzyć.
Konieczność bycia online
Coraz ważniejsze jest z kolei rozwijanie umiejętności miękkich, które ułatwiają współpracę z drugim człowiekiem. Sytuacji, kiedy możemy je trenować, jest jednak coraz mniej. Bo – znów – wodzenie wzrokiem po ekranie jest teoretycznie dużo prostsze.
A później kończymy ze średnim czasem ekranowym, który w Polsce wynosi 4 godziny 48 minut. Konieczność bycia online nigdy nie była silniejsza.
Coraz trudniej wyrwać się od tej uzależniającej rozrywki i zaczynamy tęsknić. Za prawdziwym człowiekiem, światem, który nie jest tak idealny jak na Instagramie, tym co analogowe i nieobarczone ciągłym poczuciem, że ktoś chce nas wiecznie w coś wrobić – nabrać na coś, co zostało wygenerowane przez AI czy w spersonalizowany feed, który algorytm ułożył w taki sposób, żebyśmy scrollowali go godzinami.
Coraz częściej mówi się więc o higienie i detoksie cyfrowym, które mają być sposobem na odbudowanie kontaktu z otaczającą nas rzeczywistością.
46 proc. przedstawicieli pokolenia Z przyznaje, że już dziś ogranicza czas spędzany przed ekranem.
Ekspertka od AI i nowych technologii Jowita Michalska już w grudniu pisząc o zawodach, które powstaną w niedalekiej przyszłości, wspomniała o przewodniku po doświadczeniach analogowych.
Taka osoba miałaby pomagać ludziom w odłączeniu się od cyfrowego życia i ponownym połączeniu się ze światem przyrody, bez cyfrowych implantów lub rzeczywistości rozszerzonej.
Aplikacje, modne gadżety, wyjazdy offline
Z pewnością jesteśmy coraz bliżej tego typu rozwiązań. Coraz więcej osób na własną rękę szuka sposobów na odzyskanie równowagi w świecie pełnym bodźców.
Coraz więcej osób decyduje się na "oczyszczenie" swoich mediów społecznościowych – na przykład przestaje obserwować tych, którzy niewiele wnoszą wartości do ich cyfrowej przestrzeni. Coraz popularniejsze są rozwiązania, które mają ograniczać nasz czas spędzany przed ekranem.
Sama włączyłam sobie blokadę, która uniemożliwia mi dalsze scrollowanie Instagrama, gdy przekroczę 45 min z tą aplikacją danego dnia.
Niektórzy zorientowali się, że takie rozwiązania można sprzedawać. Powstała więc cała branża związana z detoksem cyfrowym. Obejmuje ona aplikacje na telefon, modne gadżety czy wyjazdy i ośrodki nastawione na spędzanie czasu bez Internetu.
Zainteresowanie rośnie. Częstotliwość wyszukiwania hasła digital detox retreat w 2024 roku wzrosło o 50 proc. Trafiam na jedno z takich miejsce w Polsce. OFFLINE GLAMPING reklamuje się hasłem "Luxury of being offline". Tygodniowy "OFFLINE retreat" nad polskim morzem to koszt 1 500 zł, jednak w większości przypadków cena za podobne wyjazdy zaczyna się od 2 tys. zł.
W internecie można trafić też na informację o powrocie tzw. dump phone’ów, czyli bardzo podstawowych telefonów komórkowych bez internetu. Osobiście nie znam jeszcze nikogo, kto zdecydowałby się z takiego korzystać.
Marie Kondo wypuściła z kolei sejf na telefon za 471 zł, który blokuje sygnał internetowy, WiFi czy Bluetooth (trudno nie wspomnieć o absurdalności tego produktu, biorąc pod uwagę, że zwykłe wyłączenie telefonu i osiągnięcie tego samego efektu jest darmową alternatywą, a czynność zajmuje kilka sekund).
Plasterek na złamanie otwarte
W 2023 wartość rynku aplikacji służących do ograniczenia czasu ekranowego wyniosła ok. 390 mln dolarów. Przewiduje się, że w 2032 roku ma to być już 19,4 mld dolarów.
Wpisuję hasło digital detox w sklepie z aplikacjami w swoim telefonie i przewijam listę, która wydaje się nie kończyć. Forest, Opal, Green Focus, Screen Zen mają po kilkaset pozytywnych opinii. Wszystkie – choć każda w inny sposób – mają pomóc w skupieniu i sprawiać, że sięganie po telefon staje się znacznie mniej atrakcyjne.
Trzeba przyznać, że pobieranie kolejnych aplikacji w celu ograniczenia czasu ekranowego brzmi dość paradoksalnie. Dlatego niektórzy dopatrują się w takich rozwiązaniach próby zarobienia pieniędzy na nowym problemie społecznym.
Nowa aplikacja czy wyjazd na tzw. retreat, podczas którego ludzie płacą za to, żeby ktoś zabrał im telefon, wydaje się być plasterkiem na złamanie otwarte, jakim jest utrata kontroli nad naszą relacją z technologią.
Zdecydowanie ważniejsze jest wypracowanie zdrowych nawyków związanych z korzystaniem z technologii, której w naszym życiu z każdym kolejnym rokiem z pewnością będzie coraz więcej.
Założę się, że dzień większości z was rozpoczyna się od zerknięcia na ekran telefonu, tylko po to, żeby w pracy przez 8 godzin wpatrywać się w większy ekran i na koniec dnia wylądować na kanapie oglądając film czy serial na jeszcze większym.
Detoks cyfrowy z pewnością jest jednym z tymczasowych rozwiązań umożliwiających nabranie dystansu i powrót do przekonania, że dzień bez telefonu może być równie atrakcyjny i przyjemny jak ten, w którym znajomi podsyłają nam śmieszne filmiki. Jednak dziś znacznie ważniejsze jest zachowanie zdrowej równowagi na co dzień.
Higiena cyfrowa to sposób świadomego korzystania z mediów społecznościowych i technologii w ogóle.
Choć jest to trudne, warto wypracować sobie własne rozwiązania. Ograniczenia czasowe na rozpraszające aplikacje, wyłączenie powiadomień czy okna czasowe, kiedy np. dwa razy dziennie dajemy sobie świadomą przestrzeń na sprawdzenie, co słychać u naszych znajomych sprawdza się u mnie, ale nie musi być to regułą.
Jednak dzięki tym kilku prostym krokom i przede wszystkim ogromnej chęci ograniczenia czasu przed ekranem, udało mi się zmniejszyć dzienną średnią o ok. godzinę. Bywa to bardzo trudne i miewam chwile słabości, ale świadomie zrezygnowałam ze scrollowania social mediów od razu po przebudzeniu, jadąc tramwajem czy czekając przy stoliku na przyjaciółkę, gdy ta w restauracji poszła do toalety. Co zyskałam? Przestrzeń na myślenie i zauważanie. Dało mi to też motywację do powrotu do analogowego hobby, jakim jest klejenie kolaży. Po godzinnej sesji z papierem czuję się o niebo lepiej niż po maratonie z rolkami na Instagramie.
Ostatnio nawet Tim Cook, dyrektor generalny Apple Inc. w rozmowie z magazynem Wired stwierdził, że głęboko wierzy w to, że "jeśli patrzysz na swój telefon częściej, niż patrzysz komuś w oczy, masz duży problem".