5 tys. zł na rękę… i nie ma chętnych. "Ludzie mają za dobrze, nie szukają pracy"

Krzysztof Sobiepan
04 sierpnia 2022, 14:05 • 1 minuta czytania
4500 - 5000 zł netto, bezpłatne zakwaterowanie i… brak chętnych. Rolnicy w woj. kujawsko-pomorskim nie mogą znaleźć pracowników, mimo dość atrakcyjnych warunków. – Niektórzy ludzie mają za dobrze, nie szukają pracy – żali się jeden z gospodarzy.
Rolnicy mają problem ze znalezieniem chętnych do pracy Fot. Wojciech Olkusnik/East News
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Ile płacą za pracę w gospodarstwie i przy zbiorze czereśni?

Jak pisze "Gazeta Pomorska", rolnicy nie mogą znaleźć pracowników do pomocy i to mimo dobrych pensji. Najczęściej poszukiwani są pracownicy do pomocy w gospodarstwach mleczarskich.

Jak mówi jeden z rolników z okolic Brodnicy – oferuje 4500 - 5000 zł netto miesięcznie oraz darmowe zakwaterowanie. Chętni się zdarzają, ale po paru pytaniach i krótkiej rozmowie rezygnują. Gospodarz wymaga nieco doświadczenia (dojarki, pojenie krów), ale mówi, że ważne są chęci, a wszystkiego się można nauczyć.

W internecie podobne oferty pracy zamieszczają rolnicy z Bydgoszczy, Żnina, Barcina czy z Wójcina.

Szukam już po raz kolejny solidnego pracownika. Poprzedni popracował przez kilka miesięcy i zaraz po otrzymaniu ostatniej wypłaty przepadł. Myślałem, że teraz, gdy jest taka inflacja, czasy są trudne i coraz więcej osób ma problemy finansowe, to znajdę pracownika w kilka dni. Już chciałem zdecydować się na pana, który nie ma doświadczenia w rolnictwie, mógłbym go wszystkiego nauczyć, ale on nagle postawił warunek — że będzie kończył robotę o godzinie piętnastej. No jak ja to krowom miałbym wytłumaczyć?Właściciel gospodarstwa mleczarskiegopow. bydgoski

Inny rolnik przyznaje, że praca w gospodarstwie jest nieco nienormowana czasowo – przecież krowy trzeba doić o świcie i regularnie karmić. Dodaje jednak, że można robić sobie przerwy i nie zawsze trzeba być na pełnych obrotach.

Nieco lepiej jest z chętnymi na pracę sezonową. 20 sierpnia zaczyna się zbiór kalafiorów i pan Leszek z Bruków Unisławskich miał wiele telefonów z pytaniem o zajęcie. Jak mówi – zebranych warzyw nie trzeba nawet dźwigać, a jedyną niedogodnością jest to, że trzeba się schylać. Płaci 17 zł za godzinę.

Rekordy zarobków można zaś bić przy zbiorach czereśni. Prezes Grupy Producentów Owoców Galster Paweł Pączka mówi, że dniówka wynosi od 100 do 300 zł. Najlepsi są więc w stanie wypracować 6 tys. zł pracując na pełny etat, lub 7,2 tys. zł przy pracy przez sześć dni w tygodniu.

Kto jest łasy na dorobienie przy czereśniach? – To uczniowie powyżej 16 roku życia i studenci, głównie z Polski, ale i z Ukrainy. Przy zbiorze czereśni zarabiają od 100 do 300 złotych dziennie, średnio - 150 zł. Za kilogram płacimy 1,50 zł, ale czereśnie z niskich drzewek zbiera się szybko – wyjaśnia Pączka.

Prezes Galstera obawia się jednak, że nie będzie komu zbierać jabłek. Młodzi odjadą po wakacjach i Pączka nie jest pewien, czy jego firma będzie w stanie ponieść koszty zbioru owoców.

Brakuje rąk do pracy w sadach

Jak pisaliśmy w INNPoland.pl, już w zeszłym roku rolnicy mieli problem z pracownikami do zbiorów jabłek.

Ostatnie zbiory ruszyły później niż zazwyczaj, w połowie września. Zdecydowała o tym głównie pogoda. Z szacunków Związku Sadowników RP wynikało, że zbiory mogą być mniejsze o ok. 3 mln ton owoców.

Zdaniem prezesa Związku Sadowników RP, brak rąk do pracy ma parę przyczyn.

– Największym problemem jest to, że ci, którzy już zdecydują się na przyjazd do Polski, podejmują pracę w innych, lepiej płatnych gałęziach gospodarki niż rolnictwo – wylicza w rozmowie z serwisem Money.pl Mirosław Maliszewski, prezes ZSRP. Jak podaje, część imigrantów zarobkowych nie chce pracować w Polsce. Jeśli mają możliwość, wyjeżdżają dalej za granicę: na Węgry, do Czech, Słowacji czy Niemiec.

– Kiedyś w moim sadzie pracowali głównie ludzie ze Wschodu. Teraz to przeszłość. Wynik pandemii? Niektórzy twierdzą, że w Polsce w porównaniu do innych krajów na pracy sezonowej zarabia się grosze. Do tego nie jest to lekka praca. Brak ludzi to dla nas duży problem, mimo wywindowanych stawek nie mam kogo zatrudnić – opowiadał INNPoland.pl sadownik z gminy Skarbkowa.

Czytaj także: https://innpoland.pl/181801,premier-niech-sobie-sami-zbieraja-szparagi