"Ostatni bastion taniego jedzenia, pizzunia, został nam odebrany!". Inflacja dotarła do pizzerii
Pizza nie jest już synonimem taniego jedzenia
W dobie wysokiej inflacji sukcesywnie rosną ceny pizzy i dochodzą nawet do 50 zł za placek. - Powiedzcie, czy to jest tylko moje wrażenie. Byłem dziś z córką w domu, więc jako przykładny ojciec zamówiłem pizzę i widząc ceny, złapałem się za głowę. Ostatni bastion taniego jedzenia, pizzunia, został nam odebrany! - stwierdził ostatnio znajomy. Nie zaskoczył mnie jednak tym pytaniem, ponieważ zdążyłam już doświadczyć nowych cen w polskich pizzeriach, które zresztą bywają o wiele wyższe niż ceny we Włoszech. Wniosek jest następujący: jest drogo.
Za głowę złapała się z pewnością już niejedna osoba widząca w ostatnich miesiącach rachunek w pizzerii. Tak też było w przypadku Marty, naszej rozmówczyni. - Rok temu za dwie duże pizze w Pomiechówku płaciłam do 100 zł. A już w połowie kwietnia tego roku w tym samym lokalu dwie pizze kosztowały 148 zł, przy czym zawsze bierzemy ten sam zestaw. Dodam, że to jest 60 km od Warszawy - opowiada kobieta. I dodaje: - Dawno już porzuciłam pomysł karmienia rodziny w lokalnej pizzerii, bo zwyczajnie wolę wydać kasę na lepsze składniki i zrobić ją sama - mówi warszawianka.
Jeszcze przed pandemią pizza kojarzyła się z tanim jedzeniem, pod względem finansowym była czymś pomiędzy fast foodem na mieście a obiadem w restauracji o przystępnych cenach. Przewagę nad fast foodami daje pizzy to, że nie tylko syci, ale jest względnie zdrowa - wypiekana w piecu, bez sztucznych sosów, często z wysokiej jakości składnikami (warzywa, sery, wędliny). Bo choć wciąż można znaleźć pizzerie, których lokale i menu wyglądają niczym wyciągnięte z lat 90. ubiegłego wieku, to współczesne pizzerie, zwłaszcza te znajdujące się w dużych miastach, trzymają wysoki poziom. I tak na przykład w Warszawie prym wiodą pizzerie neapolitańskie, które jakością i wybornym smakiem niczym nie ustępują pizzy wypiekanej we Włoszech, a nawet w samym Neapolu.
Za taki przysmak trzeba jednak zapłacić. Tylko o ile godziliśmy się na ceny oscylujące w okolicy 30 zł, to już 45 zł tak chętnie nie zapłacimy - a z takimi cenami spotykamy się obecnie w stolicy (na przykład pizza Classica con Burrata w pizzerii Pizzaiolo kosztuje 45 zł, a pizza Frutti di Mare w Ristorante Olio & Pomodoro kosztuje aż 57 zł). To oznacza, że obiad dla dwóch osób z napojem wyniesie ponad 100 zł. Za tyle jeszcze rok temu para mogła zjeść przyzwoity obiad.
Królowa Margherita coraz bardziej się ceni
Pizza Margherita, czyli neapolitańska pizza o bardzo prostych składnikach (zawiera jedynie sos pomidorowy, ser mozzarellę i listek bazyli) najlepiej obrazuje, jak bardzo poszły w górę ceny. Przed pandemią koronawirusa cena pizzy wynosiła około 20 zł, a teraz już dochodzi do 30 zł. Ten cenowy skok sprawił, że Polak zarabiający najniższą krajową będzie mógł sobie pozwolić na Margheritę po przepracowaniu dwóch godzin (godzina pracy przy pensji minimalnej wynosi 13,91 zł netto).
Ceny podnoszą już nawet nowo otwarte pizzerie, które rozpoczęły działalność w pandemii. Warszawska pizzeria Nonna, która powstała na początku 2020 roku, również musiała podnieść ceny w ostatnim czasie. - Byliśmy zmuszeni podnieść ceny o około 10 procent, na przykład pizza Margherita zdrożała z 27 zł na 30 zł - mówi nam Tomasz Szydłowski, współwłaściciel pizzerii. Za bardziej urozmaicone pizze zapłacimy w Nonnie od 32 zł (tyle kosztuje m.in. pizza wegańska) do 42 zł (w tej cenie są pizze: Prosciutto di Parma i Tartufo).
Właścicielom pizzerii trudno się dziwić, że podnoszą ceny. Nie dość, że przetrwali bardzo trudny okres pandemii, gdy wiele lokali gastronomicznych upadło, to teraz mierzą się z inflacją, jakiej Polska nie widziała od dziesięcioleci.
Jak bardzo dotyka was inflacja? - Dotyka bardzo nieprzyjemnie - mówi Szydłowski. - Zdrożało wszystko, począwszy od mąki, która jest podstawowym produktem, poprzez sery, wędliny i warzywa - są to wzrosty cen o 20-30 proc. Drewno, którym opalamy piec, również zdrożało. Nie wspomnę o cenach prądu, które szaleją od początku roku - opowiada właściciel pizzerii.
W związku z inflacją ich pizzeria zdecydowała się na podwyżki pensji, co było „koniecznością”. - Każdy musi żyć godnie i mieć satysfakcję na koniec tygodnia, iż nie pracuje tylko na czynsz i aby przetrwać do następnej wypłaty - mówi Tomasz Szydłowski. Ale jak zapewnia, wysokie ceny nie odstraszyły klientów. - Na szczęście gości nam nie brakuje. I nie zauważyliśmy, aby ktoś narzekał względu na podwyżki. Myślę, iż ludzie wiedzą, że jest to konieczne ze względu na sytuację w kraju - podsumowuje Szydłowski.