Prądu może zabraknąć, a PiS blokuje rozwiązanie. Projekt ustawy to kopalnia pułapek
- Ustawa wiatrakowa blokuje inwestycje w lądową energetykę wiatrową, więc rząd chce zliberalizować zasady
- Jednak zdaniem prawników nowy projekt jest zbyt skomplikowany i wcale nie odblokuje inwestycji
- Dokument trafił do sejmowej zamrażarki i nie wiadomo, czy będzie procedowany
Tak rząd chce odblokować budowę farm wiatrowych
Ustawa wiatrakowa z 2016 r. uniemożliwiła rozwój lądowej energetyki wiatrowej w Polsce. Przepisy wskazują, że minimalna odległość między budynkiem mieszkalnym a elektrownią wiatrową to dziesięciokrotność wysokości instalacji. Zatem wiatraki o wysokości 100 m muszą być oddalone od zabudowań o co najmniej 1 km.
Rząd zwlekał sześć lat, ale w końcu postanowił uprościć zasady, aby odblokować inwestycje, które w obliczu nadciągającego kryzysu energetycznego mogłyby obniżyć rachunki gospodarstw domowych. Liberalizacja ustawy wiatrakowej to jeden z kamieni milowych, od których Komisja Europejska uzależnia wypłatę miliardów euro dla Polski w ramach Krajowego Planu Odbudowy (KPO).
W ramach nowelizacji rząd chce wprowadzić zasadę 10H, zgodnie z którą dostępność terenów pod inwestycje wiatrowe miałaby się zwiększyć ponad 25 razy. Odległość będzie mogła być inna niż 10H, ale nie mniejsza niż 500 m od budynków.
Rząd chce, aby ostateczną decyzję o lokalizacji instalacji podejmowały samorządy. Oznacza to, że elektrownie wiatrowe mogłyby powstawać tylko na terenie tych gmin, które uwzględniły takie projekty w swoich planach zagospodarowania przestrzennego.
Pułapki czyhają na samorządy
Zdaniem ekspertów, z którymi rozmawiał portal money.pl, rządowa propozycja niczego nie zmieni. Prawnicy grzmią, że dokument jest tak zagmatwany, że nawet sami mają z nim problem.
- W praktyce nie będzie wiadomo, jak sporządzić miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego. Przyjęcie określonego rozwiązania może spowodować jego nieważność. Natomiast wybór bezpiecznego podejścia może prowadzić do absurdu — ocenia Jacek Kosiński, adwokat i partner w kancelarii Jacek Kosiński Adwokaci i Radcowie Prawni. Gminy mogą wpaść w błędne koło — urzędnicy nie będą umieli sporządzić planu, a jeśli zrobią to źle, to plan może być nieważny.
Prawnik krytykuje także zmiany w wyznaczaniu odległości między instalacjami a zabudowaniami. - Odległości te nie będą przecież znane w chwili przystępowania do prac nad miejscowym planem. Absurd polega również na tym, że gminie będzie to trudno przewidzieć — wskazuje.
Jan Ruszkowski, ekspert Konfederacji Lewiatan, uważa, że projekt nie rozwiąże problemów z instalacjami wiatrakowymi, a tylko je pogłębi. - Potrzebujemy kroku w przód – strategicznego wsparcia rozwoju całego miksu energetyki odnawialnej, w tym wiatrowej. Grożący Europie długotrwały kryzys energetyczny wymaga dziś zdecydowanych działań, a nie kroku wstecz — przekonuje. Jego zdaniem branża potrzebuje tylko dobrych przepisów, bo inwestycje powinny być przemyślane, a wiatraków nie powinno się stawiać w losowych miejscach.
Projekt utknął w sejmowej zamrażarce, inwestycji nie ma
O dobre przepisy będzie jednak trudno, ponieważ rząd nie spieszy się, aby nawet poprawić najnowszą propozycję. Choć dokument liberalizujący ustawę wiatrakową przeszedł już przed konsultacje z resortami, samorządami i branżą to trafił do sejmowej zamrażarki.
Ruszkowski wskazuje, że powody zawieszenia prac nad tym projektem zostaną ujawnione dopiero na wrześniowym posiedzeniu. - Dziś wygląda to jednak tak, jakby nawet w obozie zjednoczonej prawicy brakowało konsensusu, skoro od połowy lipca projektowi nie nadano w Sejmie nawet numeru druku — punktuje ekspert. W związku z nieodpowiednimi przepisami od 2016 r. w Polsce nie powstała żadna instalacja wiatrowa. Dla porównania w Niemczech zainstalowano 240 nowych turbin — i to tylko w pierwszej połowie 2021 r.