Pokazał Tauronowi, że ma słabe zabezpieczenia. Teraz grozi mu kryminał

Natalia Gorzelnik
Nawet pięć lat więzienia grozi hakerowi, który miał "wykraść" pliki z danymi klientów Taurona. Mężczyzna miał szantażować pracowników podwykonawców energetycznej spółki, żądając okupu w wysokości 10 tysięcy złotych. W internecie można jednak znaleźć zupełnie inną wersję tej historii.
Edison liczył na podziękowania. Zamiast tego, do jego drzwi zapukała policja. Fot: Soumil Kumar/Pexels

"Kradzież danych"

O wycieku danych zawartych w nagraniach rozmów z klientami, które prowadziły dwie firmy oferujące usługi i produkty energetycznej spółki, Tauron poinformował pod koniec lipca.

Odpowiedzialnemu za to, 37-letniemu Mariuszowi B. postawiono zarzut stosowania wobec reprezentujących wspomniane firmy groźby bezprawnej. Mężczyzna przyznał się do winy i wytłumaczył, że dane ściągnął niechcący - informuje RMF24.

Jak czytamy w portalu, jego komputer miał ujawnić skanujący go numer IP. Pod wskazanym adresem 37-latek natrafił na katalog z plikami audio. Później okazało się, że ściągnięte pliki zawierają nagrania z firm. Podejrzany miał wpaść na pomysł, że zażąda od pokrzywdzonych instytucji gratyfikacji pieniężnej w wysokości 100-200 złotych za wykasowanie danych. W tym celu skontaktował się z infolinią i zagroził, że wyjawi mediom, jak wszedł w ich posiadanie.


– Wobec braku pozytywnej reakcji ze strony pokrzywdzonej spółki następnego dnia podbił stawkę do 10 tysięcy złotych - chcąc wyłudzone w ten sposób środki przeznaczyć na ‘implanty zębów’ – informuje rzecznik Prokuratury Okręgowej w Krakowie prok. Janusz Hnatko.
Janusz Hnatko

Wszelkie plany podejrzanego spełzły ostatecznie na niczym, albowiem wkrótce został zatrzymany przez policję, która ujawniła w jego miejscu zamieszkania szereg elektronicznych nośników informacji, w tym między innymi dysk twardy ‘ukryty’ w jego spodenkach, będących jedynym elementem garderoby, w jakim go zastano.


Wersja historii z internetu

W sieci można jednak znaleźć zupełnie inną wersję tej historii. Edison, czyli rzeczony internauta, miał być oburzony tym, że Tauron ignoruje jego zgłoszenia dotyczące braku zabezpieczeń danych klientów, które miały być po prostu udostępnione na sewerze. Nagrania rozmów mógł pobrać każdy.

Jak podaje “Niebezpiecznik” gdy mężczyzna poinformował spółkę o błędzie, miał zostać wyśmiany. Nie poddał się i napisał e-maila. Próbował też pozyskać namiar na odpowiednią do kontaktu osobę na czacie. Miał podać Tauronowi swoje imię i telefon, łącznie z adresem.

Aby sprawy nie zignorowano, postanowił postraszyć spółkę, by zmobilizować ich do działania. To dlatego domagał się okupu - najpierw śmiesznie niskiego, później w wyższej - chociaż wciąż niezbyt wysokiej jak na skalę “wycieku” - kwocie. Podobno “dopiero wtedy się obudzili”.

Mężczyzna przekazał w liście do Niebezpiecznika, że “gdyby danych nie ściągnął, to admin olałby sprawę”, a tak, ma nadzieje, że “zmusił do działania odpowiednie osoby, aby zajęli się sprawą i zabezpieczyli serwer”.

Historia Edisona krąży w sieci jako mem.
www.kwejk.pl

Komunikat Taurona

31 lipca na stronie internetowej Taurona pojawił się komunikat o o możliwości nieuprawnionego dostępu do nagrań rozmów, które były prowadzone z klientami przez dwie firmy partnerskie na rzecz TAURON.

Jak twierdzi spółka, " rozmowy te były zapisane na infrastrukturze technicznej partnerów zewnętrznych współpracujących z TAURONEM. Ci partnerzy nie mają dostępu do serwerów TAURONA i zapisanych na serwerach TAURONA danych klientów. Wszystkie dane klientów, przechowywane na serwerach TAURONA, są bezpieczne".