Urzędnicy odlecieli. Chcą na nas nałożyć... podatek od obiadu
Szef zamówił wam pizzę albo zaprosił na lunch? Pracownicy powinni się z tego rozliczyć z fiskusem, bo przecież uzyskali przychód. Taka argumentacja skarbówki wręcz powaliła prawników, a Krajowa Informacja Skarbowa mówi całkiem poważnie. Sęk w tym, że niedawno twierdziła zupełnie odwrotnie.
Podatek od obiadu w pracy? Fiskus mówi tak
Z najnowszej interpretacji Krajowej Informacji Skarbowej wynika, że od firmowego obiadu... trzeba zapłacić podatek.Jak pisze Prawo.pl to zmiana stanowiska skarbówki, bo wcześniej urząd twierdził, że tego typu świadczenia nie podlegają PIT. O zwolnieniu tym mówił nawet Trybunał Konstytucyjny.
Koszt zakupionych przez pracodawcę dla pracowników posiłków stanowi dla tych pracowników przychód z tytułu nieodpłatnego świadczenia, więc podlega opodatkowaniu – twierdzi dyrektor Krajowej Informacji Skarbowej.
Wartość dofinansowania posiłku jest wydatkiem ponoszonym przez pracodawcę w interesie pracownika i w ten sposób stanowi dla pracownika korzyść. Bo koszty na jedzenie podwładny ponosi niezależnie od tego, czy wykonuje właśnie pracę czy na przykład jest w domu.
Aneta Skowron, adwokat w zespole podatków dochodowych GWW wskazuje, że fiskus we wcześniejszej interpretacji wskazał, że sfinansowane w całości przez pracodawcę posiłki dla określonej grupy pracowników, nie stanowią dla nich przychodu z tytułu nieodpłatnego świadczenia.
– Głównym problemem jest ustalenie, czy finansowanie posiłków dla pracowników może być uznane za świadczenie spełniane w ich interesie, czy też jest to świadczenie spełniane w interesie pracodawcy – zgodnie z wytycznymi zawartymi w wyroku Trybunału Konstytucyjnego – wskazuje Skowron.
Grzegorz Symotiuk, doradca podatkowy w kancelarii TAX PFK, ocenia zaś, że zapisy dot. nieodpłatnych świadczeń dla pracowników generują wiele problemów interpretacyjnych. Najlepiej byłoby więc, gdyby ustawodawca przeanalizował i kompleksowo rozwiązał problem.
Wszyscy dostaną jedną karę, bo "urzędnikom się nie chce"
Jak pisaliśmy w INNPoland.pl, podczas niedawnego posiedzenia senackiej Komisji Finansów i Budżetu parlamentarzyści zadawali pytania dot. podatkowego Polskiego Ładu – pisze Money.pl.Jedno z nich dotyczyło kar dla przedsiębiorców za nieposiadanie terminali łączących się z internetem. Wcześniej wysokość grzywny była zmienna, ale rząd zdecydował się wlepiać jednakową karę – w maksymalnej możliwej wysokości 5 tys. zł.
Przypomnijmy, że do lipca 2022 r. właściciele muszą zintegrować firmowe terminale płatnicze z kasami fiskalnymi online. Po tym terminie urzędnicy KAS mogą zacząć karać ich grzywnami.
Czemu jednak wszystkich kara się tak samo? Czy potknięcie przy jednym terminalu powinno być karane tak samo, jak umyślne zaniedbanie przy większej liczbie urządzeń?
Paweł Selera, dyrektor Departamentu Podatku od Towaru i Usług w Ministerstwie Finansów, wskazał, że czas na zmiany terminalów jest wystarczający. Prowadzenie indywidualnych postępowań przez urzędników KAS ma być zaś "zbyt trudne i uznaniowe, więc wszyscy będą karani tak samo".
– Podejście rządu jest nie do przyjęcia. Te słowa można zinterpretować tak: nie chce się nam pracować, to damy wszystkim najwyższą grzywnę i nie będziemy jej miarkować. Podstawą nakładania takich kar jest ich miarkowanie, bo sytuacja różnych przedsiębiorców jest różna – burzy się Piotr Wołejka, prawnika z Pracodawców RP.
Ekspert dodaje, że wlepianie najwyższej kary z automatu, bez wnikliwego zbadania sprawy, może poskutkować falą procesów. Przedsiębiorcy zaczną ganiać urzędników KAS po sądach, więc paradoksalnie ci będą mieli więcej pracy, a nie mniej.
Więcej ciekawych informacji znajdziesz na stronie głównej INNPoland.pl