Państwowy moloch ma zatrzymać podwyżkę cen prądu. Efekt może być wprost odwrotny

Mateusz Czerniak
Minister aktywów państwowych Jacek Sasin zapowiedział, że kontrolowane przez państwo spółki energetyczne – PGE, Enea oraz Tauron – sprzedadzą Skarbowi Państwa 70 bloków węglowych. Ten dokona ich integracji w ramach jednego podmiotu, który zacznie działać jako spółka pod nazwą Narodowa Agencja Bezpieczeństwa Energetycznego. O ile na ten moment o tym ruchu wiadomo niewiele więcej, to eksperci już teraz mają co do niego poważne wątpliwości.
Narodowa Agencja Bezpieczeństwa Energetycznego ma według ministra Sasina zatrzymać podwyżki cen prądu. Eksperci mają jednak wątpliwości. (Zdjęcie ilustracyjne) catstyecam / 123RF
– Gdybyśmy nie podjęli tych działań, zmierzających do wygaszania stopniowego energetyki węglowej, zastępowania jej produkcją z innych źródeł, to te opłaty za energię, które ponoszą polskie rodziny, lawinowo by rosły w najbliższych latach, tak jak rosną opłaty za emisję CO2 – powiedział Jacek Sasin.


Według ministra, spółki, z których zostaną wydzielone aktywa, zyskają łatwiejszy dostęp do finansowania i ubezpieczania inwestycji w energetykę gazową i odnawialną.
Sasin dodał także, że “to działania w interesie Polaków, tak aby te ceny energii nie rosły".

Czy jednak są przesłanki, żeby tak sądzić? Zapytaliśmy ekspertów.

Albo podwyżka cen, albo dopłaty z publicznych pieniędzy

– Utworzenie NABE to utworzenie wielkiego monopolu, nad którym nie będzie żadnej kontroli i z którego prawdopodobnie wyniknie coś podobnego do Polskiej Grupy Górniczej. To będzie prawdopodobnie taki moloch, który wcale nie będzie miał interesu w obniżaniu ceny energii ani w szybkim wyłączaniu bloków węglowych i przyspieszeniu dekarbonizacji. Raczej będzie wprost przeciwnie – komentuje Paweł Czyżak, ekonomista i analityk danych fundacji Instrat.

Ekspert zauważa, że będzie to podmiot mający większościowy udział w wytwarzaniu prądu, co jest negatywne, ponieważ NABE samą swoją siłą będzie w stanie skutecznie podnieść ceny prądu, jeśli np. będzie miało problem z rentownością.

Podobnego zdania jest także Aleksander Śniegocki, kierownik programu Energia i Klimat w instytucie WiseEuropa.

– Z opisów NABE, którymi podzielił się rząd, nie da się wywnioskować, co jego utworzenie miałoby osiągnąć. Na razie wiemy to, że będzie to utworzenie faktycznego monopolisty na rynku. To obniży transparentność transformacji – mówi.

Jeśli chodzi natomiast o słowa Jacka Sasina, który stwierdził, że “powołanie NABE ma zapobiec lawinowym podwyżkom cen prądu", eksperci uważają, że… może być nawet odwrotnie.
Czytaj także: "Sasin kłamie jak z nut". O co chodzi z wielkim napisem na elektrowni Opole?
– Dla mnie to stwierdzenie ministra Sasina jest absurdalne. Chyba nie ma w historii takiego przypadku, żeby monopol z własnej woli obniżał ceny – tłumaczy Czyżak.

Według niego nie jest możliwe, jak stwierdził Sasin, żeby pogodzić działanie NABE na zasadach rynkowych i obniżanie cen – ponieważ energia wytworzona z węgla jest coraz droższa z powodu wzrostu opłat za emisję CO2. Jeśli faktycznie ceny miałyby być niższe to NABE musiałoby być dodatkowo subsydiowane z budżetu państwa i sprzedawać energię poniżej kosztów wytworzenia.

– Powołanie podmiotu o pozycji dominującej sprzyja wzrostowi cen, a nie ich obniżaniu. Chyba że rząd nam dotąd czegoś nie powiedział i zamierza dopłacać do istnienia NABE, wbrew deklaracji o samowystarczalności Agencji. Ale to znowu nie jest transparentne. Te pieniądze będą musiały się wziąć albo z rachunków odbiorców energii, albo z budżetu. W takim razie będziemy je pompować w wysokoemisyjne i drogie źródła energii – stwierdza natomiast Aleksander Śniegocki.

I dodaje, że w zapowiedziach rządu coś się nie zgadza, bo albo NABE będzie działało na zasadach rynkowych i wtedy ceny prądu na pewno wzrosną – może nawet bardziej niż gdyby agencji nie utworzono – albo jeśli ceny mają być obniżone, to, jak już wspomniał, będziemy musieli subsydiować NABE z pieniędzy publicznych.

Potrzebna realna dekarbonizacja

Wątpliwości budzi też to, czy rzeczywiście wydzielenie aktywów węglowych ze spółek energetycznych w znaczący sposób zmieni ich sytuację na rynku.

– Jeżeli zgodnie z zapowiedziami rządu NABE odkupi po cenach rynkowych aktywa węglowe od spółek energetycznych, to nie jest jasne, jak miałoby to pomóc tym spółkom. Rynki finansowe nie patrzą na to, czy spółki nominalnie mają jakieś aktywa węglowe, tylko w jaki sposób nimi zarządzają. Jeśli są to aktywa o jasno przypisanej, schodzącej roli, na których nie jest budowany przyszły model biznesowy, to nie powinno to stanowić problemu w pozyskaniu środków na inwestycje – stwierdza ekspert WiseEuropa.
Czytaj także: "Las według nich trzeba wyciąć i spieniężyć". Kontrowersje wokół Lasów Państwowych
I dodaje, że lepiej byłoby gdyby kilka energetycznych spółek konkurowało i ścigało się, kto pierwszy wycofa się z aktywów węglowych.

Jeszcze inną sprawą jest jednak to, czy w ogóle Komisja Europejska zgodzi się na utworzenie takiego podmiotu.

– Jak na razie nie wiadomo, jaki mechanizm finansowy stoi za NABE. Uważam jednak już teraz, że jeśli Polska nie zadeklaruje daty dekarbonizacji, to Komisja Europejska nie wyrazi zgody na utworzenie NABE, bo oznaczałoby to, że dają Polsce wytrych do dalszego spalania węgla – mówi Czyżak.

Ekspert fundacji Instrat podkreśla, że jeśli Polska chciałaby realnie dążyć do obniżki cen prądu to potrzebne są działania dekarbonizacyjne i wyłączanie bloków węglowych, a nie przenoszenie aktywów z jednego miejsca w drugie. Rząd jednak ucieka od najważniejszych deklaracji, czyli ogłoszenia planowej daty osiągnięcia neutralności klimatycznej kraju.

– To, czego potrzebujemy, żeby realnie obniżyć ceny prądu, to jak najszybsze zmniejszenie udziału węgla w jego produkcji i wprowadzenia w jego miejsce tańszych źródeł energii, przede wszystkim OZE. Przekładanie aktywów węglowych z jednej kieszeni do drugiej samo w sobie nic nam nie da – potwierdza Śniegocki.
Czytaj także: Od katastrofy dzielą nas 4 stopnie Celsjusza. Naukowcy biją na alarm