Premier odleciał. Gdyby nie on, inflacja sięgnęłaby 80 proc. Albo 100 proc.

Konrad Bagiński
07 lipca 2022, 18:29 • 1 minuta czytania
Premier Morawiecki po raz kolejny jawi się jak zbawca narodu. W wywiadzie dla "Gościa Niedzielnego" twierdzi, że gdyby nie jego rządy, inflacja wynosiłaby nawet 80 - 100 procent. Mówił też, że złotówka jest mocna a Tusk i Trzaskowski źli.
Morawiecki: gdyby nie my, to inflacja mogłaby sięgać 80-100 proc. Wojciech Strozyk/REPORTER
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Obserwuj INNPoland w Wiadomościach Google

- Znacząco obniżyliśmy podatki na energię cieplną i elektryczną, na gaz i paliwa. Już teraz myślimy o tym, jak sprawić, by chleb kosztował mniej jesienią – dlatego obniżyliśmy podatek na nawozy, a potem wprowadziliśmy do nich dopłaty. Ze względu na wojnę cena pieczywa znowu może wzrosnąć, nawet o 20–30 procent, ale dzięki naszym działaniom unikniemy scenariuszy całkowicie dramatycznych, w których wzrost cen od początku roku mógłby sięgać nawet 80–100 procent – tak premier Morawiecki odpowiedział na łamach „Gościa Niedzielnego” na pytanie jakie działania podjął rząd, aby przeciwstawić się wzrostowi cen.


Po raz kolejny inflację uznał – w całości – za „gospodarcze konsekwencje wojny na Ukrainie”.

- Rosnące ceny energii i surowców przekładają się na ceny innych produktów. Wojna zablokowała eksport zboża z Ukrainy, co spowodowało wzrost cen żywności na rynkach światowych. Przyczyny inflacji są więc jasne i dotykają nie tylko Polski, ale całego świata. Sięgają nawet Stanów Zjednoczonych, o czym wielokrotnie mówił prezydent Biden – perorował Morawiecki.

Morawieckiemu umknął fakt, że import zbóż z Ukrainy do Polski jest niewielki. W ostatnich latach o wiele więcej zbóż importowaliśmy z Czech i Słowacji, niż z Ukrainy. Mowa zresztą o ilościach rzędu maksymalnie 200-300 tysięcy ton. Regularnie sami eksportujemy ponad 5 milionów ton zbóż rocznie.

- Proszę przypomnieć sobie, czy rząd Donalda Tuska podejmował podobne działania jak my. Był okres w czasie jego rządów, kiedy WIBOR, a więc i raty kredytów były podobnie wysokie jak dziś. Czy Tusk zrobił cokolwiek, by ulżyć kredytobiorcom? Otóż nie – mówił Morawiecki. Trochę rozminął się z prawdą, bo za rządów PO WIBOR faktycznie był wysoki, ale w czasach globalnego kryzysu ekonomicznego, z którego Polska – jako jedno z niewielu państw – wyszła obronną ręką. Potem WIBOR spadał i w 2015 roku był już poniżej 2 proc.

Tusk zły, Trzaskowski nie lepszy

- Pojawiają się zarzuty, że działania osłonowe rządu napędzają inflację – zauważył dziennikarz „Gościa Niedzielnego”. Morawiecki i na takie dictum znalazł ciętą ripostę.

- Czyli mamy dać sobie spokój i czekać z założonymi rękami, aż inflacja sama minie? Właśnie wprowadziliśmy największą w historii III RP obniżkę podatku PIT do 12 procent. A w tym samym czasie prezydent Warszawy narzeka, że rząd Prawa i Sprawiedliwości znowu obniża podatki. Nie będę jednak przepraszał Rafała Trzaskowskiego za to, że je obniżamy, a nie podwyższamy, tak jak w czasach naszych poprzedników. Nie będę przepraszał, bo ta obniżka to po prostu więcej pieniędzy w budżecie domowym zwykłej polskiej rodziny – mówił.

- Rozumiem, że są ekonomiści, którzy mogą twierdzić, że w ten sposób dosypujemy pieniędzy na rynek, a to powoduje wzrost inflacji. Ale to jest myślenie neoliberalne, które abstrahuje od potrzeb społeczeństwa. Myślenie, które zmniejsza szanse polskich rodzin. Odpowiadam na takie zarzuty pytaniem: to mamy nie chronić Polaków, sprawić, że będą jeszcze bardziej poturbowani przez inflację? - perorował dalej.