Polacy mają coraz więcej pieniędzy. Bijemy inne narody na głowę

Konrad Siwik
Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju podała statystyki, z których wynika, że dochód rozporządzalny Polaków urósł w 2019 roku o 6 proc. Powinniśmy mieć powód do radości, bo to jeden z najlepszych wyników na świecie.
Polacy mają coraz więcej pieniędzy. Ale co z tego, skoro te mają coraz mniejszą wartość. fot. 123rf.com
Polacy mają coraz więcej pieniędzy. A przynajmniej tak wynika ze statystyk przygotowanych przez Organizację Współpracy Gospodarczej i Rozwoju. Na dane składają się wynagrodzenie z pracy, dochody z działalności gospodarczych oraz pieniądze otrzymywane z budżetu państwa takie jak emerytura lub świadczenia socjalne.

Zgodnie z informacjami podanymi przez OECD dochód rozporządzalny w Polsce w 2019 roku wzrósł o 6 proc. Okazuje się, że jest to jeden z najlepszych wyników wśród globalnych gospodarek. Jako dochód rozporządzalny rozumie się sumę bieżących dochodów gospodarstwa domowego, które mogą zostać przeznaczone na wydatki lub oszczędności.


Na pierwszym miejscu uplasował się najmłodszy członek OECD, Kostaryka. Tam dochody gospodarstw domowych wzrosły o 7,5 proc. rocznie. Wyższy wzrost niż w Polsce odnotowano jedynie w Kanadzie, Estonii i na Litwie. Roczny wzrost dochodu rozporządzalnego w kolejnych krajach wyniósł:

Przyszłość inflacji jest przesądzona

Niby Polacy mają coraz więcej pieniędzy, ale te z kolei wciąż tracą na wartości, a ich siła nabywcza maleje. Rada Polityki Pieniężnej w komunikacie poinformowała o nowych prognozach NBP dotyczących inflacji i PKB.

Prognozy zostały podane w przedziałach, ale wystarczy wyliczyć ich środki, żeby dowiedzieć się, że inflacja w najbliższych latach będzie rosnąć następująco: Natomiast PKB w tym roku ma rosnąć o 5 proc. a w dwóch następnych o ponad 5 proc.

Tymczasem Prezes NBP Adam Glapiński przekonuje, że "inflacja nie ma negatywnego wpływu na portfele Polaków". Jego zdaniem wynagrodzenia i emerytury rosną, a media przesadzają.
Czytaj także: Zysków z lokat już nie będzie. Strata na poziomie 4 proc. stanie się standardem