Sadownik zdradza nam sekrety czereśni. Chcesz kupić taniej? To możliwe w dwa konkretne dni tygodnia

Maria Glinka
07 lipca 2022, 17:10 • 1 minuta czytania
Mięsista czereśnia, wielka jak pięciozłotówka, to marzenie niejednego wielbiciela owoców. Kto stoi za tym, że na naszych talerzach lądują prawdziwe okazy? Zaangażowani sadownicy, dla których liczy się jedno - jakość. Jednak ich praca nie należy do najłatwiejszych. O tym, jak wygląda codzienność pogromcy czereśni, jak będą kształtowały się ceny i jak nie dać się nabrać na owoce importowane portal innpoland.pl rozmawiał z Rafałem Lulewiczem, który ma sad na Dolnym Śląsku.
Sezon na czereśnie Bartosz KRUPA/East News
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Obserwuj INNPoland w Wiadomościach Google

Strzegomiany, niedaleko Sobótki, niecałą godzinę drogi od Wrocławia. To właśnie tam Rafał Lulewicz trzy lata temu kupił sad o powierzchni 0,6 ha. Przez dwa lata współpracował z jedną osobą, która zajmowała się sprowadzaniem pracowników. - Na koniec się dzieliliśmy, ale powiem szczerze, że zysku z tego nie było żadnego. To mój pierwszy sezon, kiedy robię wszystko sam - przyznał.


Typowy dzień sadownika czereśni. "Łatwo nie jest"

Państwo Lulewicz prowadzą stoisko, na którym sprzedają czereśnie, ale ich zbiory można też kupić przez OLX. Poza tym mają zaprzyjaźnionych sprzedawców, w tym okoliczny warzywniak, który obsługują codziennie. Wystarczy telefon dzień wcześniej, aby następnego dnia nad ranem cieszyć się ze świeżego towaru

Codzienność sadownika w szczycie sezonu czereśni to praca prawie na półtora etatu. Pan Rafał wstaje codziennie przed 7:00, żeby załadować towar. Po rozwiezieniu czereśni do umówionych klientów i sprzedawców około 9:30 rozbija namiot i stara się sprzedać wszystko. A ilości są imponujące - nawet 80-100 kg. Później wraca do domu, ale nie ma czasu na odpoczynek. Po krótkiej przerwie na obiad jedzie do sadu, gdzie czereśnie zbiera jego żona… w towarzystwie 3-letniej córki

- Jedziemy z synem i zbieramy po kilka wiaderek, bo człowiek nie jest maszyną i nie każdego dnia jest w stanie zebrać po 100 kg - tłumaczył. Standardowy dzień pracy kończy się około 19-20. I tak w kółko aż sezon na czereśnie nie dobiegnie końca. - Łatwo nie jest, bo z dzieckiem trzeba schodzić ze słońca i robić przerwy. Przez to mamy też opóźnienia, ale jak drzewo jest dobre, to żona potrafi w godzinę zebrać pięć wiaderek, czyli 25 kg - przyznał.

Poza czereśniami pan Rafał ma także wiśnie, morele, brzoskwinie, śliwki i czerwoną porzeczkę. - Było tego więcej, ale wyciąłem, żeby dosadzić czereśnie - wskazał. Jednak czas pokazał, że było to niepotrzebne. - To, co mamy, to nam chyba w zupełności wystarczy na cały rok - ocenił.

Ciemne strony sadownictwa

Jednak praca sadownika do najłatwiejszych nie należy. Najbardziej frustrują sytuacje, na które nie ma się żadnego wpływu. - Na 200 posadzonych drzew przyjęły się 53. Przyszła choroba - rak drzewa i prawie 1/4 nie przetrwała - przyznał pan Rafał.

Nie jest tajemnicą, że praca przy zbiorach jest całkowicie uzależniona od pogody. Słońce jest potrzebne, ale nie w nadmiarze. Podobnie jak deszcz, choć mocne opady mogą pokrzyżować plany. - Przez dwa tygodnie padało, a czereśnie pękały, choć w ogóle się nie zaczerwieniły - wspominał ubiegłoroczne zbiory pan Rafał. Taki owoc smakuje jak woda i nie nadaje się do niczego. Zatem najlepszy jest pogodowy złoty środek, ale na to sadownik nie może wpłynąć.

Poza tym pojawiają się problemy z pracownikami - czasami po prostu brakuje rąk do pracy. Choć dużo osób jest chętnych, to równie dużo osób poszukuje pomocy w zbieraniu owoców. A konkurencja nie śpi. - Obok mojego sadu jest 10 innych, a jeden jest pięć, a może i nawet dziesięć razy większy. Tam pracuje dziennie 20-30 pracowników, którzy zbierają 3-4 tony w ciągu jednego dnia - relacjonował.

Dużą przewagę mają również sadownicy, którzy posiadają chłodnię. - My jej nie mamy, a nie możemy sobie pozwolić na to, żeby owoce zebrane jednego dnia leżały dwa-trzy dni - podkreślił. To wszystko ma bowiem wpływ na jakość, co pokazują realia straganów - wystarczy spojrzeć na ogonek czereśni, aby ocenić, w jakich warunkach była przechowywana.

Trzeba też pamiętać o sprzęcie niezbędnym do prowadzenia sadu, który do najtańszych nie należy. Dla początkujących sadowników, takich jak pan Rafał, koszty są wysokie, a mimo tego marzy mu się własny traktor czy dobra opryskiwarka. Bez tego nie ma co liczyć na długą passę sukcesów.

Poza tym w kręgach sadowników informacje, zwłaszcza te negatywne, rozchodzą się w ekspresowym tempie. Sadownicza "poczta pantoflowa" działa prężnie. Wystarczy, że jedna osoba wspomni o robaku w owocu, aby ludzie przestali przychodzić. Również dlatego tak cenni są stali klienci.

Samozbiory kontra inflacja. Można się nieźle dorobić

Dla osób, które mają czas i nie chcą płacić fortuny za czereśnie w sklepach dobrą okazją są samozbiory. Opcji jest kilka - można zbierać dla siebie, a także dla sadu i w zamian otrzymać pieniądze lub czereśnie. Czasami można się dogadać, że jedna skrzyneczka zbioru ląduje u zbieracza, a dwie - u sadownika. U pana Rafała zbieraczowi płaci się 3 zł za 1 kg. Wystarczy kilka godzin bardziej wytężonej pracy i zbiory mogą przynieść zysk rzędu 90 zł

W przypadku zbierania na własny użytek zapłata ma charakter symboliczny. - 5 zł za 1 kg to jest uczciwa cena - ocenił. Podobnie kształtują się ceny za samozbiory w innych regionach Polski - w okolicach Warki jest to 5-7 zł. - Ważne, żeby wszyscy byli zadowoleni - podkreślił.

Niektórzy zbieracze potrafią wyśrubować imponujące wyniki. Dwa lata temu w sadzie pana Rafała pracowała Lena z Ukrainy. - Potrafiła zebrać 200 kg każdego dnia, nie wiem, jak ona to robiła. To jest 40 wiader. O 6:00 wchodziła na sad, a kończyła dopiero o 20-21, nie chciała schodzić z drzew. Dostawała za to około 500 zł i mówiła, że taką kwotę mogłaby otrzymać za cały miesiąc pracy w Ukrainie. Po prostu jedna dniówka w miesiąc - opowiadał nam nasz rozmówca.

Pułapki w marketach. "Nic nie smakuje tak samo, jak polska czereśnia"

Czereśniowy rynek cenowy jest jak kalejdoskop. Wiadomo, że najdroższej jest na początku i na końcu sezonu. Jak zatem ceny kształtują się obecnie? Wszystko zależy od sytuacji pogodowej i kondycji drzew, ale konkurencja jest ogromna. Pan Rafał przyznał, że okoliczni sadownicy wystawiają czereśnie za około 17 zł, a on - za 13 zł. - Co z tego, że wyrównam do ich stawki, jak sprzedam mniej i wrócę z towarem do domu. A tam czeka już kolejne 100 kg czereśni - stwierdził.

Zdaniem pana Rafała lepiej kupić świeży towar od sadownika niż wątpliwy z marketu. - W weekend w okolicznym Carrefourze 1 kg czereśni kosztował 9,90 zł, ale owoce po prostu rozsypywały się w rękach - zdradził.

Dlatego pan Rafał przestrzega przed zbyt dużą ufnością względem marketów. - To wszystko jest importowane z Hiszpanii, Grecji, Turcji i Albanii. Te czereśnie to inne odmiany, a nic nie smakuje tak samo, jak polska czereśnia. Dla przykładu greckie przypominają "nabite, czarne bomby", napompowane wodą, nie mają takiej słodyczy, jak polskie. Nie są złe, ale smak jest zupełnie inny - przekonywał.

Co z cenami? Na straganach jeszcze będzie drogo

Wielbiciele prawdziwych polskich owoców, zamiast do marketów powinni wybrać się na stragany. Obecnie cena za 1 kg czereśni waha się między 10-12 zł (w woj. podlaskim) a 12-15 zł (woj. mazowieckie). Z obserwacji naszego rozmówcy wynika, że niektórych miejscach na Dolnym Śląsku można znaleźć dobre czereśnie nawet za 6,50 zł za 1 kg.

Chcąc zaoszczędzić, warto też spojrzeć w kalendarz. Najtaniej jest w niedzielę i poniedziałek, ponieważ wszyscy zrywają czereśnie w sobotę. - We wtorek cena zawsze idzie w górę, np. do 8 zł. W środę może być już 9 zł, a w czwartek dochodzi do 12 zł - wyjaśnił pan Rafał. Jednak w kontekście kosztów klienci i tak są na przegranej pozycji, ponieważ dobry, ładny towar zawsze się obroni i z pewnością znajdzie się ktoś, kto będzie chciał zapłacić tyle, ile zażądał sprzedawca. - Jakość to podstawowa rzecz - ocenił.

Sezon jeszcze trwa, ale wielbiciele czereśni już z niepokojem wypatrują jego końca. Podwyżki cen są bowiem nieuniknione. Pan Rafał podejrzewa, że pod koniec sezonu ceny zrównają się z tymi, które były na początku. W jego przypadku - do około 20 zł za 1 kg. Ceny odzwierciedlają bowiem realia owoców sezonowych, które nadają się do spożycia tu i teraz. Nie ma więc co czekać na koniec sezonu, kiedy ceny ulubionych owoców z pewnością wzrosną.

Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl