Praca zdalna na włoskiej werandzie i jeszcze ci za to dopłacą? To możliwe

Krzysztof Sobiepan
Praca zdalna stała się normą dla przeważającej większości z nas. Ale laptop równie dobrze można zabrać ze sobą w praktycznie każde miejsce na Ziemi (z dostępem do internetu). Parę malowniczych miejscowości we Włoszech zdecydowało się na nietypowy krok. Zachęcają pracowników do pobytu na dłużej i nawet im za to zapłacą.
Panorama Santa Fiora. Taki widok można mieć za oknem za skromną sumę. Fot. vivinpaese.it

Przeprowadzka i praca zdalna z innego kraju

Na ciekawą ofertę dla przyjezdnych zdecydowały się dwa włoskie miasta. Santa Fiora w malowniczej Toskanii i Rieti w centralnie położonym regionie Lacjum. Osoby z pracą zdalną mogą się tam wprowadzić, a miasto zapłaci nawet połowę czynszu za lokal – podaje CNN.

Opłaty za mieszkanie nawet bez zniżki są dość niskie. Oferta brzmi więc bardzo pociągająco, a nawet zbyt pięknie, by była prawdziwa. Oczywiście istnieją pewne warunki. Dana osoba musi posiadać "aktywną" pracę, którą może wykonywać zdalnie. Musi też pozostać w danym miejscu na dłużej, a nie tylko na tygodniowy wypad.


Burmistrz Santa Fiory, w której mieszka zaledwie 2,5 tys. osób, oferuje przyjezdnym do 200 euro miesięcznie lub 50 proc. kwoty wynajmu lokalu. Chętni muszą tam jednak pozostać na okres od dwóch do sześciu miesięcy. Biorąc pod uwagę lokalne kwoty, miesięczny koszt mieszkania ze zniżką to więc ok. 100 euro, czyli nieco powyżej 456 złotych. W lokalach można przebierać na specjalnie uruchomionej stronie, a do wioski właśnie doprowadzono światłowód.

Zastępca burmistrza Rieti, Daniele Sinibaldi, ma dla turystów równie atrakcyjną ofertę. Podobnej wielkości dopłaty do czynszu mogą być przedłużone nawet po upływie sześciu miesięcy, a miasto ma wiele obiecujących miejsc do wynajęcia. Co prawda nie ma strony z ofertami, ale czynsze znajdują się w widełkach od 250 do 500 euro. Urzędnik zachwala, że za 600 euro dostępne są całe wille.

Rieti oddalone jest od Rzymu o ok. 60 km, co jest jednocześnie plusem dla przyjezdnych lecz minusem dla stałych mieszkańców. Młode pokolenie masowo wyjeżdża do stolicy na stałe. Miasto ma wprawdzie 50 tys. mieszkańców, ale populacja nie rośnie.

Sedno sprawy jawi się jak na dłoni. Małe miejscowości we Włoszech są coraz bardziej wyludnione, a oferty takie jak te mają temu przeciwdziałać. Młodzi wyjeżdżają szukać perspektyw do większych aglomeracji, a starszych jest coraz mniej. Depopulacja oznacza zaś niemałe kłopoty, m.in. dla lokalnych biznesów.

W kraju coraz popularniejsza staje się więc koncepcja "małych wiosek pracujących" – malowniczych miejsc wyposażonych m.in. w szybki internet.
Czytaj także: Burmistrz włoskiego miasta sprzedaje domy za 1 euro. Chętni dobijają się do niego z całego świata

Kupno nieruchomości za granicą

Jak pisaliśmy w INNPoland.pl coraz popularniejszy wśród Polaków jest też trend kupowania na własność domów w innych krajach. I nie ma co się dziwić skoro w krajach takich jak Bułgaria czy południe Włoch można kupić mieszkanie za dużo mniejsze pieniądze niż nad Wisłą.

Już za 15-20 tys. euro (między 67,5 a 90 tys. złotych) można kupić w jednym z nadmorskich kurortów w Bułgarii apartament w hotelu z basenem, kilometr od morza – podaje gazeta.pl.

Jeden z rozmówców, pan Jacek, opowiada, że kupione przez niego mieszkanie mieści się w Słonecznym Brzegu, 250 metrów od morza. Ma 45 metrów kwadratowych i kosztowało go 19,5 tys. euro (około 87,5 tys. złotych).

– Cały proces szukania lokum odbywał się też zdalnie. Kontaktowałem się z dwoma agentami, właścicielem agencji w Polsce oraz drugim w Bułgarii, który też mówił po polsku – opisywał mężczyzna.

Inna rozmówczyni portalu, pani Renata, kupiła całą kamienicę na Sycylii za 9,5 tys. euro. Remontem zajęła się... zdalnie z pomocą pewnej Włoszki. – Ostatnio robiłam z nią zdalnie remont łazienki - naprawiałyśmy prysznic! – chwali się.

Według radczyni prawnej Małgorzaty Ciukszy, która od kilku lat pomaga Polakom w zakupie nieruchomości we Włoszech, ceny spadają tam od czasu kryzysu w 2018 roku, a od czasu pandemii spadły nawet o 30-40 proc. Przyczyną ma być śmierć wielu seniorów, po których nieruchomości sprzedają młodzi.
Czytaj także: Polacy kupują domy w zagranicznych kurortach za grosze. "Robiłam remont zdalnie"

Więcej ciekawych informacji znajdziesz na stronie głównej INNPoland.pl