Morawiecki i Sasin zwalają winę za inflację na "zagraniczne źródła". To połowa prawdy

Konrad Bagiński
Rząd zwala winę za inflację na "zagraniczne źródła". Zarówno premier Morawiecki, jak i minister Sasin ruszyli z informacyjną ofensywą, mającą przekonać Polaków, że drożyzna nie jest od nich zależna. Czy to prawda? Jedno jest pewne - rząd świetnie zarabia na inflacji.
Rząd chce przekonać Polaków, że za inflację odpowiada "zagranica" Jacek Domiński / Reporter
- Nasza Tarcza Antyinflacyjna ma chronić Polaków przed inflacją, która ma wiele przyczyn, a jej źródła znajdują się przede wszystkim za granicą - napisał w czwartek wieczorem na Facebooku premier Mateusz Morawiecki. Niemal identyczną ofensywę medialną - wpisującą się również w tezy głoszone przez Adama Glapińskiego, prezesa NBP - rozpoczął minister aktywów państwowych Jacek Sasin. Zarówno Morawiecki, jak i Sasin, winą za drożyznę w Polsce obarczają niezależne od nich czynniki zagraniczne. W pewnym zakresie premier i minister mają rację - bo według danych Głównego Urzędu Statystycznego za ostatnie, rekordowe wyniki inflacji w największej mierze odpowiadają ceny paliw.


Jak podaje GUS, w porównaniu do roku 2020 paliwa podrożały o 36,6 proc., nośniki energii o 13,4 proc., a żywność i napoje o 6,4 proc. Drożejące paliwa są zapewne skutkiem drożejącej ropy w listopadzie oraz osłabienia złotego.

Ceny paliw w Polsce faktycznie są w dużej mierze zależne od sytuacji na światowych giełdach. W innych krajach - na przykład Czechach - rządy zdecydowały się jednak na zmniejszenie podatków i akcyzy na paliwo, by chronić kieszenie konsumentów. Nie chodzi tylko o kierowców, bo wzrost cen paliwa wpływa na ceny większość i produktów.

Warto też pamiętać o tym, że rząd świetnie zarabia na wyższych cenach paliwa. Im wyższa cena, tym większe wpływy z akcyzy. Akcyza przynosi rocznie ok. 70 miliardów złotych – to prawie 20 proc. dochodów państwa. Z analiz SGH wynika, że paliwa silnikowe generują ok. 45 proc. wpływów z akcyzy. W 2020 roku przyniosły 33,5 mld zł.

Energia drożeje - czyja to wina?

"Ubolewam, że @EUinPL (biuro UE w Polsce - przyp. red.) nie wie, że 70% energii w PL wytwarza się z węgla. A ceny certyfikatów wzrosły rok do roku o ponad 170%! (z 29€ do 80€ dziś). I obecnie stanowią ok. 1/2 kosztów energii w PL. I to jest główna przyczyna wzrostu cen energii w PL, a nie wzrost cen cen surowca" - napisał w czwartek wieczorem minister Sasin na Twitterze.

Jacek Sasin nie pisze jednak o tym, dlaczego jesteśmy europejskim liderem jeżeli chodzi o poziom emisji CO2. Polska gospodarka faktycznie oparta jest w większości na węglu (udział węgla w miksie energetycznym wynosi 70 proc., a OZE tylko 17 proc.). Ponosimy wyższe koszty zarówno wydobycia tego surowca jak i opłat za związane z tym emisję dwutlenku węgla do atmosfery, które na dodatek nadal rosną.

Na dodatek handel prawami do emisji CO2 to zadanie rządu. Każdy kraj UE ma przyznany limit emisji dwutlenku węgla. Polska swoje limity emisji sprzedaje na berlińskiej giełdzie. I świetnie na tym zarabia. W zeszłym roku handel nimi przyniósł 12,1 miliarda złotych. W tym miało być nieco ponad 10, ale rosnące ceny emisji CO2 sprawiły ministrowi finansów piękną niespodziankę - budżet wzbogaci się nawet o 20 miliardów złotych.