Na pewno zauważasz całą inflację? Przyjrzyj się wadze - a nie tylko cenom w sklepach

Konrad Bagiński
06 maja 2022, 16:30 • 1 minuta czytania
Wraz ze wzrostem cen do sklepów nadeszła kolejna fala podwyżek. Sprytnie ukrytych przez producentów żywności. Mowa o mniejszych opakowaniach i zmniejszanej gramaturze. Kto normalny zauważy, że paczka sera ma dziś 135 zamiast 150 gramów? Albo że nastrzykiwany wodą filet z kurczaka zmienił nazwę na "wyrób mięsny surowy"? Na te sztuczki ciągle nabierają się miliony ludzi.
Chwila nieuwagi na zakupach i przepłacisz, kupując mniejsze opakowanie Andrzej Zbraniecki/East News
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Obserwuj INNPoland w Wiadomościach

- Poszedłem wczoraj do supermarketu po zakupy. Pierwsze co zauważyłem to duża podwyżka cen żółtych serów. Dziś trudno kupić paczkę za mniej niż 5 złotych – takie ceny są tylko w promocjach. Dobra, mamy inflację, jakoś trzeba to przeżyć. Ale zauważyłem, że te paczki jakieś takie małe. Miałem rację – 135 gramów – pisze nasz czytelnik, pan Adam z Włocławka.


Dodaje, że do tej pory normą było sprzedawanie żółtego sera pakowanego po 150 gramów. Takie zresztą ciągle są w ofercie kilku producentów, ale jest ich coraz mniej.

- Na półce z serami większość opakowań miała 135 gramów. 15 gramów to 10 procent mniej – więc już na tym jednym ruchu, odjęciu jednego czy dwóch plasterków cena sera poszła w górę o jedną dziesiątą. A ser w opakowaniu zdrożał i tak. Jeszcze niedawno tylko niektóre polskie popularne gatunki przekraczały cenę 4 złotych za opakowanie, teraz już średnia cena zbliża się do 5 złotych – mówi nasz czytelnik. To ponad 30 proc., a biorąc pod uwagę zmniejszone opakowania - ok. 40 procent podwyżki.

Cieszysz się, że znalazłeś w sklepie masło po 6 złotych? Myślisz: niezła cena, biorę. Zachowaj czujność! Jeszcze kilkanaście lat temu kostka masła ważyła ćwierć kilo, obecnie standardem jest 200 gramów. Ale nikt nigdzie nie napisać ile kostka ważyć powinna. Więc coraz częściej możesz natknąć się na takie, które ważą na przykład 175 gramów. Albo i mniej.

Porównajmy ceny dwóch przykładowych kostek – jedna waży 175 gramów i kosztuje 6 złotych. Druga waży 200 gramów i kosztuje 6,50 złotych. Na pierwszy rzut oka ta pierwsza jest tańsza. To nieprawda – drugie masło jest tańsze. Pierwsze kosztuje 34,28 zł za kilo, drugie 32,50 zł za kilo. Jest różnica? Jest.

Masło i ser to oczywiście niejedyne produkty, które drożeją "niezauważalnie" dla klienta. Świetnym przykładem jest cola. Kiedyś normą było to, że mamy puszki 0,33 litra, butelki 0,5 litra, 1 litr, 1,5 i 2 litry. Dziś doszły do tego puszki o pojemności 0,2 litra, butelki o pojemności 0,85 litra, można też znaleźć pojemności typu 1,25 litra. Cena "małej puszki" mogła więc nie pójść w górę – spadła za to jej objętość. Sytuacja z napojami jest w ogóle dziwna, bo ich ceny są przeróżne – bywa nawet tak, że napoje tej samej firmy mają podobne ceny pomimo różnej objętości.

Jasne, coli można nie pić - życie stanie się tańsze i zdrowsze. Ale w kuchni ciężko poradzić sobie bez oleju - używa się go do smażenia, sałatek, stanowi składnik wielu dań. Jeśli kupujesz w sklepie olej również uważnie przyglądaj się objętości butelki. Coraz częściej na półkach stoją opakowania o pojemności 0,9 litra. To 10 proc. mniej od "standardowego litra" - a cena rzadko spada o jedną dziesiątą w porównaniu do większej butelki. Na pierwszy rzut oka wydaje się jednak bardziej atrakcyjna.

Wiele czekolad waży dziś nie 100 gramów, ale 90. Popularne małpki nie dość, że nie są już wódkami (często mają poniżej 38 proc. alkoholu), również zmniejszyły objętość ze 100 do 90 ml. Półkilowa kiedyś kawa dziś waży najwyżej 450 gramów. Wiele osób lubiących gotować do szału doprowadzają 900-gramowe opakowania mąki. Bo jak w przepisie jest kilogram, to muszą kupić dwa opakowania...

Podobnie sprawa ma się z proszkami do prania. Tu można wręcz zwariować. Dokładnie ten sam proszek może być sprzedawany w opakowaniach o wadze np. 1,6 kilo, 2,4 kilo, 3,7 kilo, 7,15 kilo. Połapanie się w tym, który jest najbardziej opłacalny jest trudne. W takich przypadkach najlepiej orientować się po cenie za kilogram lub litr. Odpowiednie informacje muszą znaleźć się na cenówkach produktów w każdym dużym sklepie.

Płać za powietrze

Innym popularnym trendem jest napuszanie produktów. Da się to zauważyć na przykładzie słodyczy i serków. Dziś – między innymi dzięki reklamom – z półek znikają puszyste serki do smarowania pieczywa. Łatwiej je rozsmarować, konsumenci mają wrażenie, że serek jest mniej ciężki, bardziej dietetyczny. Cóż, jest lżejszy, bo w jego składzie pojawiło się powietrze.

Tak samo sprawa ma się z ptasim mleczkiem. W 1994 roku pudełko tego specjału ważyło 500 g. Dziś to już tylko 380 g. Wychodzi na to, że przez 28 lat zostało "odchudzone" o 120 g. Produkujący je Wedel zapewnia, że wielkość kostek się nie zmieniła i są tak samo smaczne. Cóż, są też o wiele lżejsze. Zostały napompowane powietrzem.

Myślisz, że kupujesz mięso?

Kilka lat temu dzięki pewnemu pazernemu przedsiębiorcy stało się głośno o nastrzykiwaniu mięsa wodą. Kupił 43 tony kurzych piersi, po czym zaczął pompować w nie wodę. Był w szoku, gdy zaczęły pękać. Okazało się, że sprzedano mu już napompowane wodą filety. Kurze piersi nie wytrzymały podwójnej dawki. Po pierwszej ich waga zwiększyła się o 10 procent – czyli przedsiębiorca kupił de facto niespełna 40 ton filetów i ponad 3 tony wody.

Okazało się, że nastrzykiwanie mięsa wodą i solą jest w zasadzie standardowym procesem w firmach mięsnych. Mowa nie o wędlinach, ale o surowym mięsie. A w zasadzie "wyrobie mięsnym surowym" - bo tak to się fachowo nazywa. Na tej samej półce w sklepie może leżeć np. filet z kurczaka i identycznie wyglądający "filet kulinarny z piersi kurczaka – surowy wyrób mięsny". Pierwszy jest stuprocentowym kawałkiem mięsa, drugi ma w składzie "mięso drobiowe" oraz "wodę, sól, ocet w proszku, maltodekstrynę, E500" – to jest prawdziwy opis tego, co znalazłem w sklepie. Tak samo łatwo naciąć się też na mięso mielone.

Tak samo jest z tatarem. W sklepie na jednej półce leży na przykład tatar wołowy, który ma w składzie 98 proc. mięsa i 2 proc. przypraw oraz "danie tatarskie". To drugie wygląda identycznie, ale w składzie ma 80 proc. mięsa, wodę, błonnik grochowy i mleczan sodu.

To wszystko działania zgodne z prawem, wymagające jednak uwagi. Możemy się też zawsze naciąć na ordynarne podróbki - jak w sklepach z odzieżą. Niedawno - jak czytamy w komunikacie UOKiK - do specjalistycznego laboratorium Urzędu w Łodzi trafiło 58 próbek różnego rodzaju kurtek i płaszczy. Aż 30 z nich, a więc prawie 52 proc. ocenianych partii, uzyskało negatywne wyniki – faktyczny skład surowcowy ustalony w laboratorium był niezgodny ze składem zadeklarowanym przez producenta, podanym w oznakowaniu wyrobów.

Inspektorzy Urzędu podali przykład kurtki (import z Chin), która według deklaracji producenta miała zawierać 98 proc. bawełny i 2 proc. elastyny. Bawełna 73 proc., poliester 26 proc., elastyna 1 proc. To samo w przypadku płaszcza, który miał mieć aż 50 proc. wełny. W rzeczywistości zamiast niej zrobiony był w 55 proc. z poliestru.