Działał w reklamie zanim jeszcze istniała w Polsce. Tomasz Pawlikowski o historii branży
W kolejnym odcinku podcastu "Reklamiara" gościem Marty Macke jest Tomasz Pawlikowski, który przez ponad 30 lat związany był z Publicis Groupe. Przez ponad 9 lat zajmował stanowisko executive chairman w agencji Publicis Poland. Od jesieni 1999 roku do połowy 2018 roku pełnił funkcję CEO Publicis na region Europy Centralnej i Wschodniej. Równolegle w latach 2015-2018 był CEO agencji reklamowej Leo Burnett na Europę Centralną oraz prezesem i CEO Publicis Communication. W połowie 2018 roku objął stanowisko co-CEO Publicis Groupe w Polsce. Obecnie Pawlikowski wspiera m.in. agencję FCB&theMilkman.
- Z Zofią Nasierowską, Januszem Majewskim i Bernardem Kwapińskim założyliśmy agencję, która nazywała się Art Media Pool i to była agencja, która została stworzona do obsługi Sanyo, którego przedstawicielem na Polskę był, nieżyjący już wtedy, ojciec Bernarda. I reklamowaliśmy Sanyo, nakręcaliśmy reklamówki, w których brał udział m.in. Julian Machulski, a Janusz Majewski je reżyserował - wspomina Pawlikowski.
Opowiadając o początkach swojej ponad 30-letniej kariery w grupie Publicis, wspomina również, jak sama agencja zaczynała działalność na naszym rynku. - Moi mentorzy z dnb&b z Londynu powiedzieli, że chcą wejść na polski rynek i otworzyć agencję i trafili na dwóch bardzo ciekawych gości, którzy mają super kontakty, ale nie mają w ogóle żadnego pojęcia o tym biznesie - wspomina Pawlikowski.
- Zaproponowali wtedy spotkanie w Czarnym Kocie, to taka była knajpa ówczesnym hotelu Victoria. Więc pojawiam się tam, schodzę do Czarnego Kota, patrzę, a tam siedzą ikony entertainmentu i twórczości, czyli Man z Materną. Oni w tym czasie mieli firmę eventową, która głównie robiła bale dla Marlboro i kilku innych klientów. I tak zaczęliśmy ze sobą pracować. Mój pierwszy kontrakt w Publicisie podpisywał Maurice Levy - opowiada.
Wspominając lata 90., Pawlikowski mówi, że charakteryzowały się fantastyczną, niczym nie zmąconą spontanicznością. Później wszystko zaczęło się bardzo instrumentalizować, formalizować, powstały biurokratyczne struktury, firmy zaczęły się rozmnażać, powiększać, tworzyły się ogromne grupy.
- Myślę, że taką cezurą dla branży, szczególnie dla agencji kreatywnych był moment, w którym wydzieliły się domy mediowe. A my, agencje reklamowe, nagle zostaliśmy jak porzucone dzieci, ze swoim mikro światami finansowymi. I skończyły się cudowne czasy tzw. prowizji 17,65 - mówi.
- Lata 90. to były czasy szalonych inwestycji. Tak naprawdę stać nas było na wiele eksperymentów inwestycyjnych i formalno-prawnych, dlatego też robiliśmy różne rzeczy budując "przybudówki", ściągając różne pomysły, zatrudniając ludzi bez umiaru. Klienci dawali nam pieniądze, traktowali wielokrotnie agencję jak banki. Tzn. często z rezerw, żeby nie stracić tych pieniędzy, klient trzymał je w agencji, czasami mieliśmy na koncie niebotyczne kwoty typu 1 mln USD, które były przeznaczone oczywiście na media, natomiast my mogliśmy tymi pieniędzmi obracać - dodaje.
Podsumowując transformację polskiej branży reklamowej - od jej początku przez ponad 30 lat - Pawlikowski stwierdza, że jako rynek "po zachłyśnięciu się nowością, jaką była reklama, mieliśmy szansę stworzenia bardzo ciekawej branży, ale tę szansę straciliśmy. Uważam, że Polska jest jednym z najmniej kreatywnych krajów w tej branży w Europie, bo to się w pewnym momencie bardzo zracjonalizowało. Ludzie zamiast drążyć i szukać coraz bardziej ciekawych rozwiązań skupili się na robieniu pieniędzy” – twierdzi gość "Reklamiary".
W rozmowie nie zabrakło również wątków podkreślających rolę branży reklamowej w budowaniu postaw konsumenckich i społecznych oraz potrzebę skupienia się na sustainability oraz kwestiach związanych z transformacją globalnego zrównoważonego rozwoju, bez których nasza planeta stoi przed ogromnym zagrożeniem.
Zachęcamy do obejrzenia całego wywiadu.