Self made man to mit. Ciężka praca nie wystarczy, bo bieda jest dziedziczna

Mateusz Czerniak
Od zera do milionera, sukces osiągnięty ciężką pracą – każdy z nas zna ten utarty schemat. Osobiście wyjątkowo często słyszę go w Polsce jako… kontrargument przeciw podnoszeniu podatków dla zamożniej części społeczeństwa. Brzmi to najczęściej: zabieranie tym, którym się chciało i oddawanie "leniwym", to kradzież. Tyle że czy bogaci są bogaci najczęściej, bo im się "chciało", a mniej zamożni, bo są "leniwi"?
Pojedyncze przypadki wielkich sukcesów nie zmieniają mechanizmów rządzących społeczeństwem. 123rf.com



Do poruszenia tego tematu skłoniła mnie wiadomość o tym, że matka miliardera Elona Muska, Maye Musk, zdradziła w rozmowie z Business Insiderem, jak "wychować człowieka sukcesu". Przyznam, zagotowało się we mnie. Zagotowało się, że w roku 2021 ktoś może jeszcze myśleć, że może wystarczy codziennie przed kolacją powtarzać dziecku, że musi wstawać wcześnie i ciężko pracować, albo czytać mu na dobranoc biografię Jeffa Bezosa, a to magicznie zaowocuje tym, że pewnego dnia dzieciak wróci ze szkoły z koncepcją wartego miliony start-upu.

Ale darujmy sobie złośliwości i po prostu zobaczmy, co ma do powiedzenia w tej materii pani Maye Musk.

– Moi rodzice cały czas pracowali. Widywałam ich jedynie o 18.00 na obiedzie. Przez to wszystko razem z rodzeństwem szybko się usamodzielniliśmy. Zaczęliśmy pracować dla nich, gdy sami byliśmy jeszcze mali. W podobny sposób pomagały mi moje dzieci – stwierdziła i dodała, że jej dzieci "zdawały sobie sprawę, że ma ona swoje zadnia, więc musiały odpowiednio się zachowywać i same odrabiać lekcje, ponieważ nie zawsze miała czas, by im pomagać".
Czytaj także: Świat według Mentzena. Ekspert Konfederacji sam nie wie, na co się pisze [OPINIA]
Tego się właśnie spodziewałem. Za wielkim sukcesem dzieci stoi wzór, w którym dzieci już od początku ciężko pracują, a rodzice… mają dla nich mało czasu?

Nie zrozumcie mnie źle – bycie samodzielnym, to bardzo dobra rzecz (w przeciwieństwie do widzenia rodziców tylko o 18 podczas obiadu, bo to jest raczej toksyczne).

To, jak wychowują nas nasi rodzice, niezwykle wpływa na jakość naszego późniejszego życia i zdrowie psychiczne. Ale czy to czynnik decydujący w tym, jaki finansowy sukces odniesiemy, jako dorośli? Zdecydowanie nie. Choć jedno się zgadza – ogromny wpływ mają tutaj rodzice. Tyle że, jak wiemy z badań, chodzi tu o zupełnie inne, twardsze czynniki.

Status społeczno-ekonomiczny rodziców

Wpływ różnych czynników związanych z rodzicami (m.in. majętności), na ich przyszły status społeczno-materialny jest ogromny.

Weźmy na przykład badanie przeprowadzone przez National Bureau of Economic Research w 2014 r, autorstwa ekonomisty Raja Chetty’ego z Harvardu. Badacze wykazali, że w USA pomiędzy dochodami rodziców i dzieci istnieje wyraźna zależność.

Do progu zarobków gospodarstwa domowego rodziców, wynoszącego 150 tys. dolarów rocznie, ich dorosłe dzieci zarabiały o 0,33 dolara więcej na każdego dolara zarobionego przez rodziców. Powyżej progu zależność ta nie była aż tak silna, ale nadal występowała.

Ale to nie wszystko – dochód rodziców ma w USA nie tylko wpływ na zarobki, ale także na prawdopodobieństwo pójścia na studia, a w przypadku kobiet zostania nastoletnią mamą. Badacze wykazali, że wraz ze wzrostem dochodów rodziców, wzrasta wskaźnik frekwencji w college'ach, a wskaźnik dzietności wśród nastolatek spada.
Czytaj także: Znany dziennikarz TVN24 chce płatnych studiów w Polsce. Ale chyba nie wie, jakie będą skutki
Innym, niezwykle zaskakującym i według tego badania najbardziej determinującym (!) czynnikiem jest to, że w USA dzieci wychowywane w gospodarstwie domowym tylko z jednym rodzicem, mają znacznie mniejszą szansę na awans społeczny, niż ci wychowywani w domach z obojgiem rodziców.

Mało tego – badanie pokazało też, że dzieci z domów o niskich dochodach, zarówno z dwójką, jak i z jednym rodzicem, mają większe szanse na sukces, jeśli mieszkają wśród społeczności, w której jest dużo rodzin z dwojgiem rodziców.

Jeszcze innym czynnikiem jest miejsce zamieszkania – ono także decyduje o szansach na dobrą edukację, zdobycie przyjaciół i współpracowników oraz pracy. Przykładając to do Polski, łatwo się domyślić, że najgorsze pod względem tych czynników będą u nas tereny słabo rozwinięte, szczególnie wiejskie, na południu i wschodzie kraju.

Trend widać już w przedszkolu

Jeszcze inne badanie dotyczące USA, przeprowadzone przez Georgetown Center on Education and the Workforce wykazało, że przedszkolacy wywodzący się z biednych domów, którzy mają dobre wyniki, mimo wszystko mają mniejsze szanse na ukończenie szkoły średniej, college'u lub zdobycie wysokiej pensji niż ich zamożni rówieśnicy ze złymi ocenami.

Konkretniej mówiąc, badanie wykazało, że przedszkolak z dolnych 25 proc. statusu społeczno-ekonomicznego, należący do 25 proc. z najlepszymi wynikami, ma 31 proc. szans na zdobycie wykształcenia wyższego i pracy z dochodami co najmniej 35 tys. dolarów rocznie do 25 roku życia i co najmniej 45 tys. dolarów do ukończenia 35 roku życia.

Natomiast przedszkolacy z górnych 25 proc. statusu społeczno-ekonomicznego mający wyniki należące do najsłabszych 25 proc. uczniów, mają 71 proc. na osiągnięcie tych punktów co powyżej.

Wpływ ten rozciąga się według badań zresztą jeszcze dalej, na całe życie i możliwość osiągnięcie wyższego statusu społeczno-ekonomicznego. Przedszkolaki z rodzin o niskim statusie społeczno-ekonomicznym, które należały do 25 proc. z najlepszymi wynikami, a następnie zdobyły wyższe wykształcenie, miały 76 proc. szans na osiągnięcie wysokiego statusu społeczno-ekonomicznego w wieku 25 lat.

Dla porównania, ich rówieśnicy z niskim wynikami i wysokim statusie społeczno-ekonomicznym, którzy zdobyli dyplom wyższej uczelni, mieli 91 proc. szans na utrzymanie statusu swoich rodziców.

Mobilność społeczna

Ale czy wszędzie ta zależność tak mocna jak w USA? Nie. Ekonomia bada możliwość przeskakiwania dzieci na wyższe poziomy społeczno-ekonomiczne w danych krajach. Czynnik ten nazywamy mobilnością społeczną.
Czytaj także: Główny grzech PiS-u. Przez ten efekt rządów Kaczyńskiego będziemy cierpieć latami [OPINIA]
Raport z zeszłego roku sporządzony przez Światowe Forum Ekonomiczne wskazał, w jakich krajach mobilność społeczna jest największa, a w jakich najmniejsza. Jak już się domyślacie, Stany Zjednoczone nie zajmują tam za wysokiego miejsca – są 27. na liście, mimo bycia najbardziej rozwiniętą gospodarką świata.

Na którym miejscu jest Polska? No cóż… Na 30. Niżej niż USA. Przeczytajcie sobie więc jeszcze raz, wnioski z raportów, które przytoczyłem wyżej i uświadomcie – w naszym kraju jest JESZCZE GORZEJ.

No dobrze, ale w takim razie jak niwelować nierówności społeczne, skoro już majętność naszych rodziców, ich relacje lub miejsce naszego urodzenia – czyli rzeczy, na które nie mamy żadnego wpływu – tak potężnie determinują nasz poziom życia w przyszłości?

Raport wymienia tutaj kilka czynników, których jakość decyduje o mobilności społecznej – ochrona zdrowia, dostęp do edukacji, jakość i równość edukacji, dostęp do technologii, sprawiedliwe płace, warunki pracy, stan rynku pracy, ochrona socjalna, kształcenie ustawiczne, jakość i inkluzywność instytucji.

Jak widać, zdecydowana większość z tych czynników jest ściśle związana z działalnością państwa i usług publicznych. I właśnie dlatego najlepszą mobilnością społeczną charakteryzują się kraje Nordyckie, w których usługi publiczne mają najlepszą jakość.

Pierwszych 5 miejsc to: Dania, Norwegia, Finlandia, Szwecja i Islandia. Co kryje "Nowy Ład" Morawieckiego? Ta rewolucja jest potrzebna [OPINIA]

Elon Musk i fenomen miliarderów

Zdaję sobie sprawę, że ktoś może nagle przylecieć z odsieczą i powiedzieć: Ha! Lewaku, ale mama Muska mówi też, tak:

– Każde z moich dzieci podążało za swoimi pasjami i poszło w innym kierunku. Kiedy przenieśliśmy się do Toronto, miałam niewiele pieniędzy. Pracowałam jako specjalistka ds. badań na Uniwersytecie w Toronto, przez co moje dzieci mogły studiować tam za darmo medycynę lub prawo. Elon i Kimbal chcieli jednak studiować ekonomię, a Elon zaczął studiować również fizykę. Tosca chciała z kolei pójść do szkoły filmowej. Sami musieli więc zdobywać stypendia, zaciągać kredyty i się utrzymywać. Udało im się to – snuła.

Podkreślmy zatem od razu – pojedyncze przypadki i dowody anegdotyczne nie mówią nic o mechanizmach. Jeśli kilku, kilkudziesięciu albo nawet i kilkuset ludzi wyrosło z klasy średniej czy średnio-wyższej do bycia miliarderem, to nic nie zmienia. Bo, umówmy się, stwierdzenie matki Elona Muska o posiadaniu “niewielu pieniędzy" w przypadku pracy na Univeristy of Toronto trzeba traktować z przymrużeniem oka. A ojciec Muska był ponoć całkiem majętnym inżynierem i przedsiębiorcą.

Zresztą nawet jeśli są jakieś pojedyncze przypadki awansowania z biedy do ścisłej czołówki najbogatszych, to nie zmienia to tego, jak działa w tym aspekcie świat.

A i takie rzadkie przypadki awansów to zdecydowanie nie zasługa samej ciężkiej pracy. To także wpływ rzeczy, które od nas zupełnie nie zależą, takich jak miejsce urodzenia (uważacie, że np. Musk byłby Muskiem gdyby wychowywał się w kraju braku stabilności politycznej czy konfliktów zbrojnych?), łut szczęścia, wrodzony talent, czy trafienie na odpowiedni moment – taki jak np. informatyczny przełom technologiczny, który pozwolił zrobić gigantyczne fortuny Gatesowi czy założycielom Google’a.

Całkiem inną sprawą jest jeszcze to, że awansowanie z już komfortowego materialnie poziomu nawet do grona czołówki najbogatszych, jest czymś innym, niż awansowanie z pozycji niskiej zamożności do klasy średnio-wyższej czy wyższej.

Dlaczego? No cóż, żeby zainwestować jakieś pieniądze w biznes, trzeba je po prostu mieć. A im jesteśmy ubożsi, tym mamy mniejszą możliwość oszczędzania, gdyż większą część swoich dochodów wydajemy na podstawowe potrzeby.

Prawda jest niestety brutalna – jakiekolwiek wychowanie "na człowieka sukcesu", nie polepszy znacząco materialnego poziomu życia naszych dzieci w przyszłości. Ta zależy bowiem w przytłaczającej większości przypadków od naszej własnej zamożności i mobilności społecznej w kraju, w którym żyjemy.